Droga do polskiego nieba


Czy polska gospodarka to przysłowiowy kolos na glinianych nogach, czy raczej ledwie zipiący cherlak, którego obecność w gospodarczej elicie państw europejskich z jakichś względów jest komuś potrzebna? Jeżeli jedna z tych odpowiedzi jest prawdziwa, to trudno przyjąć ją spokojnie do wiadomości.

Jedno przynajmniej nie budzi wątpliwości: otóż jakkolwiek byśmy nie analizowali naszego potencjału gospodarczego nie ma obecnie zbyt wielu optymistycznych danych.
Polskie firmy od lat toczą codzienną walkę o przetrwanie i w kategoriach sukcesu traktuje się choćby to, gdy udaje im się jakoś wiązać koniec z końcem. Przy czym konkurencją dla nich jest często potężny kapitał, który swoją ekspansję gospodarczą planuje powoli i długofalowo. Przy nim długo jeszcze będziemy wypadać blado a symptomów poprawy tej sytuacji jakoś nic nie zwiastuje.
Przykładem tego stanu rzeczy a zarazem przygnębiającym – samym w sobie – wydarzeniem było ogłoszenie upadłości, w ostatnich dniach przez tanie linie lotnicze Air Polonia. Jej powodem było wycofanie się z rozmów o współpracy potencjalnego inwestora z Irlandii. Jego decyzja, nie dość, że podjęta jeszcze przez faktem, okazała się zabójcza dla spółki, która nie była zdolna spłacić rat leasingu za – ledwie – dwa samoloty pasażerskie. Te dwie niespłacone maszyny stały się powodem nabicia w butelkę pięćdziesięciu trzech tysięcy pasażerów, których bilety lotnicze od minionej niedzieli “uzyskały” wartość… zadrukowanego papieru.
Można by nawet, w tym miejscu ulżyć sobie nieco na temat wątpliwych zdolności menedżerskich właścicieli upadłej spółki. Jednak to już w niczym nie poprawi jej sytuacji. O wiele ciekawsze jest to, co stało się niemal natychmiast po ogłoszeniu upadłości, jak głosił slogan reklamowy: “pierwszego taniego polskiego przewoźnika”. Otóż, tego samego dnia, niemal w tej samej godzinie z pomocą pospieszyły belgijskie linie SkyEurope, a nazajutrz węgierski Wizz Air. Obie firmy zadeklarowały w pierwszych komunikatach, że dołożą wszelkich starań, by zapewnić przelot zdesperowanym pasażerom bankruta. Po kilku dniach, natomiast, oświadczyły, że gwarantują przeloty wszystkim pozostałym na lodzie klientom Air Polonia. W tym celu uruchomiono ponadplanowe rejsy a nawet, zdaje się, wypożyczono dodatkowe maszyny. Niezbity to dowód na to, że branża lotnicza w Polsce jest nadal źródłem dochodu, skoro w tej – zdawałoby się krytycznej chwili – konkurencja rusza na podbój rynku. Tu liczy się właśnie odpowiednie wyczucie właściwego momentu oraz owa długofalowa strategia, która nakazuje, co prawda, w danym momencie ponieść pewne nakłady, ale w jakiejś perspektywie z pewnością przyniesie krociowe zyski i pomoże w oczach rozgoryczonej klienteli zbudować wizerunek solidnej firmy.
Można w tym miejscu dywagować czy czasem cały scenariusz nie został wcześniej napisany właśnie przez czyhającą na potknięcie polskich linii konkurencję, co jednak nie zmienia faktu, że dopiero na samym końcu, na opisywaną sytuację na rynku zareagował nasz rodzimy LOT. Poniewczasie kierownictwo najstarszych polskich linii lotniczych złożyło mało wiarygodną deklarację, że podobnie jak przewoźnicy z Belgii i Węgier zainteresowane jest przejęciem części rynku usług po Air Polonia. Jednak każde dziecko w Warszawie wie, że PLL LOT od dłuższego czasu jest “pod kreską” i dość ma bieżących kłopotów. Zatem myślenie o ekspansji w nowej sferze usług pasażerskich jest w przypadku tego przewoźnika, delikatnie mówiąc: nie na czasie.
A szkoda. Wszak mamy ponoć najlepszych na świecie pilotów. Szkoda tym większa, bo przyjdzie im najprawdopodobniej już niedługo latać pod obcą banderą.

Artur Warzocha

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *