Częstochowa, to nie pustynia kulturalna


Aleksander Wierny, dziennikarz, obecnie naczelnik Wydziału Kultury, Sportu i Promocji w Urzędzie Miasta Częstochowy opowiada o swojej wizji funkcjonowania wydziału.

Przez wiele lat był Pan dziennikarzem i oceniał pracę urzędników magistratu. Teraz zasiadł Pan po drugiej stronie. Czy doświadczenie dziennikarskie ułatwia pracę urzędnika na wysokim szczeblu?
– Łatwiej jest pod jednym względem – kontaktu z mediami. Wiem, czego dziennikarze ode mnie oczekują. Natomiast zweryfikowałem stereotypowe przekonanie o wszechmocy Urzędu Miasta, prezydenta i urzędnika oraz opinię temat pracy urzędnika i urzędu. Jest ona bardziej skomplikowana, głównie ze względu na ilość przepisów, które trzeba uwzględnić. I mówię o tym z perspektywy dziennikarza, bo wiem, że czasem denerwują się z powodu opóźnienia przekazania informacji czy dziwią się czemu nie można podjąć decyzji w sposób nieformalny. A nie jest tak, że władza wszystko może. Urząd to urząd, ustawa to ustawa, przepis to przepis.

Inne jest też zapewne spojrzenie z tej perspektywy na miasto?
– Zdecydowanie, ponieważ od kuchni, w bezpośredni sposób dotyczą mnie wszystkie mechanizmy, które wpływają na to, co się w mieście dzieje. Oczywiście mówię o obszarach, dotyczących mojej obecnej pracy. Powtórzę, nie jest to wszystko takie proste jak się z zewnątrz wydaje.

Czy obejmując urząd miał Pan jakieś obawy?
– Cały czas je mam. Z jednej strony miałem swoje pomysły i wizję jak poszczególne dziedziny mają funkcjonować. To naturalnie zderzyło się z realiami. Trochę się obawiam, że wszystkich zamiarów nie zrealizuję i nie będę tu zbyt oryginalny, głównie ze względu na brak pieniędzy. Samorząd częstochowski, jak inne, przeżywa trudny czas. Musimy liczyć się z finansami i skrupulatnie wyliczać swoje działania.

Z jakimi zatem planami przyszedł Pan do Urzędu? Co chciał Pan zmienić?
– Przede wszystkim chciałem otworzyć urząd. I to udało mi się zrobić, bo to nie zależy od pieniędzy. Chciałem, żeby ludzie mający pomysły, głównie z kultury, ale również z promocji i sportu, nie bali się przyjść do urzędu i powiedzieć: „Mam pomysł, pomóżcie mi go zrealizować.” Tak się już dzieje. Mogę podać konkretne przykłady, jak impreza poświęcona Muńkowi Staszczykowi, której pomysłodawcą był znany częstochowski muzyk Krzysztof Niedźwiecki. Przyszedł. Powiedział. I zrobiliśmy

Imprezę spontaniczną…
– Spontaniczne było zapalenie się do pomysłu, bo przedsięwzięcie wymagało wielu miesięcy ciężkiej pracy. Podobnie było przy Festiwalu Reggae On w ramach majowych Dni Województwa Śląskiego. Poprosiłem muzyków i ludzi związanych ze środowiskiem reggae w Częstochowie, by podali własny pomysł na imprezę i mam wrażenie, że się udało. Również Festiwal Hip-Hop Elements, który miał miejsce 7 lipca, zrobiliśmy wspólnie z dotychczasowymi organizatorami tego przedsięwzięcia. Na tym mi najbardziej zależało i to próbuję robić. Mam nadzieję, że z sukcesami.

Obecnie Pana Wydział ukierunkowany jest przede wszystkim na młodych ludzi.
– Do pewnego stopnia na pewno tak jest. Rzeczywiście dużo naszych działań kierujemy do młodych ludzi.

Czy ten trend jest do końca właściwy?
– Jest to szersza strategia prezydenta miasta. Staramy się zatrzymać młodych, by nie wyjeżdżali do innych miast, by tu zostali i z Częstochową związali swoją przyszłość. Wiem, że zależy to też od jakości życia, której podstawą jest praca i mieszkanie. Ale również ważna jest kultura życia, by młodzi ludzie mogli się rozwijać, ale też bawić, oczywiście w sensowny sposób. By nie traktowali miejskich instytucji kultury i sportu oraz tego, co miasto organizuje w tych dziedzinach, jako obce i nieprzystające do ich oczekiwań i potrzeb.
Ale nie nastawiamy się tylko na młodych. Mamy też kilka pomysłów dla osób starszych, ale od młodych chcieliśmy zacząć, by pokazać, że Częstochowa, to nie pustynia kulturalna.

Czy działania przynoszą zamierzony efekt?
– Mam nadzieję, że tak, o czym świadczy frekwencja młodych ludzi na większości miejskich imprezach. Na Frytce Off koncert Brodki przyciągnął mnóstwo osób. Celujemy, mówiąc kolokwialnie, w młodych ludzi również poprzez rozwinięcie komunikacji w Internecie, na portalach społecznościowych, jak facebook. To przyniosło efekt w postaci nagrody. Otrzymaliśmy wyróżnienie w konkursie Kryształy PR oraz nagrodę za gazetę „Jasne, że Częstochowa”, którą stworzyliśmy, a która w doborze treści jak i formy jest ukierunkowana na młodego człowieka.

Jak Pan odniesie się do zarzutu, że imprezy dla młodych wiążą się z piciem piwa? Czy to właściwe połączenie: impreza kulturalna plus promocja piwa?
– Tu są dwa aspekty. Jeden wiąże się z finansami, bo uczestnictwo browarów, poprzez ich sponsoring, pozwala obniżać koszty imprez. Z drugiej strony młodzi ludzie i tak piją piwo. Na imprezach jest to pod kontrolą, duże – zgodnie z przepisami – są restrykcyjnie pilnowane przez służby ochroniarskie, straż miejską, policję.

Co proponujecie dla seniorów?
– Już się sporo dzieje, tylko to na zewnątrz trochę mniej widać, bo nie są to projekty tak spektakularne. Ośrodek Sportu i Rekreacji stale realizuje zajęcia dla osób starszych. Poszczególne jednostki kultury, jak teatr czy muzeum też mają propozycje. W tej chwili, przy współpracy z moim wydziałem, powstają place rekreacji dla seniora. Jesienią stworzymy tzw. Dom Kultury, czyli miejsce ze specjalną bazą danych na temat działań skierowanych do seniorów. Tym sposobem skoordynujemy wszystkie działania i ułatwimy dostęp seniorom do imprez.

Obecnie zdecydowanie więcej imprez odbywa się poza miejskimi instytucjami. Czy nie czują się one niedowartościowane, niedofinansowane?
– Staramy się, by dotacje dla instytucji nie były mniejsze, bo jest to podstawa ich działalności. Wprawdzie w tym roku Miejska Galeria Sztuki i Ośrodek Kultury Filmowej otrzymały mniej pieniędzy, ale to nie z powodu imprez zewnętrznych, ale filharmonii, która gdy ruszy po remoncie będzie wymagała większych nakładów. Budynek ma teraz większą kubaturę, ponadto wyremontowany został z funduszy zewnętrznych, co nakłada nas wymogi, między innymi musimy zatrudnić w Filharmonii 30-osobowy chór oraz siedem dodatkowych osób do impresariatu. To generuje dodatkowe koszty, a radni wprowadzili oszczędności i mój budżet ucierpiał na 937 tys. zł. Musiałem zatem uszczuplić koszty z promocji i właśnie imprez zewnętrznych. Dotacje dla instytucji zmniejszyłem łącznie zaledwie o 150 tys. zł.

Uszczuplony budżet wpłynie znacząco na realizację działań promujących Częstochowę?
– Nie uda się wykonać planowanego dużego filmu promocyjnego o Częstochowie. Częściowo zrównoważy to film realizowany przez Wydział Rozwoju Urzędu Miasta, nastawiony na inwestycyjne programy Częstochowy.
Nie uda się też stworzyć od nowa strony internetowej czestochowa.pl. Poddana zostanie jedynie liftingowi.

Pokusiłby się Pan o ocenę aktywności artystycznej częstochowskich instytucji kulturalnych?
– Na pewno Teatr dobrze sobie radzi. Niektóre instytucje mają kłopoty, ale nie wynikające z winy osób, które nimi zarządzają. Podam przykład: Muzeum. Ma ono problem, ponieważ jest dużym posiadaczem ziemskim. W swych zasobach ma najwięcej obiektów, które nie zawsze da się w pełni i sensownie zagospodarować.

A jeśli chodzi o jakość oferty kulturalnej?
– Sądzę, że to najlepiej oceniają częstochowianie. My większych zastrzeżeń nie mamy.

Jaka Pana zdaniem będzie przyszłość Festiwalu Muzyki Sakralnej Gaude Mater. W jakiej konwencji będzie on realizowany?
– Festiwal „Gaude Mater”, dzięki swojej tradycji i jakości jest sztandarową imprezą w Częstochowie. Nie ma takiego drugiego festiwalu w Polsce – mówię o poziomie artystycznym, tradycji i rozmachu w obszarze, w którym Festiwal się porusza, czyli szeroko rozumianej muzyki sakralnej. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że Festiwal powinien być i zawsze pieniądze na to przedsięwzięcie powinny się znaleźć. Natomiast formuła, w której będzie organizowany jest do dyskusji. Są pomysły, by go przenieść do Filharmonii, w myśl zasady, by szukając oszczędności skupiać całe życie muzyczne wokół jednej instytucji.

Czy miałby to się odbyć kosztem Ośrodka Promocji Kultury Gaude Mater”?
– Nad tym trzeba by się zastanowić, rozważając wszystkie za i przeciw, bo OKP „Gaude Mater”, to nie tylko Festiwal. To też Biennale Miniatury, Noc Kulturalna, Dni Europejskiej Kultury Ludowej i szereg innych działań.

Ile funduszy przeznaczono w tym roku na częstochowskie imprezy?
– Na uroczystości państwowe i miejskie około 400 tys. zł, na projekt nazwany „Rewitalizacja pl. Biegańskiego” – około 350 tys. zł.

Która impreza będzie najdroższa?
– Ta jest już chyba za nami, to Dni Województwa Śląskiego. Kosztowała ponad 240 tys. zł, ale udało się nam ją zrealizować tanim kosztem. 200 tys. zł dał bowiem Urząd Marszałkowski, więc zarazem była ona dla nas najtańsza. A zabawa z gwiazdami trwała cztery dni.

A najdroższa dla Urzędu Miasta Częstochowy?
– Około 200 tys. kosztowała impreza Muńkowa i w tych samych kosztach zamknęła się Frytka Off.

Ideą Frytki Off było ożywienie ul. Piłsudskiego, ale ona wymaga bardziej remontu niż koncertów.
– Teraz miasto realizuje potężne inwestycje. Remont ul. Piłsudskiego też wymagałby ogromnego nakładu, więc jak sądzę na to trzeba będzie poczekać.

Od lat mówi się o budowie dużego Centrum Kultury w miejscu Miejskiej Galerii Sztuki. To aktualne plany?
– Przyznaję, że z Miejską Galerią Sztuki mam problem. Budynek jest stary, wymaga remontu, natomiast co jakiś czas odżywa nadzieja, że uda się ten teren zagospodarować.

A najbliższe plany?
– W każdy weekend wakacyjny będziemy organizować imprezy na pl. Biegańskiego. Pracujemy też wspólnie z partnerem z Lillestrom w Norwegii nad dużym projektem kulturalnym w Częstochowie, na który może uda się nam uzyskać pieniądze z mechanizmu norweskiego. Muszę podkreślić – co może zabrzmi niepopularnie – że bardzo dobrze rozwija się nam współpraca z Katowicami, a konkretnie z Urzędem Marszałkowskim. Przełomem były Dni Województwa Śląskiego. Teraz wspólnie z wojewódzką samorządową instytucją kultury Ars Cameralis będziemy robić dwa duże projekty, w ramach których do Częstochowy przyjadą: pisarka z Ukrainy oraz fotograf z Holandii. Artyści wypowiedzą się twórczo o Częstochowie. We wrześniu zrealizujemy też imprezę promująca nowoczesny design.

Może teraz trochę o częstochowskim sporcie. W jakiej jest kondycji?
– W tym roku podnieśliśmy o 30 procent nakłady na sport. Niestety, w dużej części sport zawodowy, ale i amatorski dla dzieci i młodzieży, jest uzależniony od prywatnych sponsorów, a teraz o nich trudno, bo gospodarka nie jest w najciekawszym stanie. To naczynia połączone, co widać po AZS. Klub gra w pierwszej lidze, a ma kłopot ze sponsorem tytularnym, mimo iż udało się nam podnieć klubowi dotację z 270 tys. zł na 400 tys. zł. Kłopoty mają też małe kluby szkolące dzieci i młodzież. To mnie boli, bo w Częstochowie jest mnóstwo fantastycznych działaczy sportowych, którzy z braku funduszy nie mogą rozwinąć skrzydeł.

Jaką strategię przyjmie Pan na przyszłość: czy bardziej wspieranie klubów amatorskich, by rozwijać sport u podstaw, czy zwiększenie dotacji klubom, które w widowiskowy sposób promują Częstochowę?
– Większą odpowiedzialność ponosimy za ich rozwój o młodych ludzi w klubach amatorskich. To tysiące dzieciaków, które z zapałem grają w piłkę nożną, siatkówkę, koszykówkę, badmintona i jeśli im nie pomożemy, to nikt im nie pomoże. Zawodowy sport też trzeba wspierać, bo te dzieciaki muszą się na kimś wzorować.

Ludzie lubią poddawać krytyce urzędników. Zapewne i Pan styka się z negatywnymi opiniami. Jak Pan radzi sobie z krytyką?
– Nigdy przed nią nie uciekam. Jeśli mam świadomość, że może mnie to spotkać, bo coś mi się nie udało, a nie ma nikogo, kto zawsze wszystko robi dobrze, staram się dyskutować. Mam też cechę, że przyznaję się do błędu. To jest moja metoda na krytykę.

Czego się Pan nauczył i uczy będąc naczelnikiem?
– Chciałbym nauczyć się skuteczniejszego pozyskiwania pieniędzy ze źródeł zewnętrznych, z instytucji publicznych i prywatnych.

A jakie marzenia do zrealizowania?
– Chciałbym mieć więcej pieniędzy na kulturę, promocję i sport.

Dziękuję za rozmowę.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *