Przenieśli się do przeszłości


Miejska Galeria Sztuki prezentuje prace XXXIII Ogólnopolskiego Pleneru Jurajska Jesień 2007 „Podróż w czasie”

– To najstarszy, nieprzerwanie trwający od 33. lat plener w Polsce – zarekomendował przedsięwzięcie dyrektor Miejskiej Galerii Sztuki Czesław Tarczyński. W ubiegłym roku w Hucisku na Jurze spotkało się piętnastu artystów malarzy z Częstochowy i Krakowa.

Nie był to zwyczajny plener. Jego komisarz Jacek Sztuka pokusił się o eksperyment. Przewodni tytuł „Podróż w czasie” miał pobudzić artystów do wędrówki w zamierzchły okres prehistorii. Dodatkowym bodźcem był film w reżyserii Sztuki, w którym zagrali – całkiem profesjonalnie, bawiąc się przy tym doskonale – wszyscy uczestnicy warsztatów. Kanwą ekranizacji było spotkanie z pradziejowym malarzem, legendarnym Jurasem (doskonała kreacja Zdzisława Żmudzińskiego). Porywa on artystów do podziemnych grot, gdzie musieli zmierzyć się ze smokiem rodem z filmu fantasy. Obraz przenika surrealistyczna atmosfera grozy, ale i humoru. Zapewne spełnił swoją rolę. – Myślę, że każdy z nas znalazł w tym projekcie coś dla siebie. Ta inspiracja spowodowała, że odsłoniliśmy się, wyszliśmy ze swoich skorup – mówi dyr. Tarczyński, który wcielił się w postać wodza grupy.
Idea pleneru miała wyraz w ekspresji artystycznej. Maria Ogłaza stworzyła obrazy niczym dzieła pratwórców, odnalezione w grotach Lascaux czy Altamirze. Duch prehistorii odcisnął się też
w pracach Włodzimierza Karankiewicza, Jacka Sztuki czy Elżbiety Chodorowskiej. Pozostali artyści skupili się na pokazaniu impresjonistycznej wizji niezaprzeczalnej urody Jury, jej monumentalności i potęgi. Mistycyzmem przykuwają uwagę dzieła Aleksandra Markowskiego, pracowitością – misternie utkane obrazy Jadwigi Wosik. – Myśl przemijania zawarłam w kamieniu. Każdy głaz i skała mają swoje życie – powiedziała nam artystka.
– Temat spowodował, że odeszliśmy od stereotypów myślowych. Zmotywował nas, by popuścić wodze fantazji. Ten plener był inny, bo wszystkich uczestników połączyło wspólne dzieło, wspólna chęć zaistnienia w projekcie filmowym. To wytworzyło sympatyczne nici porozumienia między nami, lepiej się poznaliśmy. Ktoś może powiedzieć, czy jest sens malować Jurę po raz 33. Jest, bo ona się zmienia i my się zmieniamy – podsumował Czesław Tarczyński.

Jacek Sztuka,komisarz pleneru
Wprowadził Pan nowatorski pomysł do pleneru.
– Chciałem trochę urozmaicić jego formułę, stąd tytuł przewodni „Podróże w czasie” i film. Zamysł zakiełkował podczas poprzedniego pleneru. Dotknęła mnie myśl, że wobec tych odwiecznych skał człowiek wydaje się być tak krótko egzystujący. Pomyślałem o naszych przodkach, którzy tu mieszkali, ten odległy czas ciągle był we mnie. Poza tym jestem przecież mieszkańcem Jury, tym samym pierwotniakiem, tyle że żyjącym tysiące lat później.
Był to Pana debiut komisaryczny?
– Po raz pierwszy miałem zaszczyt poprowadzić plener. Poczułem się za niego odpowiedzialny i chciałem coś zaproponować od siebie. Ponieważ wcześniej nakręciłem jednominutówkę z Władysławem Ratusińskim, która na festiwalu Oneminut.pl zakwalifikowała się do dwudziestki najlepszych filmów jednominutowych w Polsce, dlatego pokusiło mnie, by zrobić coś eksperymentalnego.
I wyszedł film z malarzami w roli głównej.
– I świetnymi aktorami, sądzę że nie jeden z nich był lepszy od zawodowców, grywających w serialach. Malarze to twórczy ludzie, mają wyobraźnie, dużo ekspresji. A film ludzi jednoczy. Myślę, że byliśmy bardziej razem.
Czy w związku z zamiarem kręcenia filmu do uczestnictwa w plenerze zaprosił Pan osoby, które nie miały oporów przed kamerą?
– Nie, ale ucieszyłem się, że świetnie przy tym się bawili. To ich emocjonowało, angażowali się w swoje role.
Czy, według Pana, współtworzenie filmu dało malarzom inne spojrzenie na Jurę?
– Starałem się, by wczuli się w klimat Jury, ale nie chciałem nikomu narzucać formy, to była jedynie propozycja. Nie koniecznie musiało to się przekładać na temat literacki. Na przykład Werner Lubos malował pigmentami, które znalazł na ziemi i używał piasku jurajskiego.
Zabawa w aktorstwo nie przeszkadzała w skupieniu nad malowaniem?
– Starałem się, by nie kolidowało to z pracą malarską. Nie odebrałem takich sygnałów. Może jedynie Zdzisław Żmudziński, który grał Jurasa mógł odczuć ciężar kręcenia, bo był najmocniej zaangażowany.
Kto wymyślił Jurasa?
– Na poprzednim plenerze dowcipkowaliśmy o jakimś Jurasie. Rzuciła to chyba Jadwiga Wosik. Juras, to mityczny stwór, taki Yeti na Jurze.
Jak udało się Panu połączyć kręcenie filmu z malowaniem, co było najtrudniejsze?
– Chyba niski budżet. Film zrealizowałem z własnych pieniędzy, kosztował 1500 zł. Musiałem sam zrobić smoka, później różne rekwizyty. Potrzebny był pająk, to go ulepiłem. Ale koledzy bardzo mi pomogli. Juras przywiózł swoje wdzianko a’la Teletubiś, Grzegorz Wnęk perukę.
Filmem zajmuje się Pan od niedawna. Czy zamierza Pan bardziej poświęcić się tej dziedzinie sztuki?
– Korci mnie film, ale na razie poprzestałbym na mniejszych formach.
Długo trwały przygotowania do projektu?
– Sporo czytałem na temat tworzenia filmu, montażu. Sięgnąłem również do psychologii, by wiedzieć jak kierować moimi aktorami. To pierwszy mój film fabularny. I nie ukrywam, bałem się
Z czego jest Pan najbardziej zadowolony?
– Z aktorów, z ich bezpośredniości, gry. Montaż, to była już czysta przyjemność.

Zdzisław Żmudziński, mityczny Juras
Jak to się stało, że został Pan Jurasem?
– Nie miałem zbyt wiele do gadania. Jak przyjechałem do Huciska okazało się, że grupa przypisała już mi tę rolę.
Wypadł Pan bardzo przekonująco.
– To nie był mój debiut przed kamerą. Po raz pierwszy wystąpiłem u samego Żuławskiego w filmie „Na srebrnym globie”. To była przygoda. Żałuję, że z powodu braku środków nie udźwiękowiono mojego dialogu z Krystyną Jandą. Miałem i inne doświadczenia z filmem. Na dyplom przygotowałem ekranizacje pt. „Ewa w środku kota” na podstawie opowiadania Gabriela G. Márqueza, z muzyką Wojciecha Kilara.
Jak się Pan czuł w roli Jurasa?
– Świetnie, choć trochę byłem zły, że nie miałem czasu malować. Plener był za krótki, dziewięć dni to za mało, by zrealizować dwa projekty. Moje prace po raz pierwszy musiały powstać w domu. Ale nie żałuję. To była świetna zabawa, choć Jacek zaciągał nas do lasu. Z Karankiewiczem i Manem siedzieliśmy tam do trzeciej w nocy.
Rozmawiała URSZULA GIŻYŃSKA

W plenerze uczestniczyli:
ZPAP Częstochowa – Elżbieta Chodorowska, Włodzimierz Karankiewicz, Henryk Kmieć, Tomasz Man, Alicja Nadolska, Cecylia Szerszeń, Jacek Sztuka, Władysław Ratusiński, Czesław Tarczyński, Jadwiga Wosik i Zdzisław Żmudziński
ZPAP Kraków – Werner Lubos, Aleksander Markowski i Grzegorz

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *