Zostałem zaakceptowany


Z dyrektorem Muzeum Częstochowskiego Tadeuszem Piersiakiem, wcześniej wieloletnim dziennikarzem i dyrektorem Ośrodka Promocji Kultury „Gaude Mater” rozmawiamy o nowych wyzwaniach i obchodach 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę. (Cz. II)

Panie Dyrektorze, wspominał Pan, że czas w Ośrodku Promocji Kultury „Gaude Mater” był dobrym okresem zawodowym. A w Muzeum jak się zaczęło?
– Tak samo jak w Ośrodku: od tego, że na początku miałem momentami dość. Ośrodek poprzestawał na realizowaniu podstawowych form działalności, a mojemu zespołowi udało się zbudować wszechstronny i różnorodny program, przyciągnąć także nowe środowiska, z nowymi pomysłami. Sukces, to efekt pracy całej załogi.

W Muzeum są inne wyzwania?
– Oczywiście. Sądziłem, że wejście w nowe niuanse będzie postępowało znacznie szybciej, ale rozeznanie tych wszystkich struktur, obyczajów, formalności, które w Muzeum funkcjonują, zabiera sporo czasu. Powtórzę po raz kolejny: obawiałem się kontaktu z ludźmi z nowego zespołu w Muzeum i pierwsze spotkanie było silnym, emocjonującym momentem. Zobaczyłem jednak, że zostałem zaakceptowany, ludzie się uśmiechali, widziałem w oczach błysk głodu działania. Wyczułem, że są oni podstawowym potencjałem, z którego jako dyrektor będę mógł korzystać.

Mianowanie przyszło trochę przez zaskoczenie, więc zapewne nie miał Pan od razu konkretnego planu działania. Czy dzisiaj już Pan wie, jak tę instytucję naznaczyć swoim rysem? Czy coś trzeba zmienić?
– Zmieniać na wejściu nie planuję niczego. Jest to najstarsza instytucja kultury w Częstochowie, która ma ponad stuletnią tradycję, w stosunku do której podchodzę z szacunkiem. Naturalnie, przyszedłem ze swoimi przemyśleniami. Przede wszystkim uważam, że Muzeum Miejskie powinno być maksymalnie lokalne. Chciałbym to już budować na programie „Niepodległa”, odwołując się do mieszkańców miasta. Myślimy o wystawie, gdzie na Polskę niepodległą patrzylibyśmy z perspektywy naszych dziadków i rodziców. Zamierzamy zaapelować do mieszkańców, aby użyczyli nam sprzęty codziennego użytku z lat 50., 60, a może nawet z okresu przedwojennego i z nich stworzyć ekspozycję „jak to dawniej było”. Kolejny pomysł, w którym będzie nam potrzebna pomoc mediów, można określić jako utrwalanie historii. Muzealnicy twierdzą, że jutrzejsza historia buduje się na naszych oczach, że jutro w stosunku do wczoraj ma za mało świadectw materialnych. Chcemy zatem zaprosić mieszkańców, aby 11 listopada, o godzinie 12, wyszli przed swoje domy biura czy sklepy i sfotografowali swoje najbliższe otoczenie, a zdjęcia przekazali do Muzeum. Jeżeli Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego zechce nas wspomóc finansowo, to stworzymy ogromną tapetę fotograficzną na szczytowej ścianie eksponowanego budynku. Jeżeli takich pieniędzy nie uzyskamy, to powstanie internetowa galeria Częstochowy: „11 listopada 2018 roku, godzina 12”. Myślę, że jutrzejsi muzealnicy i historycy typu Juliusz Sętowski będą ręce zacierać za sto lat, mając dostępny taki materiał fotograficzny.
W programie obchodów 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę mamy i inne plany. Będą jeszcze: sesja naukowa, cykl wykładów, wystawa sztuki pokazującej życie codzienne okresu 20-lecia międzywojennego. Miasto gwarantuje nam wkład własny, przy czym bez środków pozyskanych funduszy z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie wystarczy na realizację wszystkich projektów. Ale w Ośrodku nauczyłem się tego, że bardzo wiele można zrobić bez pieniędzy, przy życzliwości i dobrej woli ludzkiej.

Dotarły do nas prośby mieszkańców o stworzenie w Muzeum sali pamięci Jerzego Dudy-Gracza. Czy jest na to szansa?
– To złożony temat. Wbrew temu, co sądzą mieszkańcy, dzieła Dudy-Gracza nie były udostępniane Muzeum Częstochowskiemu za darmo. Prezentowaną wystawę zabrała spadkobierczyni malarza – córka Agata Duda-Gracz, z argumentacją, że dziełą zostaną wyeksponowane w Krakowie. W tegorocznym budżecie Muzeum nie ma zaplanowanych wydatków na stworzenie gabinetu dla artysty. Po drugie, musielibyśmy stworzyć warunki lokalowe dla eksponowania takiej kolekcji. Po trzecie, na ten rok mamy już zaplanowany cykl wystaw, są drobne luki, ale traktujemy to jako rezerwę na niespodziewane potrzeby. Stąd wyłączenie jednej sali na stałą ekspozycję dla Jerzego Dudy-Gracza nie jest dla nas korzystnym rozwiązaniem. Natomiast plan jest taki: 20 marca przypada kolejna rocznica urodzin malarza i chcemy przypomnieć o tym mieszkańcom miasta, organizując błyskawiczną ekspozycję, na której pokażemy dzieła Jerzego Dudy-Gracza z kolekcji malarstwa Muzeum Częstochowskiego. Dodatkowo, szefowa Działu Sztuki Katarzyna Sucharkiewicz opowiedziałaby o twórcy, jego losach i twórczości, a także o wystawie, która była wcześniej w Częstochowie, jej historii i możliwościach stworzenia podobnej ekspozycji.

W Muzeum są różne kierunki działań i mocno rozbudowany jest dział edukacji historycznej. Co stanie się priorytetem dla nowego Dyrektora?
– Przede wszystkim pamiętajmy o tym, że Muzeum powołane jest do kolekcjonowania dzieł i eksponatów o rozmaitym charakterze, konserwacji, pracy badawczej. To wszystko ma swoje odzwierciedlenie w opisie roczników Muzeum. Działalnością dodatkową, najbardziej cenioną zewnętrznie są wystawy, warsztaty, konferencje czy lekcje muzealne, które odbywają się przez cały rok, z największym nasileniem w Centrum Nauki „Zodiak”, które ma kilkunastoletnią historię. Niestety, w „Zodiaku” pracuje się na starym sprzęcie i jeśli ma być to centrum nauki, które zaimponuje młodemu odbiorcy, to powinno być doinwestowane. Innowacyjnie funkcjonuje Dział Historii, proponując uczniom inspirujące spotkania z przeszłością. Pracownicy przebierają się w dawne stroje, które – co muszę podkreślić – uszyła jedna z pracownic Muzeum. To kierunek, do którego chciałbym zmierzać, aby każda wizyta w Muzeum miała zabawowo-edukacyjny finał.

W Ośrodku Promocji Kultury organizował Pan wiele wydarzeń muzycznych, aktorskich, poetyckich…
– Na pewno będą one także w Muzeum. Mieliśmy już Chór Pochodnia z kolędami i Zbisława Janikowskiego z„Szopką noworoczną”. Otrzymuję sporo sygnałów od ludzi, którzy współpracowali ze mną w Ośrodku Promocji Kultury „Gaude Mater”, którzy – oczywiście w porozumieniu z nowym dyrektorem Ośrodka – chcieliby się realizować także w Muzeum Częstochowskim. Od 1 marca ruszył na nowo Dom Poezji Haliny Poświatowskiej z udziałem brata poetki – Zbigniewa Mygi. Chcemy, aby to miejsce stało się częstochowskim salonikiem literackim, aby odbywały się tam promocje książkowe, warsztaty literackie.

A archeologiczna część Muzeum? Czy ona żyje?
– Żyje, ale obawiam się, że bardziej w świadomości specjalistów archeologów, którzy uświadamiają sobie wyjątkowość tego miejsca. Odbywają się tam lekcje muzealne dla młodzieży. Pracownicy tego działu wychodzą naprzeciw oczekiwaniom szerokiej publiczności. Realizują warsztaty archeologiczne, również przebierając się w pradziejowe stroje. Natomiast to miejsce ma swoje przekleństwo. Jest oddalone od centrum, z kiepskim dojazdem; bez aury, choćby zbudowanej przez media. W tym roku chcielibyśmy bardzo wrócić do Gąszczyka, gdzie nasi archeolodzy prowadzili wykopaliska, i gdzie można zaproponować ciekawe formy nauki historii. Będziemy to czynić we współpracy z gminą Mstów. Na terenie miasta nie mamy miejsc archeologicznych, gdzie można byłoby pogrzebać w ziemi.

Były, ale zostały zabetonowane. Na Starym Rynku i na ul. Nadrzecznej…
– …taka cywilizacyjna konieczność. Dobrze, że miejsca zostały oznaczone i wiemy, że zostały tam odkryte zabytki archeologiczne.

Przez wiele lat był Pan dziennikarzem, ale chciał Pan zmienić pracę. Czy zebrane w tym okresie doświadczenie przydaje się teraz w prowadzeniu instytucji kulturalnych?
– Jeśli mówiłem o zmianie pracy, to dlatego, że czułem zmęczenie materiałem. Chyba bardziej męczyły mnie uwarunkowania zewnętrze pracy dziennikarza, niż sama istota zawodu. Dziennikarstwo jest szaleństwem, bo jest chorobą zakaźną, z której trudno jest się wyleczyć. I twierdzę, że do tej pory się nie wyleczyłem. W tej chwili, jako nie dziennikarz, kiedy przechodzę koło opowieści i wiem, że jej nie napiszę, bo nie mam dla kogo, serce boli. Dziennikarstwo dało mi ogromnie wiele; nauczyłem się, że od początku do końca odpowiadam za swoje czyny, że z popełnionego błędu jest bardzo trudno się wyłgać. A popełnienie błędu boli, bo jest rozliczane publicznie. Dziennikarstwo nauczyło mnie dość daleko posuniętej wszechstronności, a ponieważ 40 lat jestem w kulturze, a 25 lat pracowałem jako dziennikarz i musiałem zajmować się różnymi zjawiskami w dziedzinie kultury, więc przyznaję, że o wielu rzeczach wiem i mam dużo znajomych. Dziennikarskie doświadczenie przekładałem na pracę w Ośrodku, dlatego, że tam czas pomiędzy pomysłem a realizacją był szybki. W Muzeum to już nie jest takie proste. Nawet wystawy, szczególnie te stricte muzealne, są o wiele trudniejsze do przeprowadzenia. Nie zrezygnujemy z realizowania wystaw sztuki współczesnej, ale stanowczo odejdziemy od realizowana wystaw ludziom młodym. Idzie natomiast za mną „Wejściówka”, galeria, którą zainicjowałem w gazecie, potem prowadziłem w Ośrodku. W Ratuszu będziemy chcieli jedną ścianę udostępnić na tę galerię.

Dziękuję za rozmowę

fot: UG

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *