ANNA PURSKA.


WIERSZE

***
Jeszcze drży ciemność i śpiewa,
ale już pierwsze promienie światła
cierpliwie odkrywają świat.
Odchodzi noc − ścisła i surowa sprawiedliwość.
Umyka przyczajone i niewiadome.
Opadają łańcuchy, odsuwają się żelazne zasuwy.
Mgła paruje nad łąkami i budzi się ranek.
Rześki ranek, jego radość.
Słońce już świeci nad dobrymi i złymi
i zaczyna się wędrówka dnia.

***
Pierwszy wiew wiosennego wiatru,
zapach schnącej na sznurach bielizny,
kiście bzu ciężkie od deszczu,
ciepły oddech lata.
I tylko ta dokuczliwa ranka,
ropiejące draśnięcie właściwie.
Tymoteusz:
Wyszedłem z lasu na otwarte pole.
Znów myślałem o tym, czy istnieje Bóg.
Prosiłem:
Jeśli jesteś daj mi znak, że jesteś!
Szedłem wśród podmuchów wiosny.
Wodziłem wzrokiem po polach, po niebie.
Znów prosiłem:
Daj znak, że jesteś!
Na bezchmurnym niebie stał podłużny obłok.
Patrzyłem jak przecina go linia odrzutowca.
Utworzył się krzyż.

***
„Poczuliśmy, że zbliża się coś nadprzyrodzonego
i nas ogarnia”.
I wypuścił swoich harcowników Bóg wiatru.
Drzewa zatraciły się w uniesieniu. Miotają się,
lamentują, coś do siebie zaaferowane krzyczą,
dziwaczne, zmienne, kapryśne jak zwierzęta ze snu,
jak pyski przedpotopowych gadów albo kukły miotane tu i tam.
Łamią się gałęzie, trzeszczy konar, fruną, lecą liście i kwiaty.
Wreszcie majestatycznie kłonią się ku sobie, kłonią się ku sobie.
Jeszcze, jeszcze nie mogą się z sobą nagadać.
Kłaniają się sobie w pas.
Oto przeszedł jakiś wielki wiatr.
I wymiótł do cna wszystko.

***
Deszcz, deszcz. Całe miasto płacze.
Płaczą ulice i place, popłakują pomniki
i skulone w liściach nastroszone ptaki.
Płyną łzy po szybach oświetlonych wystaw.
Zasnuła się kurzawą jasnogórska wieża.
Pomrukuje i stęka, monotonnie mamrocze
młody, wiosenny deszcz.

***
Dolina Miłosierdzia.
Słońce grzało mi plecy.
Emanowała zapachami wiosna.
Klęczałam przed figurą Jezusa Meksykańskiego.
W tle amfiteatr lasu. Niebotyczne symbole. Filary.
Sosny wysokie jak pieśń.
W koronach drzew trwała tam bezgłośna, na śmierć i życie,
z góry przegrana walka.
Dwie sroki ścigały wiewiórkę.
Podawały ją sobie w luźnej gierce.

***
Woda, ziemia, powietrze i ogień.
Cud życia w nasionku.
Gorejące zachody słońca nad miastem
i pagórki, co skaczą z radości.
A wszystko to tylko cieniem Ciebie,
nieogarniony Boże.

R

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *