20 lat na częstochowskiej scenie


Na początku tego roku Iwona Chołuj obchodziła 20-lecie pracy artystycznej. Dziś opowiada o nowo rozpoczętym sezonie artystycznym oraz o tym, jak przed dwudziestoma laty trafiła do częstochowskiego Teatru im. Adama Mickiewicza.

W tym roku obchodzi Pani 20-lecie pracy artystycznej. Czy po raz drugi wybrałaby Pani scenę częstochowską, a może inny zawód?
– Zastanawiałam się, może nie codziennie, ale co kilka lat, czy to jest ten zawód, który powinnam uprawiać. Czasami przynajmniej większość moich przyjaciół aktorów takie dylematy nachodzą i potem zawsze przychodzi refleksja, że bez tego zawodu nie da się żyć, to znaczy – jeżeli ktoś już złapał bakcyla, jeżeli ktoś ma talent, to ten talent po prostu musi mieć gdzieś ujście, czy to w malarstwie, czy w śpiewie, czy w grze i trzeba coś z tym zrobić, bo inaczej się wybuchnie, eksploduje, albo będzie nieszczęśliwym do końca życia.
Kocham Teatr w Częstochowie, co nie znaczy, że nie gram na innych scenach. Gdybym się znalazła w innym mieście, w innym teatrze, poznałabym na pewno innych ludzi, innych reżyserów, innych kolegów i inne koleżanki z pracy, ale czy byłabym szczęśliwsza? Nie mam zielonego pojęcia.

Jak trafiła Pani do częstochowskiego Teatru?
– Pokrótce było to tak, że kiedy byłam studentką IV roku, dostałam propozycję zagrania w filmie Izabeli Cywińskiej „Boża podszewka”. Trudno to nazwać rolą, bo od razu uprzedzono mnie, że to epizod. Powiedziano, że moje zdjęcia się spodobały, że mnie zapraszają. Na miejscu spotkałam koleżankę aktorkę, która się zapytała co robię. Odpowiedziałam, że właśnie kończę szkołę, więc poleciła, żebym podeszła do jednego z dyrektorów teatrów. Nie wiedziałam kogo ma na myśli, a ona wskazała mi Henryka Talara, ówczesnego dyrektora częstochowskiego Teatru. I tak się zaczęło. Po tygodniu dostałam propozycję roli, tak zupełnie niespodziewanie, w połowie sezonu, czyli w lutym. Dostałam angaż do roli, będąc jeszcze studentką.

Teraz też współpracuje Pani z Henrykiem Talarem. Jak wyglądało to przed laty, gdy był dyrektorem, a jak dziś, gdy to kolega z zespołu?
– Jako dyrektora znałam go najkrócej, ale dał mi mnóstwo zadań do wykonania, to znaczy wrzucał mnie, jako młodego adepta, na bardzo głęboką wodę. Dostałam i monodram i główną rolę w spektaklu razem z Emilką Krakowską. W tym czasie, kiedy Henryk Talar był dyrektorem, zagrałam bardzo dużo ról. Chyba każdy, kto kończy szkołę jest takim nieporadnym plastusiem, ma tak szeroko otwarte oczy, wszystkiego smakuje, dotyka, jest przejęty, wszystko jest takie niesamowite. Teraz też wszystko jest niesamowite, ale jest taki spokój, pewność, nawet mimo wahań i chwil zastanowienia.

W jakich spektaklach można zobaczyć Panią w tym sezonie artystycznym?
– W co nowego wejdę – nie mam pojęcia. Na pewno gram w „Być jak Kazimierz Deyna” w reżyserii Gabriela Gietzkiego, „Procy” Andre Ochodlo, „Trenerze życia” Wojciecha Malajkata oraz „W starych dekoracjach” Igora Gorzkowskiego razem z Henrykiem Talarem. Gram także w spektaklach dla dzieci – w Jasiu i Małgosi, granym od lat, oraz w najnowszym – „Roszpunce”. Dzieciaki są bardzo wymagającymi odbiorcami, ich się nie oszuka, nie można zrobić żadnego fałszywego kroku, bo natychmiast to wyczuwają.

Które z teatralnych propozycji poleca Pani naszym Czytelnikom?
– Wszystkie spektakle częstochowskiego Teatru są godne polecenia, ale gram jeszcze w Częstochowskim Teatrze Tańca Włodka Kucy ze wspaniałą muzyką na żywo. Śpiewam ja i Marek Ślosarski, są to piosenki międzywojenne typu „Hanka” i „Apasz”, bardzo znane, które publiczność śpiewa razem z nami. Częstochowskie spektakle to mam nadzieję, że widzowie znają, ale polecam bardzo serdecznie prywatny teatr „Bez sceny” w Katowicach gdzie też gram – teraz w spektaklu „Przytuleni”. To jest na pewno miejsce godne polecenia.
Rozmawiała

ANNA GAUDY

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *