Wierny Ojczyźnie do końca


Wspomnienie o Jerzym Margasińskim

W marcu br. minie rok od śmierci bohatera walk o wolność ojczyzny podczas II Wojny Światowej, częstochowianina Jerzego Margasińskiego.

Pochodził z rodu Margasińskich, uwłaszczonego przez cara Aleksandra II w połowie XIX w. Pradziad Jerzego, Leopold walczył w Powstaniu Styczniowym. Cała rodzina była niezwykle patriotyczna, dlatego gdy wybuchały kolejne strajki, powstania czy demonstracje zawsze brali w nich czynny udział.
Jerzy urodził się w 1926 r. Gdy wybuchła II Wojna Światowa miał 13 lat i uczęszczał do szkoły podstawowej. Gdy w 1942 r. Związek Walki Zbrojnej przekształcił się w Armię Krajową, 14-letni Jerzy zachęcony przez kolegę, wstąpił w jej szeregi. Trafił do oddziału Jerzego Kurpińskiego (ps. „Ponury”) i w przeddzień swoich imienin, 22 kwietnia 1942 r. złożył pierwszą przysięgę. Ze względu na wysoki wzrost, otrzymał pseudonim „Długi Jurek”.
Tak zaczął się jeden z najważniejszych, a może nawet najważniejszy okres w jego życiu.

Żołnierz operacyjny AK
Przydzielony do pracy w wywiadzie nieustannie narażony był na niebezpieczeństwo śmierci. Obserwacja terenu, uwalnianie jeńców, rozbrajanie Niemców czy pośrednictwo w dostawie broni były to zadania niezwykle ryzykowne, tym bardziej, że wśród Polaków było niemało kolaborantów. Zdradzony przez kogoś cudem uniknął śmierci, kiedy to o 21.00 przyszli do domu Margasińskich Niemcy i chcieli spalić budynek razem z jego mieszkańcami. Ostatecznie wyroku nie wykonano. Ale nie był to koniec szykan. Wkrótce Jerzy znalazł się w innym niebezpieczeństwie. Jeden z mieszkańców Częstochowy, kierownik Urzędu Pracy o nazwisku Chrzan dopuszczał się podłości wobec narodu polskiego. Czynił to m.in. przez wywożenie młodzieży do III Rzeszy. Na takiej liście znalazł się Jerzy Margasiński. Ale i tym razem wyszedł cało z opresji. Pomocy udzielił mu dowódca, umieszczając w pracowni kapeluszy.
Rodzina Margasińskich, podobnie jak miliony Polaków w tym czasie musiała znosić okrutne skutki wojny m.in. nieustanny lęk i straszny głód. Mimo, że sklepy były dobrze zaopatrzone w żywność, lecz otwarte tylko dla Niemców. Polacy zaś otrzymywali przydział: 30 dkg chleba na dzień, trochę margaryny i marmoladę z buraków. Wigilia i inne święta były bardzo smutne i nie różniły się od pozostałych dni. Kto przeżył wojnę ten wie, że za kupowanie poza kartkami masła, chleba czy mąki groziła kara śmierci.
Na wierność ojczyźnie
W takich okolicznościach nadszedł styczeń 1945 roku. Do Częstochowy wkroczyła „zwycięska” Armia Czerwona, przed którą uciekły wojska niemieckie. Dla Polaków, niestety nie oznaczało to pełnej wolności. Żołnierze radzieccy nie chronili ludności przed złem, ale sami kradli, palili, gwałcili kobiety. Sytuacja był tym bardziej dramatyczna dla ludności cywilnej, że największa wojskowa organizacja podziemna została rozwiązana. Nie wszyscy żołnierze Armii Krajowej pogodzili się z tym. Chcieli nadal walczyć z okupantem, którym tym razem były dla nich wojska sowieckie. Niektórzy, wśród nich Jerzy Margasiński, złożyli po raz drugi przysięgę „na wierność ojczyźnie i walkę z wrogiem”. Generała Okulickiego za zorganizowanie dywersji na tyłach Armii Czerwonej skazano na 10 lat więzienia.
Wróg obecnej rzeczywistości
Skończyła się wojna. 18-letni Jerzy, aby uzupełnić wykształcenie przerwane działaniami wojennymi, podjął naukę w gimnazjum dla dorosłych przy ul. Kościuszki. Aby pomóc rodzicom w trudnej sytuacji finansowej, w 10 klasie opuścił szkołę. Wcześniej poznał swoją przyszłą żonę Irenę. W 1953 r. ożenił się. Od tego czasu zaczął się dla Margasińskiego prawdziwy koszmar. Żona, mimo że pochodziła z ubogiej rodziny, okazała się kobietą wyzwoloną. Nie pracować w domu: prać, prasować, gotować…
Za przynależność do PZPR i donosy nawet na męża otrzymała dobrze płatną posadę w Starostwie. Margasińskiemu przez to (pracował wtedy w Zakładach Chemicznych w Rudnikach) odebrano 75% premii i uznano za „wroga obecnej rzeczywistości”, „wroga Związku Radzieckiego’…
Irena za współpracę z bezpieką była wyróżniana i nagradzana, co jednak nie wyszło jej na dobre. Gdy w 1960 r. w Rudnikach wylądował samolot z Jurijem Gagarinem na pokładzie, w grupie witających go notabli znalazła się Irena Margasińska. Wchodząc po drabinie do samolotu złamała prawą nogę, tak nieszczęśliwie, że konieczna była amputacja nogi. Mąż o wszystkim dowiedział się po fakcie powiadomiony przez milicję. Irena została inwalidą II grupy, ale nadal pracowała. Pomagali jej partyjni koledzy.
W takiej sytuacji dalsze życie małżeńskie stało się niemożliwe. W 1965 r. Margasińscy rozwiedli się, a 10-letniego syna zabrała matka.
Solidarność
Stan wojenny zastał Jerzego Margasińskiego w hurtowni chemicznej na Aniołowie. Podobnie jak 50 tys. innych Częstochowian, wstąpił w szeregi „Solidarności”. Szczęśliwie uniknął internowania i innych szykan ze strony władz. Pod koniec lat 80-tych otrzymał zasłużoną emeryturę, a w roku 1990 dodatek kombatancki jako „żołnierz operacyjny AK”. W marcu 2008 r. pan Jerzy odszedł na wieczną wartę.
Jako wielki patriota zawsze pragnął, aby ten fragment historii, której był świadkiem i współtwórcą nie został zapomniany, ale przekazany przyszłym pokoleniom. Kto znał Jerzego Margasińskiego ten zapamiętał go, jako osobę uśmiechniętą, życzliwą dla wszystkich.

Elżbieta Nowak

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *