NAJDŁUŻSZY WEEKEND NOWOCZESNEJ (?) EUROPY


I tak oto przed nami kolejny, bardzo długi, prawie 10 – dniowy weekend, a właściwie, to coś na kształt mini urlopu albo prawie wczasów. Formalnie, to oczywiście nie jest tak. Pierwszy tydzień maja, to przecież najpierw ogólnoświatowe Święto Ludzi Pracy, czyli 1 maja, a potem państwowe 3 maja, czyli rocznica Konstytucji. Wszystkie one przetkane są misternie, barchanową nitką dni roboczych, no, ale Państwo wiecie, a ja rozumiem… Trudno, żeby np. drugiego maja człowiek jeszcze rozgrzany do czerwoności pochodem pierwszomajowym gnał do roboty. Ani to dobre dla zdrowia, ani to żadna wydajność. Po prawdzie, to tegoroczne Święto Pracy może wypaść mizernie, bowiem blisko 3 miliony rodaków nie ma pracy, więc co tu świętować. Inaczej, czyli podobnie jest w przypadku 3 maja. Serce i umysł w trakcie państwowego święta wchłaniają poważną dawkę narodowej dumy, historycznej zadumy i głębokiej refleksji. Trudno, zaraz następnego dnia przestawiać się na tak prozaiczne zajęcia, jak roznoszenie mleka, nawożenie pola czy produkcja blach okrętowych. Ani to dobre dla zdrowia, ani to zysk dla gospodarki. Oczywiście, można dojść do budującego wniosku, że przywiązanie do ważnych świąt i masowy w nich udział nieźle świadczy o kondycji duchowej społeczeństwa. Gdyby jednak cynicznie sprawdzić przed świętami – w jakiej ilości sprzedają się flagi o narodowych barwach, a w jakiej wędliny i grille ogrodowe, mogą powstać niejakie wątpliwości. Oczywiście, powie ktoś, że jedno nie przeszkadza drugiemu i że porównywanie Orła w koronie z kurczakiem w majeranku nie ma większego sensu, a nawet jest niestosowne. Chyba, że chcemy zgłębić przyczyny, dla których tak zaciekle bronimy wszystkich czerwonych kartek w kalendarzu, wznosząc się ponad podziałami. Po prostu obok umiłowania tradycji i wartości, niebagatelną rolę odgrywa naturalne umiłowanie czasu wolnego od roboty. I w tej materii na szczęście nie jest źle, a może być jeszcze lepiej. Właśnie skróceniu ulega ustawowy czas pracy.
Oczywiście za te same pieniądze. Jak to zrobić, żeby jednocześnie zachować wysokie wskaźniki wzrostu i gonić Europę, dokładnie nie wiadomo, ale to już problem przedsiębiorców. Jak już do tej Europy dołączymy, a raczej się tam wciśniemy albo wczołgamy, to dojdą jeszcze pewnie jakieś święta europejskie. A są jeszcze święta światowe, ONZ-owskie i inne. Dzień Ziemi, Dzień Mózgu, Dzień Interpunkcji i Siennego Kataru. Też można je przekształcić w czas wolny. Po pewnym okresie nasz kalendarz może się zrobić tak czerwony, jak, nie przymierzając, książeczka Mao Zedonga. Potrzeba tylko konsekwencji, a będzie naprawdę fajnie. Co prawda, niektórzy namolni ekonomiści będą przypominać odwieczne i żałośnie banalne prawa naukowe, typu “bez pracy nie ma kołaczy”. A po co nam, u licha, kołacze?
Pieczywo cukiernicze jest niekorzystne dla zdrowia i wie o tym każde dziecko.
Przypomina mi się tu akurat anegdota związana z Marią Antoniną, żoną Ludwika XVI, jedną z najbardziej przenikliwych ekonomistek w dziejach europejskich monarchii. Kiedy w Paryżu rozpoczęły się rozruchy, zwiastujące Wielką Rewolucję, królowa zapytała, o co lud ma pretensje. “Lud się burzy, bo nie ma chleba” – odpowiedziano jej. “Nie mają chleba? To niech jedzą ciastka!” – powiedziała monarchini. Potem, niestety, zginęła na gilotynie. Piszę o tym nie dlatego, żeby przestrzegać współczesnych włodarzy o konsekwencjach oderwania się od rzeczywistości. Czasy mamy łagodniejsze. Dziś nie idzie się na gilotynę. Co najwyżej, obejmuje się jakąś posadę i przechodzi do opozycji. Ot, może to i dobrze, ale i czasami żal. Przy czytaniu niniejszego felietonu może powstać fałszywe wrażenie, że niezwykły ze mnie pracuś, a w dodatku przeciwnik, skądinąd szacownych, świąt. Ależ, ani jedno, ani drugie. Pisałem te zgryźliwości, po to, żeby zasygnalizować realne problemy.Osobiście cieszę się na ten piknikowy tydzień. Słabym ja jeno człowiek i też lubię czas wolny.
Dan. 25.04.2001

ANDRZEJ BŁASZCZYK

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *