Ludzka solidarność


INTERWENCJA

Determinacja i życzliwość sąsiadów uchroniła Marka Kaczorowskiego i jego 14-letniego syna Jakuba, mieszkających w Blachowni, od natychmiastowej eksmisji z lokalu przy ul. 16 Stycznia. Postawa sąsiadów na tyle pozytywnie zaskoczyła burmistrza Blachowni Zdzisława Nowaka, że wyciągnął pomocną dłoń. – To niespotykana dzisiaj solidarność. Uwierzyłem w ludzi – stwierdził burmistrz podczas spotkania w urzędzie 30 grudnia ubiegłego roku.

W czasie rozmowy z mieszkańcami ul. 16 Stycznia burmistrz Zdzisław Nowak i kierownik zarządu Mienia Komunalnego Krzysztof Adryjański postanowili, by przez okres zimy pan Marek z synem pozostali w lokalu, choć nie są w nim zameldowani. Wcześniej nie zapowiadało się tak optymistycznie.
Marek Kaczorowski, to człowiek skromny, sprawiający wrażenie zastraszonego. Od 2003 roku mieszkał z synem w jednopokojowym mieszkaniu swojej konkubiny Teresy Stelmaszczyk, przy ul. 16 stycznia, w Blachowni. Gdy w 2004 roku towarzyszka życia pana Marka rozchorowała się na raka zaopiekował się nią. Zawoził do lekarzy w Częstochowie i kliniki w Gliwicach, podawał morfinę, zastrzyki, gotował, sprzątał. Gdy był w pracy zastępował go syn.
Pani Teresa zmarła pod koniec listopada ubiegłego roku. Wówczas okazało się, że Kaczorowski musi opuścić mieszkanie, bo nie jest w nim zameldowany. Dlaczego zaniedbał sprawę? – Początkowo miałem meldunek, ale pani Teresa otrzymywała około 400 złotych zasiłku z MOPS-u, który mogła stracić z powodu moich zarobków. Prosiła bym to zrozumiał i zgodziłem się mieszkać na dziko – mówi. Ta zbytnia ugodowość granicząca z brakiem wyobraźni nie wyszła mu na zdrowie. Burmistrz i kierownik Mienia Komunalnego po śmierci Teresy Stelmaszczyk zażądali od Kaczorowskiego natychmiastowego opuszczenia lokalu. Nie zareagowali na podanie dostarczone do urzędu 1 grudnia 2008, gdzie pan Marek prosił o zgodę na dalszy pobyt w lokalu. Bez odpowiedzi władz pozostało również pismo mieszkańców bloku, pod którym podpisami się wszyscy lokatorzy.
Mus to mus. Pan Marek, gdy z policją odwiedzili go burmistrz Nowak i kierownik Adryjański, zgodził się do 30 grudnia zwolnić mieszkanie, choć wiedział, że nie ma gdzie iść. Alternatywą była jedynie drewniana chatka teściowej w Trzepizurach. A w niej: jedna izba, ślepa maleńka kuchnia, grzybna ścianach i ciasnota, bo po wprowadzeniu ojca i syna miało mieszkać tam pięć osób, w tym matka Jakuba, przed którą uciekł do ojca i Teresy Stelmaszczyk.
Zgody na taki los dla chłopca nie wyrazili sąsiedzi. Gdy rankiem 29 grudnia zobaczyli na ulicy wystawione meble szturmem wnieśli je z powrotem do mieszkania i wzięli sprawę w swoje ręce. – To nie do pomyślenia, by zimą wyrzucać dziecko z mieszkania do rudery, gdzie nie będzie miało warunków do nauki. To zbyt dobry chłopak, nie możemy do tego dopuścić – mówią Joanna Biś i Barbara Kotlińska, prosząc jednocześnie naszą redakcję o pomoc i obecność na spotkaniu z burmistrzem 30 grudnia o 8 rano w urzędzie.
Wizyta w urzędzie zakończyła się dobrze. – Nie chcemy wywierać presji, ale prosimy o pomoc dla tego człowieka i jego syna. Jeśli nie wesprze się takiego człowieka, to kogo? Pijaka, łobuza, wandala, demolującego dobytek? Pan Marek jest uczciwy, spokojny, a dziecko musi chodzić do szkoły i mieć godziwe warunki do nauki – mówiła w imieniu wszystkich lokatorów Joanna Biś.
Burmistrz podkreślał, że dalszy pobyt Kaczorowskiego w mieszkaniu będzie naruszeniem prawa. Pytał, dlaczego nic nie zrobił, by uprzedzić kłopoty. – To mieszkanie musi być zwolnione, ponieważ w kolejce czekają inni, również rodziny wielodzietne – wyjaśniał. Zgodził się jednak, w imię wyższych racji, pójść na kompromis i przedłużył pobyt ojca i syna w mieszkaniu przez okres zimy. Jego dobra wola poszła dalej. Zobowiązał zainteresowanego i mieszkańców, by jak najszybciej dostarczyli podanie o przydzielenie zastępczego lokalu socjalnego i następnie komunalnego. Z kolei kierownik Adryjański zaprosił mieszkańców i Marka Kaczorowskiego około 15 stycznia na rozmowę, by uzgodnić dalsze postępowanie w sprawie lokum zastępczego.
Na rzecz Marka Kaczorowskiego interweniował również, a także złożył burmistrzowi Zdzisławowi Nowakowi podziękowanie za zrozumienie sprawy i pomoc – poseł PiS Szymon Giżyński.
Sam pan Marek był bardzo wzruszony troską swoich sąsiadów. – Dali mi wiarę, że mogę załatwić tę sprawę. Bardzo dziękuję – powiedział po wyjściu z Urzędu.

UG

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *