Mecz z happy end-em


Dwudziesta piąta runda zmagań koszykarskiej pierwszej ligi postawiła naprzeciw siebie drużyny częstochowskiego Tytana i Sokoła Łańcut. Mimo, że obie ekipy zajmują pozycje w czołówce tabeli, żadna z nich nie może być, na chwilę obecną, pewna zakwalifikowania się do ósemki zespołów, które po zasadniczej części sezonu walczyć będą w play-off.

Sytuacja ta spowodowana jest ogromnym ściskiem w tabeli. Zajmująca ósme miejsce drużyna traci do drugiego zespołu zaledwie cztery punkty. Częstochowianie, osłabieni kontuzjami, przystępowali do pojedynku z wyżej notowanym przeciwnikiem w ósemkę. Ogromny ciężar spoczywał na barkach jedynego środkowego drużyny Tomasza Milewskiego. Zawodnik doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że jego ewentualne zejście z boiska, spowodowane ilością fauli, jest równoznaczne z przegraną częstochowian. Ostatecznie spisał się znakomicie zdobywając 20 punktów (w tym 2 za 3 oczka).
Przebieg spotkania, zdaniem trenera Arkadiusza Urbańczyka, przypominał amplitudę. W pierwszych trzech partiach oba zespoły zyskiwały kilkupunktową przewagę, by po kilku minutach ją utracić. Ostatecznie przed ostatnią kwartą wynik brzmiał 62:58 na korzyść Sokoła. Pierwsze minuty decydującej partii nie były pomyślne dla miejscowych. Po celnych trafieniach Piotra Misia przewaga gości urosła do ośmiu oczek. W tym momencie do akcji wkroczyli kibice. Ich ogłuszający, trwający do końca spotkania doping dodał skrzydeł tracącym wiarę w zwycięstwo koszykarzom z Częstochowy. Efekt był zdumiewający, Tomasz Milewski, Tomasz Nogalski, Dariusz Szynkiel, Michał Saran, Paweł Surówka, Janusz Sośniak oraz Piotr Trepka dali z siebie wszystko doprowadzając na kilkanaście sekund przed końcem meczu do remisu. Warto podkreślić, że popularny “Trepi”, przebywał na parkiecie z niewyleczoną kontuzją. Postępując wbrew zaleceniom lekarza wiele ryzykował, ale ogromnie przyczynił się do sukcesu “tytanistów”, którzy wykorzystując dwa rzuty wolne w końcówce meczu przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę.

PAW

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *