Legendarny Marek Hłasko


WYSTAWA W MUZEUM

Na poddaszu częstochowskiego ratusza można się zapoznać z interesującą wystawą pt. „Chciałbym zostać lotnikiem…”. Poświęcona jest ona życiu i twórczości polskiego pisarza Marka Hłaski (1934-1969).

Eksponaty pochodzą ze zbiorów Andrzeja Czyżewskiego oraz Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu. Składają się na nie zdjęcia z życia Marka Hłaski, okładki oraz ich reprinty jego książek, plakaty ze spektakli autorstwa bohatera wystawy i na podstawie jego twórczości, a także materiały informacyjne, przedruki z gazet oraz pamiętnika.
W szczególności ów pamiętnik stanowi nie lada ciekawostkę, tym bardziej w aspekcie prezentacji zbioru w naszym mieście. Te zapiski, ozdobione rysunkami autora, powstały właśnie w Częstochowie, do której Marek Hłasko przeniósł się po upadku Powstania Warszawskiego.
Ekspozycja po raz pierwszy została zaprezentowana jedenaście lat temu z okazji trzydziestej rocznicy śmierci pisarza. Przypomniano ją w zeszłym roku i odniosła wielki sukces. – Tutaj jest uzupełniona właśnie o ten wątek częstochowski. Udało się zdobyć kopie z pamiętnika z Zakładu Narodowego im. Ossolińskich. W nim są, m. in., pierwsze wzmianki o wielkiej pasji Marka Hłaski, jaką było lotnictwo. W Częstochowie jest ulica jego imienia. Znajduje się w pobliżu miejsca, gdzie młody Hłasko podążał na lotnisko, by obserwować samoloty. Ta pasja pozostał mu do końca życia. W pamiętniku są też zapiski w stylu: „Drogi Czytelniku”. Więc z jednej strony ukrywał się ze swoim pisaniem, ale z drugiej może podejrzewał, że ktoś kiedy to przeczyta – mówi komisarz wystawy Katarzyna Ozimek z Muzeum Częstochowskiego.
Gościem honorowym wernisażu był Andrzej Czyżewski, brat cioteczny Marka Hłaski (ich mamy były rodzonymi siostrami – dop. red.). Przybliżył on losy autora „Pierwszego kroku w chmurach”. – Częstochowa była ważnym miejscem w życiu Marka. Po ucieczce z Warszawy zamieszkali tu u przyjaciółki jego mamy. To był bardzo dobry okres w jego życiu. Spotkało go tu ciepło, serdeczność, była też dziewczyna (Alicja Kozłowska – była obecna na otwarciu wystawy – dop. red.). Pamiętniki pisali oboje, Marek miał wtedy dziesięć lat. Co ciekawe miał wtedy dużo staranniejszy charakter pisma niż jako zawodowy autor – opowiada pan Andrzej.
– Potem całe życie był samotny, szukał ciepła, miłości. Spotykał się z licznymi atakami, zafałszowaniami na temat swojej osoby. Były to świadome akty wyrabiania o nim opinii degenerata, pijaka. Mam pewność, że były to pomówienia, gdyż potwierdzają to akta IPN. Nawet jeden z jego rzekomych przyjaciół był donosicielem. Mówiono, że kierowca (Hłasko w młodości pracował w tej profesji – dop. red.) brudnymi rękami pisze wieczorami opowiadania współczesne. Jednak znalazły się osoby, które uznały, że mu wychodzi i trzeba mu pomóc. Ta legenda trwa do dziś – kontynuuje kuzyn pisarza.
Sam przedstawia zupełnie inny obraz swojego brata. – To był bystry, sympatyczny chłopak. Najlepiej świadczy o nim jego prawdziwa pasja, czyli lotnictwo. To nie był kaprys czy kwestia zarobków. Marek cieszył się urodą świata, pięknem samolotu i latania. W Kalifornii wyrobił uprawnienia pilota i na pięć dni przed śmiercią zafundował sobie wymarzony lot z instruktorem – wyjawia Andrzej Czyżewski.
Po roku 1954 zaczęła się wielka sława Marka Hłaski. – Jego promotorzy zaczęli się nim chwalić, jako diamentem, który oszliwowali. Marek pisał wbrew standardom, opowiadał o tym, co widział w około. W związku z tym zaczęły się ataki na niego, ponieważ stawał się zbyt popularny. To nie podobało się ówczesnym władzom. W styczniu 1958 r. Marek otrzymał nagrodę wydawców. Następnie wyjechał do Paryża na zaproszenie Jerzego Giedroycia. Do kraju już nie wrócił. To nie była ucieczka, zdrada. Zagranicę został wypchnięty. Sam myślał, że wszystkich nabrał. Ale są dokumenty wskazujące, że komuś na tym zależało. Ministerstwo znało wszystkie szczegóły – opisuje pan Czyżewski.
Później Marek Hłasko podróżował po świecie. Był dwukrotnie w Izraelu. W USA miał napisać scenariusz dla Romana Polańskiego, ale ten wycofał się ze współpracy. Literat zaprzyjaźnił się za to z Krzysztofem Komedą. Pod koniec życia zamieszkał u innego przyjaciela, niemieckiego reżysera. Zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach w Wiesbaden w wieku 35 lat. – Nie było żadnych podstaw, żeby Marek popełnił samobójstwo, choć wielu nieodpowiedzialnych ludzi tak pisze. Mojemu bratu właśnie klarowała się sytuacja życiowa. Dostał pracę – w momencie śmierci miał przy sobie zaliczkę – klarował mu się jego związek z Esther Steinbach. Dzień wcześniej udzielił wywiadu. Nie było też mowy o żadnym pijaństwie. Prawdopodobnie był to po prostu tragiczny zbieg okoliczności – domyśla się kuzyn Hłaski.
Andrzej Czyżewski napisał biografię swojego brata. – Z zawodu jestem architektem i za pisaniem nie przepadam. Początkowo uważałem też, że nie jestem dobrym kandydatem na autora książki o Marku, bo dzieli mnie do jego osoby zbyt mały dystans. Jednak gdy zobaczyłem, jakie głupoty cały czas są o nim wypisywane, zdecydowałem się. Materiały zbierałem dziesięć lat, kolejne dwa zajęło napisanie całości. Obecnie pracuję nad listami Marka z Ameryki, zredagowałem też jego młodzieńcze pamiętniki – mówi.
Z wystawą można się zapoznać do końca września br.

ŁUKASZ GIŻYŃSKI

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *