OBLEGANY MISTRZ


Po wygranej we Lwowie Pietrzyk został bohaterem

Mimo, że w tym sezonie żużlowiec Radsona Malmy Włókniarza Częstochowa Artur Pietrzyk sygnalizował od czasu do czasu niezłą dyspozycję, nie był faworytem półfinału ME we Lwowie. Nie był faworytem, choć kibice w Częstochowie liczyli na jego awans do decydującej rozgrywki.
Tymczasem występ naszego zawodnika można ocenić jako bodaj najlepszy w karierze. Częstochowianin, nie mający większego doświadczenia na arenie międzynarodowej, wygrał pierwszą swoją poważną, poza granicami Polski, imprezę, stając się w ciągu zaledwie kilku godzin prawdziwym bohaterem dla wszystkich obserwatorów zmagania. Szczególnie dla najmłodszych sympatyków “spidwieja”, jak mówią, kalecząc angielską nazwę speedway, mieszkańcy terenu byłego Związku Radzieckiego. Po turnieju nasz mistrz był oblegany przez całą hordę nastolatków, żadnemu nie odmówił podpisu, rozdając je z godnym podziwu spokojem.
– Z jakim nastawieniem jechałeś do Lwowa. Myślałeś o zwycięstwie?
– Nie myślałem. Liczyłem, że powalczę i zajmę jakąś przyzwoitą pozycję. Przed zawodami byłem raczej spokojny, nie denerwowałem się i być może to spowodowało, że udało mi się wygrać. Z tego wynika, że zawsze muszę startować na takim luzie.
– Jak oceniasz lwowski tor? Jego nawierzchnia nie była najlepsza.
– Nie dziwota, skoro ostatnią imprezę żużlową rozgrywano tutaj dokładnie sześć lat temu. Wydaje mi się, że organizatorzy i tak zrobili, co mogli, aby doprowadzić obiekt do stanu jako takiej używalności. Oczywiście można mieć zastrzeżenia, że były dziury, że dwa pola startowe były przyczepne, a dwa twarde. Ale ogólnie można było się ścigać. Oprawę zawodów też można określić jako przyzwoitą. Zresztą nie ma co wymagać, oni dopiero się uczą organizować tego typu turnieje. Oczywiście parę niedociągnięć było widocznych gołym okiem. Psuła się maszyna startowa, rzadko wyjeżdżały ciągniki, szwankowała łączność telefoniczna itd. Można by jeszcze parę rzeczy wyliczyć.
– We Lwowie byłeś już dzień przed zawodami. Miałeś okazję zobaczyć miasto, do którego my, Polacy, czujemy szczególny sentyment?
– Nie i bardzo żałuję. Zaraz po przyjeździe do hotelu zostaliśmy “porwani” przez organizatorów. Na naszą cześć wydano specjalny bankiet, ale ja szybko urwałem się z niego, aby wyspać się i wypocząć przed turniejem głównym.
– Po wygranej we Lwowie można upatrywać w tobie faworyta finału ME w Hausen-Zolder.
– Takie prognozy są chyba przedwczesne. Nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Ale w Belgii może zdarzyć się wszystko.
– Komu chciałbyś zadedykować lwowskie zwycięstwo?
– Przede wszystkim sponsorom, którzy uwierzyli we mnie przed sezonem. Mam na myśli firmy BP, Press-Glas i Formes. To ich zasługa, że mam dobrze przygotowane motocykle, które we Lwowie spisywały się bez zarzutu.
– Dziękuję za rozmowę.

ANDRZEJ ZAGUŁA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *