ARESZTOWANIE „WARSZYCA”


19 lutego 2018 roku minęła siedemdziesiąta pierwsza rocznica śmierci dowódcy Konspiracyjnego Wojska Polskiego (KWP), kpt. Stanisława Sojczyńskiego („Wojnar”, „Zbigniew”, „Warszyc”), za swój heroizm i męstwo odznaczonego Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari. Kpt. „Warszyc” został stracony w akcie zemsty przez utrwalaczy władzy ludowej, na walce z którymi spędził ostatnie lata swojego życia. Zginął, bo nie chciał pogodzić się z „historią, którą piszą zwycięzcy”, ze zniewoleniem Narodu Polskiego przez kolejną, tym razem czerwoną okupację. Sojczyński odrzucił możliwość amnestii w sierpniu 1945 r., gdyż uważał, że traktowanie polskich żołnierzy jak przestępców, którzy mają szansę uniknąć kary, jest uwłaczające.

Po zakończeniu wojny aparat władzy komunistycznej, mimo ogromnego wsparcia sowieckich wojsk, terroru NKWD i jego rodzimych ekspozytur, wydawał się wciąż jeszcze zdezorientowany zbrojnymi akcjami polskiego podziemia. Oddziały podporządkowane „Warszycowi” miały na koncie bohaterskie i spektakularne akcje do jakich należy choćby atak na Radomsko dowodzony przez por. Jana Rogólkę „Grota”, dzięki któremu z więzienia UB uwolniono 57 przetrzymywanych. Specjalne wydzielone grupy Służby Ochrony Społeczeństwa (SOS) broniły ludność okolic Częstochowy, Piotrkowa, Radomska i Wielunia przed samowolą, bandytyzmem i agenturalną działalnością formacji polityczno-wojskowych podległych Sowietom oraz likwidowały w szeregach owych formacji najbardziej szkodliwe i zdemoralizowane jednostki. Dokonywano również akcji rozbrojeniowych i aprowizacyjnych. Jednocześnie jednak pierwsza połowa 1946 r. była dla dowództwa i oddziałów KWP niezwykle trudna i dalsze istnienie organizacji nieubłaganie stawało pod znakiem zapytania. Pomimo dalszych sukcesów i potyczek z organami bezpieczeństwa, z których żołnierze służący pod rozkazami „Warszyca” wychodzili obronną ręką, sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna. Im bowiem dotkliwsze ciosy zadawano lokalnym strukturom PPR, UB, MO czy KBW, tym ciaśniejsze pęta zaciskały się wokół „Warszyca” i jego żołnierzy. Na domiar złego, do szeregów pod dowództwem „Warszyca” zaczęło wdzierać się rozprzężenie, a on sam powoli tracił kontrolę nad tym co dzieje się w terenie. Część grup bojowych była zdezorganizowana i pozbawiona łączności z dowództwem, zdarzały się przypadki dezercji, niesubordynacja oraz opieszałość w wykonywaniu rozkazów. Szczególnych problemów i dylematów moralnych nastręczały „Warszycowi” oddziały, które współpracowały z KWP jako samodzielne uprzednio grupy zbrojne, gdyż to w nich najbardziej widoczny był brak dyscypliny. Niektóre poczynania partyzantów, choć na pierwszy rzut oka wydawały się brawurowe, na dłuższą metę przedstawiały KWP w coraz bardziej kompromitującym świetle i ściągały na całość organizacji coraz większe niebezpieczeństwo i chęć odwetu będących na pasku Moskwy „bezpieczniaków”.
Być może jednym z momentów przełomowych, a zarazem przesądzających los KWP był incydent po wspomnianej akcji na Radomsko. Chodzi tutaj o samowolne zatrzymanie i likwidacja 7 sowieckich żołnierzy oraz oficera NKWD przez partyzantów z oddziału Henryka Glapińskiego „Klingi” i zwycięska potyczka z siłami KBW podczas odwrotu. Oddział „Klingi” został dwa miesiące później rozbity w okolicy Herb przez grupę operacyjną UB, a on sam schwytany we wrześniu 1946 r. Komuniści nie mogli darować zadawanych im przez ludzi „Warszyca” strat i przystąpili do mobilizacji. Jeszcze przed akcją na Radomsko w działania mające na celu zniszczenie „Warszyca” i jego wojska zaangażował się sam Mieczysław Moczar, szef WUBP w Łodzi, który miał z nim porachunki jeszcze z okresu okupacji niemieckiej, gdyż „Warszyc” zwalczał winnych bandyckich wybryków członków AL. Pogorszenie nastrojów wśród partyzantów w okresie tuż przed pojmaniem „Warszyca” wywołane było zapewne również wieściami o kolejnych aresztowaniach i dekonspiracji ogniw terenowych KWP. Taki los spotkał chociażby 17 zatrzymanych uczestników akcji na Radomsko, spośród których 12 wraz z por. Rogólką stracono po pokazowym procesie, czy też śląskie struktury KWP, które w okresie późniejszym uległy całkowitej zagładzie. Na przełomie maja i kwietnia nastąpiła wyraźna koncentracja sił pościgowych UB, KBW i MO na terenie powiatu radomszczańskiego i piotrkowskiego. Raz po raz zdarzały się akcje pacyfikacyjne w wyniku których mniejsze jednostki KWP ulegały rozbiciu, a zagrożeni aresztowaniem „Warszyc” wraz z jednym ze swoich adiutantów i dowódcą batalionu „Motor”, Ksawerym Błasiakiem („Albert”) oraz szefem wywiadu KWP, Stanisławem Żelanowskim („Nałęcz”) na jakiś czas opuścili teren udając się do Gdańska i Katowic. Oprócz powołania do życia ogromnej grupy operacyjnej złożonej głównie z żołnierzy KBW i MO, postępowało śledztwo, a z nim kolejne aresztowania łączników, sekretarek i kontaktowców KWP. Aresztowano m. in. Władysława Janiaka („Wrak”) działającego w łódzkich struktur KWP, Czesława Kijaka („Romaszewski”), adiutanta i szefa wieluńskiej komendy powiatowej, czy też łącznika o pseudonimie „Grot” i Barbary Stramskiej („Basia”). Wielu spośród konspiratorów KWP ukrywało się w Domu Księży Emerytów przy ul. 3 Maja i tam też urządzono „kocioł”. Najtragiczniejsze w skutkach dla „Warszyca” było aresztowanie Henryka Brzózki. Złamany w czasie śledztwa, podjął współpracę z bezpieką w zamian za wypuszczenie na wolność. To on ostatecznie przypieczętował los dowódcy I Komendy KWP.
Dzięki dobrej infiltracji Częstochowy przez niezwykle sprawnych wywiadowców „Warszyca”, ten zdecydował się na przeniesienie tutaj swojego sztabu z Radomska wiosną 1946 r. Jego zaufanym człowiekiem w Częstochowie był Stanisław Korol, który sprawował tutaj funkcję szefa MUBP, a także Stanisław Kwec („Chudy”) będący jednocześnie kierownikiem I Komisariatu MO oraz szefem lokalnego wywiadu KWP. Wraz z „Warszycem” przybyła „Ewa” czyli Halina Pikulska, jego osobista sekretarka i łączniczka. Dzięki pomocy „Alberta”, znaleźli oni schronienie w parterowym, otoczonym ogrodem domu 36-letniego krawca, Bolesława Włodarczyka przy ul. Wręczyckiej 17 (11). Małżeństwo miało dwoje dzieci, a spokrewniona z „Albertem” żona Włodarczyka była w ciąży. Mimo potencjalnego niebezpieczeństwa namówiła męża, aby udzielił schronienia konspiratorom. Dowódca KWP i jego współpracownica przedstawili się jako Roman i Halina Pietrzakowie. Halina Pikulska dbała również o aprowizacje i pomagała pani Włodarczyk w codziennych pracach domowych. Pomimo złowrogiej atmosfery narastającej wokół Sojczyńskiego i najbliższych mu ludzi, życie w jego nowej kryjówce przebiegało nader spokojnie. Jeżeli konieczna była wizyta kogoś z organizacji, kogo wcześniej zaanonsował „Albert”, rozmowy i wydawanie dyspozycji odbywało się w altanie, ogrodzie bądź też na znajdującym się niedaleko cmentarzu Św. Rocha pod osłoną mroku. Do zakonspirowanego mieszkania wstęp mieli tylko członkowie dowództwa, „Albert” oraz wspomniany wcześniej „Nałęcz”. Niezwykły lokator nie sprawiał kłopotów swoim gospodarzom. Przeważnie wraz z sekretarką przebywał w ogrodzie lub altanie, gdzie „Ewa” na maszynie sporządzała rozkazy i meldunki. Sprzyjała temu piękna pogoda towarzysząca początkowi lata 1946 r. Czasem dowódca KWP znikał na całe dnie bądź zjawiał się na terenie posesji dopiero późnym wieczorem. 27 czerwca nic nie zapowiadało jeszcze tragicznych wydarzeń. Być może jakaś intuicja wcześniej niepokoiła Włodarczyka, gdyż ten w rozmowie z „Albertem” proponował przeniesienie dowódcy KWP do Żarek, argumentując to brakiem stałej obstawy w okolicy. Sam „Nałęcz” miał znaleźć w niedługim czasie nowe schronienie „Warszycowi” – nie zdążył. Jak się miało okazać, Włodarczyk miał słuszne przeczucia. Jego dom był od dłuższego czasu obserwowany przez funkcjonariuszy UB.
Według relacji samego Włodarczyka, konspirator i jego sekretarka zjawili się w domu około godziny 21 00. „Warszyc” odpoczywał po całym dniu, zaś „Ewa” wraz z gospodynią przygotowywały kolację. Mniej więcej godzinę później do mieszkania od strony ogrodu wpadło dwóch uzbrojonych cywili, którzy sterroryzowali domowników. Mimo ogromnego stresu i grozy sytuacji „Warszyc”, któremu skrępowano ręce paskiem, do ostatnich chwil zachował zimną krew, natomiast funkcjonariusze UB byli wyraźnie poddenerwowani. „Warszyca” i „Ewy” nie uratowały sfałszowane dowody tożsamości. Po godzinie zadawania pytań „Warszyc”, „Ewa” i Bolesław Włodarczyk zostali aresztowani i przewiezieni ciężarówką do siedziby częstochowskiego UB przy ul. Śląskiej. Wkrótce aresztowano „Alberta” i „Nałęcza”, zaś będący agentem KWP na kierowniczym stanowisku w UB, Stanisław Korol odebrał sobie życie. Wkrótce rozbiciu uległ cały sztab organizacji oraz struktury terenowe KWP. Mimo nieludzkich tortur podczas przesłuchań kpt. „Warszyc” unikał podawania personaliów podkomendnych, a odpowiedzialność za wszelkie działania organizacji przypisywał sobie. Proces dowództwa KWP odbył się w dniach 9-14 grudnia 1946 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Łodzi. Twórca i dowódca KWP, kpt. Stanisław Sojczyński „Warszyc” otrzymał sześciokrotną karę śmierci, a wraz z nim najwyższy wymiar kary otrzymało jego siedmiu towarzyszy. Dwóm z nich Bolesław Bierut zamienił karę śmierci na dożywocie. Skazani zostali straceni w Łodzi 19 lutego 1947 r., a miejsce spoczywania ich szczątków jest nieznane do dziś. W Dniu Żołnierzy Wyklętych nie zapomnijmy odwiedzić rogu ul. Wręczyckiej i Rocha, gdzie stoi pamiątkowy obelisk z tablicą ku czci jednego z najdzielniejszych Niezłomnych.

MICHAŁ KULIG

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *