Dobre, bo polskie


Przez wiele lat przywykliśmy słyszeć na temat naszego rolnictwa same negatywne opinie: że jest zacofane, prymitywne, mało wydajne, rozdrobnione. Za wzór stawiano nam nowoczesne rolnictwo zachodnich państw europejskich, gloryfikowano tzw. przemysłową produkcję rolną , opartą na chemii oraz inżynierii genetycznej.

Czas nie tylko zweryfikował te oceny, ale całkowicie je odwrócił. To, co dobre, okazało się złe i odwrotnie. Dziś, kiedy wiadomo jakie zagrożenia niesie produkcja rolnicza metodą wielkoprzemysłową oraz żywność genetycznie modyfikowana, polskie produkty rolne są wysoko cenione, bo mieszczą się niemal w kategorii żywności ekologicznej. Tym mianem określa się przecież żywność wyprodukowaną tradycyjnymi metodami, nie naruszającymi równowagi przyrodniczej. Zatem teraz, gdy jesteśmy już w Unii, powinniśmy zająć się poważnie obroną interesów polskiego rolnictwa. A zagrożenia są duże, nie tylko ze strony unijnej konkurencji, wynikają też one z niekompetencji, opieszałości i złej woli naszych urzędników.
Tak postrzega ten problem częstochowski poseł Prawa i Sprawiedliwości, Szymon Giżyński, który w programowym wystąpieniu sejmowym “Bezpieczeństwo żywnościowe Polski” podniósł bardzo istotną kwestię “odpowiedzialności państwa za skuteczną walkę, w tym zapobiegawczą, wobec zagrożeń masowym chorobom ludzi i zwierząt, a na innym polu: przeciwdziałanie rozmiarom i skutkom prowadzenia gospodarstw metodą przemysłową, czy coraz groźniejszym sygnałom od strony GMO (żywność genetycznie modyfikowana)”.
Jaskrawym przykładem, kwintesencją lekceważenia zagrożeń i działania na szkodę własnych interesów, jest wpuszczenie do Polski w latach 90-tych amerykańskiego koncernu Smithfield Foods, producenta wieprzowiny, który łamiąc bezkarnie wszelkie prawa dotyczące ochrony środowiska, zdrowia, bezpieczeństwa i higieny pracy, pokazał prawdziwe oblicze globalnego potentata. Jak wygląda super nowoczesna hodowla w jego wykonaniu?
W specjalnie zaprojektowanych chlewniach stoją niemożliwie stłoczone świnie, pozbawione zupełnie ruchu, bo chodzi o szybki przyrost masy, tuczone specjalną, bogatą w hormony i antybiotyki paszą, podawaną z automatu, a gnojowica wartkim strumieniem trafia bezpośrednio do gleby, zatruwając ją, przedostaje się do wód, zaś straszliwy odór nie pozwala egzystować okolicznym mieszkańcom. Smithfield tuczy i truje – taki jest komentarz ekologów, nie tylko zresztą, bo i na zdrowy, chłopski rozum tak to wygląda. Zyskiem dla nas miały być miejsca pracy, ale z powodu zastosowania przez koncern ” nowoczesnych” technologii oraz automatyzacji, obietnica nie została spełniona. Jak mogło dojść do tego, że sprowadziliśmy Smithfield Foods, wiedzą tylko ci, którzy dali przyzwolenie.
A przecież “czyste, naturalne środowisko i wyobrażenie o naszym kraju jako wolnym od GMO winniśmy uważać za dwa bezcenne dobra, które należy wysunąć na czoło narodowego programu w rolnictwie” – konkluduje poseł Szymon Giżyński. Odpowiedzialność za nie spoczywa w rękach polskiego parlamentu i rządu. Niebawem, po wyborach, już nowego.

HALINA PIWOWARSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *