KONIEC KADENCJI


Skończyła się kadencja władz samorządowych, trwająca od 11 X 1998 r. 10 X 2002 r. odbyły się ostatnie posiedzenia Rady Miasta Częstochowa i Rady Powiatu Częstochowskiego. 7 X – ostatni raz spotkali się radni Sejmiku Wojewódzkiego.
Cztery lata temu rząd reprezentował na I sesji Sejmiku wojewoda Marek Kempski. Na ostatniej, tę samą rolę pełnił Lechosław Jarzębski. W międzyczasie 75 radnych spotkało się 57 razy na sesjach plenarnych i kilkakrotnie częściej w pracach 16 komisji. Nasz subregion częstochowski reprezentowało 9 radnych. Wybrani w 1998 r. byli: Jerzy Guła, Kazimierz Pankiewicz i Sebastian Szymonik (AWS), Marek Lewandowski, Jacek Kasprzyk, Mieczysław Wyględowski, Zenon Soluch i Krzysztof Tabaka (SLD) oraz Ireneusz Skubis (PSL – jedyny w całym Sejmiku reprezentant tego ugrupowania). W trakcie kadencji, po rezygnacji z mandatu, posłów Marka Lewandowskiego i Jacka Kasprzyka zastąpili – Edward Jędrzejewski i Henryk Jąderko. Z tego grona Jerzy Guła wybrany został członkiem Zarządu Województwa.

Skończyła się kadencja władz samorządowych, trwająca od 11 X 1998 r. 10 X 2002 r. odbyły się ostatnie posiedzenia Rady Miasta Częstochowa i Rady Powiatu Częstochowskiego. 7 X – ostatni raz spotkali się radni Sejmiku Wojewódzkiego.
Cztery lata temu rząd reprezentował na I sesji Sejmiku wojewoda Marek Kempski. Na ostatniej, tę samą rolę pełnił Lechosław Jarzębski. W międzyczasie 75 radnych spotkało się 57 razy na sesjach plenarnych i kilkakrotnie częściej w pracach 16 komisji. Nasz subregion częstochowski reprezentowało 9 radnych. Wybrani w 1998 r. byli: Jerzy Guła, Kazimierz Pankiewicz i Sebastian Szymonik (AWS), Marek Lewandowski, Jacek Kasprzyk, Mieczysław Wyględowski, Zenon Soluch i Krzysztof Tabaka (SLD) oraz Ireneusz Skubis (PSL – jedyny w całym Sejmiku reprezentant tego ugrupowania). W trakcie kadencji, po rezygnacji z mandatu, posłów Marka Lewandowskiego i Jacka Kasprzyka zastąpili – Edward Jędrzejewski i Henryk Jąderko. Z tego grona Jerzy Guła wybrany został członkiem Zarządu Województwa.
Oceniając aktywność najwyżej ocenić można Ireneusza Skubisa. Widoczne to było po najwyższej frekwencji na jego dyżurach w Częstochowie, jak i po liczbie znaczących wystąpień na sesjach. Oczywiście ocena ta dotyczy tylko radnych; nie sposób porównywać aktywności zwykłego radnego z wicemarszałkiem. W sensie skuteczności podejmowanych działań oprócz radnego Skubisa (np. skuteczna obrona Wojewódzkiego Biura Planowania przed likwidacją) wysoko ocenić należy Kazimierza Pankiewicza (wpisanie do kontraktu wojewódzkiego budowy pawilonu onkologicznego przy szpitalu na Parkitce).
Obcy temat
Niestety, pisząc o I kadencji Sejmiku odczuwa się, że temat ten obcy jest większości częstochowian. Prace Sejmiku w minimalnym stopniu znalazły swoje odzwierciedlenie w lokalnych mediach. Tak samo nie ma dziś w nich wyraźnego zainteresowania kampanią wyborczą do władz samorządu wojewódzkiego. I to jest najpoważniejsza przegrana I kadencji. W bardzo małym stopniu zrodziło się poczucie tożsamości regionalnej, w równie małym odczucie przez mieszkańców ciężaru współodpowiedzalności za region. Co więcej – nieklarowny rozdział między kompetencjami samorządu a administracji rządowej nie ugruntował poczucia, że naszą władzą regionalną jest Sejmik i Zarząd Województwa.
Bo i jak się miała ugruntować? Samorząd rodził się w cieniu “silnego człowieka” Marka Kempskiego, to narzuciło pewne odczucie odbioru władzy. Wojewoda od samego początku nie był traktowany jako reprezentant premiera pełniący w regionie funkcję “policjanta”, nadzorującego, by działania samorządu nie przekraczały granic prawa. Był uważany za regionalnego gospodarza, reprezentującego interesy regionu wobec centrum. W “buty” Kempskiego wchodzili wszyscy kolejni wojewodowie, do obecnego Jarzębskiego.
I tak samo siłą rzeczy dla mieszkańców naszego subregionu reprezentantem w katowickiej władzy byli wicewojewodowie – kolejno Zygmunt Kucharczyk i zmarły niedawno Marek Sztolcman. Takie odczucie powodowało, że rolę Sejmiku traktowaliśmy identycznie, jak wcześniej (1990-98) Sejmików Samorządowych czy jeszcze wcześniej Wojewódzkich Rad Narodowych. Kierującego Zarządem Województwa Marszałka w tym odbiorze uznawano za honorowego “gospodarza”, faceta od otwierania i przecinania wstęg; myląc nagminnie jego obowiązki z Przewodniczącym Sejmiku. Można tu zrobić pewne porównanie z I kadencją Rady Miasta. W 1990 r. przywrócono samorząd, ale owa władza lokalna nie mogła zajmować się szkołami, instytucjami kultury, nie podlegała jej prawie połowa ulic w mieście. Ten jest ważniejszy, kto daje pieniądze; w ten sposób ważniejszym gospodarzem miasta był wojewoda. Dopiero determinacja radnych I kadencji pozwoliła naszemu samorządowi wybić się na niezależność.
Problemy z kontraktem
Identyczną sytuację mamy w przypadku samorządu wojewódzkiego. Powierzono władzy samorządowej funkcję gospodarza. I jednocześnie nie dano własnych pieniędzy, nie przyznano realnych kompetencji wobec rolnictwa i przemysłu. Jak władze samorządowe mogły realizować regionalną politykę rozwoju nie mając wpływu na restrukturyzację i prywatyzację zakładów przemysłowych? Jak realizować politykę regionalną wobec rolnictwa, gdy wszystkie narzędzia tej polityki pozostały w rękach rządu? Jak bez własnych środków prowadzić inwestycje rozwojowe? Nawet słynny “kontrakt wojewódzki” stał się po prostu przerzuceniem na władze samorządowe obowiązku kontynuowania dawnych centralnych instytucji. Samorząd regionalny nie miał możliwości, by prowadzić własną, samodzielną politykę rozwojową. A bez tego nie mógł “zaistnieć” w świadomości społecznej.
Spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytania:
1. Czy samorząd wojewódzki powinien być pełnym dysponentem środków na rozwój regionalny pochodzących zarówno z budżetu państwa jak i z UE?
2. Czy samorząd wojewódzki powinien być kreaterem regionalnej polityki ochrony środowiska?
3. Czy samorząd wojewódzki powinien posiadać decydujący wpływ na politykę przemysłową i rolniczą w regionie?
4. Czy samorząd wojewódzki powinien kształtować politykę edukacyjną w zakresie szkolnictwa wyższego?
5. Czy samorząd wojewódzki powinien współtworzyć i realizować regionalną politykę ochrony zdrowia?
Otóż, za każdym razem, gdy odpowiemy “nie wiem” damy tym samym dowód obojętności wobec idei regionalizmu. Przyznamy, że nie interesuje nas spór między zwolennikami centralizmu a decentralizmu. W dodatku żywimy obawy zarówno wobec centralizmu warszawskiego (rządowego), jak i decentralizmu traktowanego jako “centralizm katowicki”.
Nie mamy poczucia wpływu
Poparcia dla idei regionalizmu nie da się uzyskać lekceważąc budowanie poczucia wpływu wszystkich mieszkańców regionu na wspólne sprawy. W sytuacji, gdy częstochowianie nie mają poczucia wpływu na Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska, jest dla nich obojętne, czy Fundusz ten bardziej podlega administracji rządowej czy samorządowej. Trudno bronić zasady wpływu samorządu wojewódzkiego na działania regionalnej Kasy Chorych – nie tylko dlatego, że czujemy się w tym nie reprezentowani – ale, co gorsza, działania władz wojewódzkich w zakresie restrukturyzacji podległych im częstochowskich placówek były skandalicznie nieudolne. Czy możemy sobie życzyć decentralizacji polityki rolnej, skoro centralizacja bardziej odpowiada naszym aspiracjom. Dzięki centralizacji mamy w Częstochowie, dzięki staraniom obecnego posła PiS Szymona Giżyńskiego, Oddział Regionalny Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa i oddział regionalny Krajowego Centrum Doradztwa. Samorządność (terytorialna i zawodowa) przyniosła Wydział Rozwoju Obszarów Wiejskich Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach i w tym samym mieście siedzibę Izby Rolniczej.
I w końcu rzecz najważniejsza. W Częstochowie nie było żadnej publicznej debaty nad Strategią Rozwoju Województwa, nie znamy jej, nie mamy poczucia jej współtworzenia. Nasze władze miasta i powiatu nie widzą też potrzeby dostosowania swojej strategii rozwoju do strategii wojewódzkiej. Przygotowują projekty pod Narodowy Plan Rozwoju (inwestycje przewidziane do wsparcia środkami z UE) z założeniem, że o wsparciu decydować będzie umiejętność lobbowania w Warszawie. Być może jest to słuszne podejście w czasach odradzającej się centralizacji. Lecz tym bardziej osłabiające poczucie regionalnej więzi.
Eksperyment regionalizmu (bo tym była reforma administracyjna w 1998 r.) dodatkowo osłabiły zmiany w ordynacji wyborczej. Zmniejszenie ilości radnych (z naszego subregionu w miejsce 9 będzie 6) prowadzi do zmniejszenia reprezentatywności Sejmiku. Swoich przedstawicieli mogą nie mieć w nim mniejsze powiaty ziemskie. Wysoki próg wyborczy zmniejsza reprezentatywność polityczną.
Ujemne cechy ma także zakaz łączenia mandatu radnego wojewódzkiego z mandatem poselskim. Znaczenie polityczne bowiem Sejmiku nie zależy jedynie od ustawowego określenia jego funkcji. Aby cieszył się on prestiżem regionalnego parlamentu ważne byłoby, by w Sejmiku zasiadali regionalni liderzy partii. W ten sposób, przy otwartej kurtynie, na sesji Sejmiku w sposób rzeczywisty kształtowałaby się regionalna polityka.
Drugi garnitur?
Tymczasem większość liderów partyjnych jest w parlamencie. Ważniejsi politycy lokalni wysuwani są przez partie jako kandydaci na prezydentów miast. Do Sejmiku w efekcie trafi “drugi garnitur polityczny”. Jaki będzie tego efekt? Łatwy do przewidzenia: rzeczywista polityka regionalna ustalana będzie przy stoliku w restauracji sejmowej. Sejmik będzie tylko atrapą przegłosowującą decyzje podjęte na zewnątrz regionalnej demokracji.
Recentralizacja w Polsce przebiega w odwrotności do procesów widocznych w całej Europie. Tam bowiem, nawet w państwach o centralistycznych tradycjach – Francja, Wielka Brytania – widać rosnące znaczenie regionów. Widocznie jednak odpowiada nam rola skansenu ustrojowego; widocznie musimy powtórzyć wszelkie zachodnioeuropejskie błędy, by uczyć się na własnych pomyłkach a nie cudzych doświadczeniach.
Możemy dziś sobie pozwolić na zlekceważenie wyborów do Sejmiku.
Zamiast inwestować w siłę naszych radnych w parlamencie regionalnym, będziemy inwestować w delegacje do Warszawy. Na krótszą metę, w obecnych czasach, metoda antyszambrowania w stolicy jest skuteczna. Na dłuższą – przegrywają wszyscy. Bo niemożliwy jest zrównoważony rozwój całej Polski w oparciu o uznaniowość decyzji urzędników w centrum.

Jarosław Kapsa

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *