Lubię śpiewać z orkiestrą


W I Konkursie Wokalnym im. Edwarda, Jana i Józefiny Reszków (18- 20 marca br.) uczestniczył częstochowianin Artur Janda (baryton). Nasz przedstawiciel zdobył wyróżnienie. Dzisiaj prezentujemy rozmowę, którą przeprowadziliśmy po konkursie.

Był Pan jedynym częstochowianinem w konkursie. Czy to zobowiązywało, czy dodatkowo tremowało?
– Nie, wręcz przeciwnie. Raczej odczuwałem psychiczny komfort. Filharmonia jest mi znajoma, tu przecież występowałem w klasie maturalnej na koncercie dyplomantów, tu już parokrotnie grałem i śpiewałem. Dyrekcja i muzycy również swojscy, a po przesłuchaniach powrót do rodzinnego domu. To dodawało otuchy i sił.

Lubi Pan konfrontować się z innymi?
– Taka jest rola młodego muzyka. Artyści muszą szukać ścieżek do przebicia się na scenę, zaprezentowania się opinii publicznej. Konkurs jest jedną z dróg. Walka o pozycję wpisana jest w ten zawód.

Czy o swój głos dba Pan w jakiś szczególny sposób?
– To są mity, że do utrzymania głosu w formie potrzebne jest specjalne zabieganie. Oczywiście jak każdy instrument wymaga higieny i nie można nadmiernie eksperymentować, raczyć się naprzemiennie zimnymi i gorącymi potrawami, czy biegać z mokrą głową. Choć paradoksalnie dopóki nie śpiewałem, to nigdy nie miałem chrypki przed koncertem, a jedynie zimne ręce. Teraz jest odwrotnie.

Edukację muzyczną zaczynał Pan od fortepianu, później pojawił się śpiew. Co dzisiaj bardziej dominuje?
– Fortepian, to ogromna i ważna część mojego życia, nigdy go nie odstawiłem, choć publicznie mam z nim kontakt bardziej w wymiarze kameralnym. Granie i śpiewanie traktuję jako nierozerwalne. I tak będzie.

Skąd wzięło się śpiewanie?
– Przypadkowo, na studiach. Zamieszkałem z dwoma śpiewakami i zaczął się mój intensywny kontakt z wokalem, bo koledzy słuchali mnóstwo płyt. Rozsmakowałem się w śpiewaniu i postanowiłem zacząć naukę. A gdy już raz się spróbuje śpiewania i jak jeszcze na koncercie poczuje się, że całe ciało drży, że sala wypełnia się głosem, żyje nim, to zaczyna ono całkowicie wciągać.

Częstochowska publiczność pamięta Pana z koncertu walentynkowego, gdzie występował Pan z Eweliną Flintą. Jakie wrażenia wyniósł Pan ze spotkania z piosenkarką popową?
– Ewelina jest zwykłą, świetną dziewczyną, nie ma w niej nic z wielkiej gwiazdy. Flinta po prostu nie zadziera nosa, choć jest już artystką o wyrobionej marce. Podczas koncertu miałem wrażenie, że weszła bardziej na mój teren, niż ja na jej. Był to przecież koncert symfoniczny.

A jak się z nią śpiewało?
– Bardzo dobrze. Ewelina jest doświadczoną wokalistką, o niezwykłej ekspresji.

Przygotowania do wspólnego koncertu trwały długo?
– W ogóle…

Utwór „Przeklnę Cię” wymagał chyba kilku prób?
– I były w dniu występu, na zasadzie odśpiewania. Ustaliliśmy tylko ogólne zarysy. Podczas koncertu była pełna improwizacja, kolejne bisy, a było ich parę, niosły nowe interpretacje.

Występy z orkiestrą dla młodych śpiewaków są rzadkim wydarzeniem. Pan występował na wielu scenach, m.in. w Studiu Koncertowym S1 im. W. Lutosławskiego w Warszawie, z orkiestrami Filharmonii: Narodowej w Warszawie, Częstochowskiej, Podlaskiej w Białymstoku, Wrocławskiej, Kieleckiej. Czy akompaniament filharmoników pomaga młodemu artyście?
– Zawsze czekam na takie koncerty, bo śpiew z orkiestrą wyzwala zapas werwy, impuls. Taki występ wymaga sporego doświadczenia i nie wszyscy potrafią przebić się przed instrumenty, stąd częstym pytaniem na koniec jest: „Czy było mnie słychać?”.

Współpracuje Pan z wieloma filharmoniami, na stałe z Warszawską Operą Kameralną.
– Dyrektor zaproponował mi współpracę w ubiegłym roku, po występie w operze Rossiniego „Tangret”. Uznał, że nie potrzebuje dodatkowego przesłuchania. Moja aktywność jest jednak uzależniona od studiów.

Jako solista występował Pan pod batutą Jakuba Burzyńskiego, Tomasza Chmiela, Bogdana Olędzkiego, Krzysztofa Pośpiecha. Współpraca z którym najbardziej zapadła w pamięci?
– Bardzo ciepło i serdecznie wspominam Krzysztofa Pośpiecha. Znamy się od wielu lat, jeszcze z chóru szkolnego.

Od czego zależy dobry układ śpiewaka z dyrygentem?
– Miło jest, jak dyrygent współpracuje z solistą, spotka się wcześniej i omówi występ. Bywają tacy, którzy potrafią zadusić śpiewaka, utrudnić mu życie, na przykład zmianami tempa czy nieumiejętnie zatrzymywanymi pauzami.

W jakim repertuarze czuje się Pan najlepiej?
– Każda epoka potrzebuje innych środków wyrazu. Podziwiam tych, którzy łączą w swoich repertuarach różne okresy – romantyzm, barok i współczesne utwory. Lubię muzykę romantyczną i chciałbym zaśpiewać utwór Verdiego, do tej pory nie było mi to dane. Teraz moje warunki głosowe powoli zaczynają pozwalać mi na podjęcie tego zadania.

O czym marzy młody solista?
– Wszyscy śnią o karierze. Ale sądzę, że nie można marzyć o pieniądzach, bo idzie się wówczas w złym kierunku. Ważna jest uczciwa praca każdego dnia i rzetelnie robione postępy. Wówczas wszystko samo przyjdzie. Nadmierne zabieganie o sławę, kontakty, to droga donikąd, to się mści. Ja marzę, by do końca swoich dni się rozwijać, by nie było momentu, bym stwierdził, że żałuję.

Co chciałby Pan mieć w swoim repertuarze?
– Świat muzyki jest tak ogromny, że trudno wybierać. Najbardziej chciałbym wielu przeżyć związanych ze śpiewaniem, dużo różnorodności.

A kariera zagraniczna marzy się Panu?
– Owszem, ale z modelem zatrudnienia w Polsce. Chcę się osiedlić w Warszawie i tam pracować. Stolica daje szersze możliwości zawodowe, a także kulturalne.

Czy ma Pan swoich idoli?
– Cenię Adama Kruszewskiego, młodego barytona. Nie zdarzyła mu się nigdy żadna wpadka. Jest dla mnie wzorem konsekwencji i trzymania dobrego poziomu, a zarazem zdrowego podejścia do zawodu. W większości jednak słucham bardzo starych nagrań śpiewaków pierwszej połowy XX wieku.

Dziękuję za rozmowę.

URSZULA GIŻYŃSKA

Artur Janda (27 lat), ukończył Liceum Muzyczne w Częstochowie, w klasie fortepianu pod kierunkiem Henryki Zasępy-Kozery, studia w warszawskiej Akademii Muzycznej w klasie fortepianu prof. Kazimierza Gierżoda, uczył go również obecny dyrektor Instytutu Muzyki AJD w Częstochowie Maciej Zagórski.
Obecnie student IV roku Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie w klasie śpiewu dr Anny Radziejewskiej. Był stypendystą, m.in.:2000/2001 prezesa Rady Ministrów, 2002/2003 – prezydenta Częstochowy, 2004 – rządu dolnej Austrii, 2004; 2006, 2007 – laureat Austriackiego Muzycznego Forum Młodych. Otrzymał III nagrodę na Konkursie wokalnym szkół średnich im. F. Platówny we Wrocławiu (2004), wyróżnienie w I Konkursie im. Reszków.

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *