ŚLADEM NASZYCH PUBLIKACJI


Rozwikłana tragiczna śmierć młodego leśnika z Częstochowy
Już 12 lat temu natknąłem się w czasie jednej ze swych wycieczek rowerowych po duktach i ścieżkach Sokolich Gór na zaskakujący świątek. Była nim zawieszona na wysmukłym dębie solidnie wykonana kapliczka z inskrypcyjnym przekazem.

Informował on turystę, że tutaj – między jurajskimi wzgórzami o nazwie: Puchacz i Karzełek – zginął w dniu 29 lipca 1936 roku śmiercią tragiczną 19-letni praktykant leśny Janek Stelmach.
Pracując w tym czasie nad cyklem: „Przydrożni świadkowie naszej historii” drukowanym w Tygodniku Regionalnym „Gazeta Częstochowska” próbowałem zdobyć więcej informacji o tym zdarzeniu. Niestety wertując dokładnie strony archiwalnego „Gońca Częstochowskiego” nie znalazłem wtedy żadnej wzmianki o śmierci młodego leśnika w Sokolich Górach – w okresie podanej na kapliczce daty tego zdarzenia. Gdy 12 lat później – drukując w Gazecie Częstochowskiej następny cykl p.t. „Od parafii do parafii w byłym województwie” – pisałem w numerze 25/26 z dnia 24 czerwca 2010 r. o rezerwacie przyrody Sokole Góry, napomknąłem w zakończeniu tego odcinka o istniejącej tutaj tajemniczej kapliczce. Nie przypuszczałem wtedy, że w ten sposób doprowadzę jednak do wyjaśnienia okoliczności tej tragedii. Otóż niemal natychmiast otrzymałem od jednego z czytelników informację, że na cmentarzu Kule znajduje się mogiła Jana Stelmacha – praktykanta leśnego, który zginął tragicznie w Zrębicach. Po odszukania tego grobu (a obok także mogiły rodziców zmarłego za młodu ich syna) miałem już pewność, że Jan Stelmach był częstochowianinem. Ponadto na nagrobku było dobrze zachowane zdjęcie młodego ucznia szkoły leśniczej. Teraz wydarzenia potoczyły się już bardzo szybko.
Przy pomocy pana Michała Smeli z częstochowskiego USC odnaleziona została przedwojenna parafia z Częstochowy, w której księdze zgonów z 1936 roku znajduje się zapis o zgonie Jana Stelmacha. Jest nią parafia Świętej Rodziny działająca od 1917 roku przy kościele katedralnym. W niej to został w dniu 31 maja 1936 roku sporządzony akt zgonu Jana Stelmacha o numerze 237/36 i podpisany przez księdza Bolesława Wróblewskiego – pierwszego proboszcza tej parafii. Niestety, wyjaśniła się też błędna informacja zawarta w przekazie kapliczki z Sokolich Gór. Otóż tragedia ta miała miejsce w końcu maja, a nie jak jest podane, że 29 lipca. Stąd moje bez owocne poszukiwania w „Gońcu Częstochowskim” przed 12 laty. Natomiast teraz, dzięki panu doktorowi Andrzejowi Kuśnierczykowi z ośrodka Dokumentacji Dziejów Częstochowy przy Muzeum Częstochowskim szybko zostały odszukane, aż dwie informacje zawarte w „Gońcu”. Pierwsza z dnia 3 czerwca 1936 (numer gazety 127), która opisuje dokładnie przebieg tego zdarzenia pod tytułem „Straszna śmierć”. Czytamy tutaj, że: „…gdy młody leśnik zajęty był spryskiwaniem roślin aparatem zawierającym dwusiarczan węgla, a służącym do tępienia owadów, nastąpiła eksplozja. Siła wybuchu była tak wielka, że Stelmach, trzymający aparat w ręku, został zabity na miejscu. Ciężkich uszkodzeń ciała doznał również stojący obok leśnika Stefan Stępień z Częstochowy, którego przewieziono na kurację do szpitala N. M. Panny. Na miejsce tragicznego wypadku udały się z Częstochowy władze śledcze” Druga – wydrukowana dzień później – stanowi podziękowanie rodziny za otrzymaną pomoc i udział w pogrzebie.
Mam nadzieję, że powyższa relacja zostanie zauważona w Nadleśnictwie ze Złotego Potoka. Uszkodzona bowiem kapliczka (rozbita szybka) nie tylko podaje błędną datę śmierci praktykanta leśnego, ale także już butwieje.

Andrzej Siwiński

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *