Kolorowe święto


Wywiad z Gennady’m Trostyanetskiy’m, reżyserem sztuki „Wieczór Trzech Króli” Williama Szekspira, przeprowadzony podczas konferencji prasowej przed premierą, z udziałem dziennikarzy Radia „Katowice”, Radia „Fiat” i „Gazety Częstochowskiej”.

Wywiad z Gennady’m Trostyanetskiy’m, reżyserem sztuki „Wieczór Trzech Króli” Williama Szekspira, przeprowadzony podczas konferencji prasowej przed premierą, z udziałem dziennikarzy Radia „Katowice”, Radia „Fiat” i „Gazety Częstochowskiej”.

Co skłoniło Pana, by robić spektakl w Częstochowie?
– To stało się absolutnie przypadkowo. Artysta tutejszego teatru studiował w Akademii w Petersburgu i siedem lat temu przyszła do głowy idea, by wspólnie zrobić „Białe noce” Dostojewskiego. Potem były rozmowy z kierownictwem teatru o wystawieniu dużej komedii. Szukaliśmy różnych, stanęło na Szekspirze.

Jak wyglądała praca w teatrze?
– Od rana do nocy.

Dlaczego aż tak długo?
– A dlatego, że spektakl zaczyna Mikołaj Kopernik. I żeby zrozumieć, co to takiego dzień w Częstochowie, i, co to takiego noc.

I co to jest?
– To dzień i noc maleńkiego, robotniczego miasta, gdzie mieszkają ludzie, którzy chcą kochać, chcą żyć szczęśliwie. Chcą myśleć, że na tej ziemi pojawili się nieprzypadkowo. Chcą tworzyć swoje życie, choć wielu rzeczy im brakuje. Pomyśleliśmy, że jeśli zrobimy małe, kolorowe święto, to chociaż na trzy godziny oderwiemy ich od tej szarej rzeczywistości. Chcielibyśmy, by widzowie, jak dzieci otworzyli przed nami serce i zobaczyli historię, którą im opowiemy.

Jaką oś przewodnią przyjął Pan przy realizacji spektaklu. Czy będzie to bardziej komedia omyłek, czy sztuka o głębszym znaczeniu?
– Chcemy – dosłownie – stworzyć komedię błędów. Szekspir napisał około czterech tysięcy sztuk i wszystkie są albo komedią, albo tragedią pomyłek. Jedną z tych szekspirowskich pomyłek spróbowaliśmy stworzyć na scenie częstochowskiego teatru.

Wymagał Pan od częstochowskich aktorów dużego zaangażowania scenicznego. Było wiele ćwiczeń ruchu, tańca, pantominy. Czy nasi aktorzy nie byli z tej strony przygotowani do pracy?
– Czasownik „wymagać” nie odnosi się do mojej pracy. To raczej odnosi się do Szekspira, dlatego, że tekst z którym mieliśmy do czynienia wymagał od nas różnorodnej i poważnej pracy. U Szekspira jest bardzo dużo filozoficznych myśli, my chcielibyśmy pokazać w tej sztuce to, czego nie widzieliśmy w innych realizacjach dzieł Szekspira.

Czy różne języki były barierą w pracy, czy może język teatru jest na tyle uniwersalny, że można było porozumieć się bez słów?
– Bariera językowa była trudnością. Człowiek, który ma do czynienia z danym językiem od trzydziestu lat, znaczenie słów pojmuje jako obraz, człowiek, który słyszy te słowa zaledwie dwa miesiące, słyszy je inaczej. Sądzę, że każdy spektakl może stać się uniwersalny, ale jest do tego potrzebny ogromny trud. Język, to nie tylko dźwięk, to mentalność. Kiedy zaczynaliśmy pracę nad tekstem mieliśmy na stole wersje w trzech językach: rosyjskim, angielskim i polskim. Każdy z nich ma swoje odniesienia, specyficzny humor zrozumiały tylko dla danej narodowości. Kiedy mówiłem artystom: „Skróćmy ten fragment”, oni mówili: Nie, Gennady, to jest właśnie dla Polaków śmieszne”.

Czego nauczył się Pan pracując w częstochowskim teatrze?
– Cierpliwości.

A jak postrzega Częstochowę i nasz teatr?
– Lubię małe miasta, nieduże europejskie miasta. Wychowałem się w podobnym. Mieszkałem też we Lwowie. Ta kultura jest mi bliska. A w częstochowskim teatrze są wszelkie warunki, by realizować różnorodne potrzeby mieszkańców. Myślę, że może on pracować jeszcze śmielej, odważnej, nawet łobuzersko. Są tu świetni aktorzy, którzy mogą pracować w dowolnym teatrze Europy.

A jak układała się współpraca z Jolantą Jakubowską, która tłumaczyła rozmowy?
– Między nami zapanowała miłość. A jaka? To już nasza tajemnica.

Foto: Marcin Szpądrowski

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *