Moi pradziadowie grali na dworach książęcych


We wrześniu w częstochowskiej filharmonii gościł znany artysta cygański Don Vasyl. Dla licznej publiczności wystąpił ze swoimi młodymi gwiazdami. Częstochowianie przyjęli artystę gorąco, a nam udało się zaprosić Don Vasyla do krótkiej pogawędki.

W tym roku mija dwudziestolecie zespołu “Don Vasyl i Cygańskie Gwiazdy”. Czy to dla zespołu duże święto?
– Obecna grupa jest transformacją prawdziwej “Romy”, która powstała 1948 roku, zatem w przyszłym roku czeka nas zacniejszy jubileusz – 60-lecie, bo kontynuujemy tradycję “Romy” i czujemy się jej spadkobiercami. W zespole jest już trzecie pokolenie “Romy”. Niestety, musieliśmy zmienić nazwę, ponieważ zaczęło powstawać wiele grup ze słowem Roma w nazwie i wykorzystywano nasz wizerunek medialny. Nasi fani przychodzili na koncerty z myślą, że to my występujemy i wychodzili zawiedzeni. Cygańskie Gwiazdy” powstały w trosce o naszych fanów, a nie dlatego, że czujemy się gwiazdami i tak bardzo chcemy to podkreślać, aczkolwiek muszę powiedzieć nieskromnie, że mam najlepszych artystów. Wzrusza nas sympatia i wierność naszych widzów. Jeszcze dzisiaj, choć na plakatach widnieje nowa nazwa, jak widzą mówią: “o Roma przyjechała”.

Tak długa popularność i sympatia widzów jest zapewne satysfakcjonująca.
– Tak i jesteśmy za to bardzo wdzięczni. Ja wychowałem się w “Romie”. To była moja pierwsza praca, którą zacząłem jako dziecko. Do dzisiaj trzon naszego zespołu, razem ze mną, tworzą moi muzycy ze starego składu – pianista i klarnecista.

Wypromował Pan dużo nowych twarzy cygańskich, również Pana syn śpiewa w zespole.
– To dzięki festiwalowi pieśni cygańskiej w Ciechocinku – w tym roku była jego 11. edycja. Na imprezę przyjeżdżają cygańscy artyści z kraju i z zagranicy. Jest to dla nich doskonała promocja i okazja do podniesienia kwalifikacji muzycznych. Przed festiwalem naszą muzykę traktowano jak przygrywkę do kotleta, teraz to się zmieniło. Podnieśliśmy poprzeczkę, nasi fani to zauważają i doceniają. Ale chcę podkreślić, że jesteśmy jedynym romskim zespołem, który w dorobku ma 11 złotych płyt. Stało się to nie dlatego, że jesteśmy tacy wspaniali artyści, tylko dlatego, ze Polacy kochają taką muzykę i płyty kupują

Jest Pan bardzo skromny, Polacy zapewne doceniają i profesjonalizm zespołu. Jakie wydarzenia, związane z działalnością artystyczną były dla Pana i dla zespołu najważniejsze?
– Dla zespołu było ich dużo, ale najważniejsze są złote płyty, które świadczą o sympatii naszych fanów. A moim osobistym sukcesem jest festiwal muzyki cygańskiej w Ciechocinku, na którym ciągle spotykam nowy, utalentowany narybek, z różnych klanów romskich. Dzięki festiwalowi podnosi się stopa muzyczna Romów, spełnia on ogromną rolę edukacyjną, integracyjną, kulturalną i przede wszystkim promującą Romów.
To przedsięwzięcie ma na celu utrzymanie muzycznej tradycji. Cała moja rodzina – pochodzimy z Romów pół niemieckich, pół polskich – to ludzie uzdolnieni artystycznie. Moi krewni pochodzą z rodów muzyków, moi pradziadowie grali na dworach królewskich, książęcych np., u królowej Marysieńki Sobieskiej. Od pokoleń naszą tradycją jest muzyka. I co ważne, od chwili, gdy stworzyłem festiwal i media zaczęły się interesować nami i naszą kulturą, nie odnotowano żadnych poważnych incydentów pomiędzy Polakami i Romami. Wzrosła wzajemna sympatia. Ktoś kiedyś bardzo mądrze powiedział, że muzyka łagodzi obyczaje i to jest prawda.

Jak się udaje prowadzić tak duży festiwal?
– Jak każda impreza masowa wymaga poświęcenia własnego czasu i pieniędzy. Wspomagają nas burmistrz i Rada Miasta Ciechocinka, którzy udostępniają część noclegów dla artystów i płacą za scenę. Resztę finansuję z biletów. Owszem dokładam z własnych funduszy, ale późniejsze, pofestiwalowe zaproszenia rekompensują mi to. Poza tym ważne jest to, że mogę się spełnić, że moi ziomkowie mogą zaprezentować się publiczności. Są i niedociągnięcia, bo na przykład w tym roku festiwal oglądnęło ponad 35 tysięcy ludzi, ale większość przez dziury w płocie ogrodzenia. Sprzedaliśmy jedynie 5 tysięcy biletów.

Jakie przeboje z ostatnich lat lubią słuchać widzowie?
– Podobają się “Wypijmy za tych, którzy nas zdradzili, “A ja dzbankiem wino piję”, do której tekst napisał Czesiek Majewski oraz “Jedno jest niebo dla wszystkich” z tekstem Andrzeja Zielińskiego ze “Skaldów”.

Ile razy był Pan w Częstochowie?
– O wiele. Dla mnie przyjazd do Częstochowy, jest zawsze pielgrzymką, bo uważam, że jest to święte miejsce, święte miasto. Będąc tu zawsze odwiedzam Jasną Górę. Przyjeżdżamy tu nie tylko żeby grać, ale również żeby się pomodlić. My Romowie bardzo wierzymy w Boga i bardzo szanujemy starszych. To jest dla nas najważniejsze.

Czy za granicą jesteście popularni?
– Wcześniej na koncerty zagraniczne jeździliśmy często. Nadal mamy masę propozycji, do Niemiec czy Anglii, ostatnio zapraszano nas na trzy występy do Stanów, ale odmówiliśmy, z prozaicznej przyczyny. Ja boję się latać samolotem, a poza tym nasze pieniądze mają obecnie większą wartość. Występujemy za to w całej Polsce, grafik mamy wypełniony. Takiej publiczności jak w Polsce nigdzie nie znajdziemy. To jest słowiańsko-szampańska publiczność, która potrafi świetnie się bawić i jest bardzo gościnna.
Dziękuję za rozmowę.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *