Możemy liczyć na siebie


CZĘSTOCHOWSKIE RODZINY – MAŁGORZATA I JULIUSZ SĘTOWSCY ŚWIĄTECZNE SPOTKANIE Z „GAZETĄ CZĘSTOCHOWSKA”

Małgorzata i Juliusz Sętowscy są rodowitymi częstochowianami. Z Częstochowy pochodzi mama pani Małgorzaty, jej tata przybył tu z Gdyni, natomiast mama pana Juliusza – z Radomia, tata – z Pułtuska. Państwo Sętowscy są małżeństwem od 23 lat. Mają dwóch synów: 22-letniego Janka, studenta II roku Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach i 19-letniego Wojtka, tegorocznego maturzystę w Zespole Szkół Plastycznych w Częstochowie. Opiekują się ukochanym psem Maksem – terierem tybetańskim, którego znaleźli go przywiązanego do drzewa w krzeczowskim lesie, pod Wieluniem.
Pani Małgorzata jest absolwentką częstochowskiego „Plastyka” i kierunku edukacja plastyczna w częstochowskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej (obecnie Akademii im. Jana Długosza). Przez lata uczyła plastyki w Szkole Podstawowej nr 42 w Częstochowie. Maluje i pisze bajki dla dzieci. Aktywnie działa w organizacjach twórczych: w Polskim Stowarzyszeniu Edukacji Plastycznej i Częstochowskim Stowarzyszeniu Artystów Plastyków im. Jerzego Dudy Gracza.
Pan Juliusz ukończył pedagogikę opiekuńczą w Wyższej Szkole Pedagogicznej(obecnie AJD) i podyplomowo – wuef. Jako pierwszy w dziejach Instytutu Historii Wyższej Szkoły Pedagogicznej (AJD) uzyskał stopień doktora nauk humanistycznych – historia. Aktualnie jest wykładowcą na Politechnice Częstochowskiej, na kierunku Zdrowie Publiczne i kierownikiem Ośrodka Dokumentacji Dziejów Częstochowy przy Muzeum Częstochowskim. W swoim dorobku ma wydanych kilka ważnych dla częstochowian książek: „Organizacje bojowe PPS”, „Cmentarz Kule”, „Cmentarz Ewangelicko-Augsburski” i jako współredaktor z Romanem Sitkowskim „Cmentarz Rakowski”.
Małgorzata i Juliusz Sętowscy są zakochani w Częstochowie. Oboje pasjonują się kulturą i historią, stąd często można ich spotkać na wernisażach, w muzeach i galeriach, na koncertach i podczas edukacyjnych warsztatów.

Jak zaczęła się państwa znajomość? Czy zadziałała strzała Amora i była to miłość od pierwszego wejrzenia?
Małgorzata Sętowska: – Uczucie wykluwało się stopniowo. Poznaliśmy się w Szkole Podstawowej nr 42, gdzie pracowaliśmy. Mieliśmy zbliżone zainteresowania, były wspólne wycieczki, rozmowy o sztuce, historii. Zaprzyjaźniłam się też z mamą Juliusza, która była kierownikiem Spółdzielni Nasza Praca, gdzie mieściła się siedziba częstochowskiego oddziału Polskiego Stowarzyszenia Edukacji Plastycznej, do którego należę. I tak trochę przy pomocy przyszłej teściowej i mojej aktywności miłość zaowocowała małżeństwem.
Juliusz Sętowski. – Początki były na gruncie przyjacielskim. Połączyły nas wyjazdy do Sopotu, gdzie wystawialiśmy obrazy, ale nie moje, tylko Gosi. Ja pełniłem funkcje techniczne, czyli przybijałem gwoździki i ramki, ustawiałem sztalugi.

A co panią urzekło w mężu?
M.S. – Ogromna wiedza historyczna oraz na temat kultury, malarstwa. I piękny charakter pisma.

A pana czym ujęła żona?
J.S. – Urokiem osobistym…
M.S. – Powiedz, jak byłam gospodarna.
J.S. – Gosia trzymała całą kuchnię, szykowała obiady, kolacje. I tak jest do dzisiaj.

Czyli zgodnie z powiedzeniem: miłość przez żołądek do serca?
J. S. – Bez wątpienia. Ale jeśli chodzi o kuchnię, Małgosia jest coraz lepsza.

Oboje państwo pełnicie ważne funkcje zawodowe i społeczne, które pochłaniają sporo osobistego czasu. Jaką mają państwo receptę na udane małżeństwo?
M.S. – Przede wszystkim nie zaniedbujemy obowiązków domowych i rodzinnych. Dom, dzieci, rodzina są zawsze na pierwszym miejscu. I wspólne obiady, zawsze w soboty i niedziele. Uzupełniamy się charakterologicznie i nie ograniczamy się nawzajem. Mąż pozwala mi na rozwijanie pasji, mogę realizować plany i marzenia związane z twórczością, jeździć nawet na kilkunastodniowe plenery, pójść na spotkania z przyjaciółmi, koleżankami. Mężowi też daję swobodę na własne plany i zainteresowania.

J.S. – Na razie jestem zadowolony. A recepta? Myślę, że jest nią zakres wspólnych zainteresowań i podział obowiązków domowych – i nie mówię, że równy, tu jest zdecydowana przewaga jest po stronie małżonki. Ale, gdy trzeba odkręcić przepaloną żarówkę i wkręcić nową, to zawsze jestem gotowy. Dogadujemy się na różnych płaszczyznach. I dobrze się dogadujemy, bo konfliktów nie ma.

W każdej rodzinie są trudne sytuacje. O nic się państwo nie sprzeczają?
J.S. – Czasem są spięcia, ale krótkotrwałe.

Jak państwo opanowujecie chwile słabości, kłopoty? Co robicie, gdy któregoś z was dopada zły humor, chandra?
M.S. – Jesteśmy pogodnymi osobami. A jeśli wydarzy się coś przykrego, to wzburzenie trwa bardzo krótko. Szybko wyciągamy rękę do zgody. ..
J. S. – …I idziemy dalej. Problemy zawsze rozwiązujemy wspólnie. Nigdy nie zostawiam żony samej z kłopotami, ani ona mnie.

Czy ktoś z państwa jest osobą dominującą w związku, reżyserem dnia codziennego?
M.S. – Nikt z nas nie dominuje, ale obowiązki domowe spoczywają na mnie, zwłaszcza teraz, jak już nie pracuję zawodowo. Załatwiam wszystkie domowe i urzędowe sprawy. Wcześniej pomagała mi moja mama, więc spokojnie mogliśmy poświęcać się pracy zawodowej i społecznej.
J.S. – Żona zarządza funduszami rodzinnymi, na głowie ma opłaty, nawet wysyłki paczek z książkami. Trzyma w ryzach cały dom.

O czym najczęściej rozmawiacie?
M.S. – Głównym tematem jest sztuka, malarstwo, ale i sport, kolejna pasja męża. Jak ktoś kiedyś powiedział: Sętowski, to najlepszy historyk wśród sportowców i najlepszy sportowiec wśród historyków. Mąż pasjonuje się siatkówką, koszykówką, tenisem. Ja skupiam się na malarstwie i pisaniu bajek dla dzieci.
J. S. – Ale też o sprawach zawodowych. Jak Gosia pracowała, zawsze chętnie dzieliła się opowieściami o pracy.

Co ceni najbardziej pani u swego męża?
M.S. – Mąż jest nadobowiązkowy, często za dużo bierze na swoje barki, ale ze wszystkiego stara się wywiązać. Za to go podziwiam. Martwię się, bo nadmiar obowiązków kończy się nieprzespanymi nocami.

A pan, co ceni u żony najbardziej?
J.S. – Oddanie rodzinie. Mimo, że z pasją realizuje swoje zainteresowania, to rodzina zawsze jest na pierwszym miejscu. I ta najbliższa, i dalsza. W Częstochowie i poza Częstochową, zarówno jej jak i moja. Zawsze świetnie rozumiała się z moją mamą… ma szansę zostać najlepszą synową. Pamięta o wszystkich urodzinach, imieninach, uroczystościach.

A które wasze słabości charakterologiczne was denerwują?
M. S. – Mąż jest panną zodiakalną, a zatem nad wyraz pedantyczny, jeśli chodzi o pracę i zainteresowania. Natomiast na co dzień, w domu, jest trochę bałaganiarzem. Ale wszyscy moi chłopcy mają tę cechę, wciąż chodzę, zbieram ich rzeczy, układam do szaf. Na drzwiach wiszą marynarki, bo mąż nie wie, którą następnego dnia założy.
J. S. – Żona jest nerwowa, ale są to krótkotrwałe wybuchy gniewu. Później trochę się wstydzi i nadrabia uśmiechem. Stresy trzeba gdzieś odreagować i najbezpieczniej jest pozbywać się ich w rodzinie.

Czy mają państwo wspólne hobby?
M.S. – Kolekcjonujemy obrazy częstochowskich twórców, w domowym zbiorze, m. in., dzieła Jacka Pałuchy, Tomka Sętowskiego, Mariana Michalika. Mąż jest bibliofilem, mamy w domu ogromną zbiór książek.
J. S. – Obrazy i książki kolekcjonujemy z myślą o dzieciach. Sztuka jest naszą pasją. Często chodzimy na wernisaże, gdzie czasem upatrzymy sobie obraz. Gdy dzieci zaakceptują wybór, kupujemy go.

Co jest najważniejsze w państwa rodzinie?
M.S. – Wspólne wyjazdy, obiady, uroczystości świąteczne. Jesteśmy domem otwartym, często gościmy nasze rodziny.
J.S. – To, że zawsze można liczyć na drugą osobę, że prośba nigdy nie pozostanie odrzucona.

Jakie wartości wpajają państwo swoim dzieciom?
M.S. – Przede wszystkim patriotyzm. Mąż zwraca uwagę na historię, by chłopcy znali swoje korzenie, losy dziadków, pradziadków. Na ścianach w naszym domu obok obrazów wisi mnóstwo zdjęć rodzinnych. Często odwiedzamy groby dziadków, a na cmentarzu Jasio zawsze zapala lampki – obowiązkowo białą i czerwoną – na grobie Nieznanego Żołnierza i Grobie Katyńskim. Pamięta o tym od szkoły podstawowej, bo tak zawsze czynił mąż.
J.S. – Szacunek dla innych, uczciwość, poszanowanie drugiego człowieka.

Jak spędzacie państwo wakacje?
M.S. – Obowiązkowo, przynajmniej na dwa tygodnie w roku, wyjeżdżamy całą rodziną do naszego ulubionego zakątka, pod Wieluniem – Krzeczowa. Jest tam piękny ośrodek z basenem, kortami, boiskami sportowymi. Wspaniałe lasy, Warta.
J.S. – I rowery. Tak, Krzeczów, jak powiedział mój tato, to magiczne miejsce. Też tak uważamy. Za nami na weekendy przyjeżdża cała rodzina, znajomi, przyjaciele. Czasem zajmujemy pół ośrodka.

Jakie świąteczne tradycje państwo kultywują? Czy Święta Wielkanocne w państwa domu mają szczególną oprawę?
M.S. – Jak dzieci były młodsze, to z upodobaniem malowały pisanki, same też przygotowały koszyczki. Do dzisiaj chłopcy idą ze święconką do kościoła. Śniadanie zawsze jest z rodziną. Pozostała tylko jedna babcia, zawsze spędza z nami święta. Podstawą stołu śniadaniowego są biały barszcz i jajka, a na obiad – indyk nadziewany owocami. Ciasta pieczemy z przepisów prababci: makowiec, baby i ciasto królewskie – prawdziwa bomba kaloryczna, ale bardzo smaczna.
J.S. – O oprawę zawsze dba żona. W święta, przed śniadaniem, jedziemy na cmentarz.

Skąd państwo czerpią siły do mierzenia się ze światem? Działacie na tylu polach i z ciągłym uśmiechem na twarzy.
M.S. – Chyba z góry, z nieba. Może to zależy od cech charakteru. To jest po prostu w nas, od dziecka. Jesteśmy bratnimi duszami.
J.S. – Energia płynie z uporządkowanej sytuacji w rodzinnie. Jak każdy człowiek mam chwile kryzysów, ale Gosia momentalnie wyczuwa, że coś jest nie tak i przybiega na ratunek.

Jakim mottem kierujecie się w życiu?
M.S. – Mam kilka: „Nie sztuką jest żyć dla siebie, ale sztuką jest żyć dla innych”. „Szczęśliwi ci, co się śmieją”, „Bądź, dobry, dobro powraca”. Jesteśmy otwarci, pogodni, chętnie pomagamy innym i może dlatego jesteśmy lubiani, często zapraszani na różne uroczystości, mamy dużo przyjaciół.
J.S. – Sądzę, że ważne jest to, co wpajamy naszym dzieciom. Szacunek dla innych osób, troszeczkę dawania siebie innym, co jak uważa moja żona – procentuje, nie w sensie finansowym, ale duchowym.

Bez czego nie wyobrażacie sobie życia?
M. S. – Bez rodziny.
J.S. – Rodzina jest podstawą, to sprawa fundamentalna. W niej się nabiera siły do działań.

Może teraz porozmawiamy o Częstochowie i częstochowianach. Oboje państwo pełnicie w życiu ważne społecznie i kulturalnie role. Jak państwo z tej pozycji oceniacie samoświadomość częstochowian, czy mamy poczucie wyjątkowości pełnienia misji jako duchowej stolicy Polski?
J.S. – W tym kontekście nie myślałem, czy częstochowianie pełnią taką misję i czują się obarczeni taką misją. Staramy się kontaktować z ludźmi, rozmawiać jako organizatorzy edukacyjnych wycieczek. Uważam, że jest wielu wartościowych ludzi, którzy posiadają ogromną wiedzę o mieście, ale nie dzielą się nią. Dlatego w ramach ośrodka Dokumentacji Dziejów Częstochowy staramy się im udostępniać pole do działania, ściągamy ich do współpracy, choćby w przygotowaniu historycznych publikacji. Przykładem jest monografia Cmentarza Rakowskiego, w realizacji której brało udział ponad trzydzieści osób. Teraz szykujemy publikację o Cmentarzu św. Rocha, i też pomaga nam kilkadziesiąt osób. Umożliwiamy również prezentacje wiedzy w ramach odczytów, jednym z nich jest cykl o architekturze Częstochowy.
M.S. – W Częstochowie jest spora grupa osób zainteresowanych miastem w kontekstach społeczno-kulturalnych. Spotyka się ich na różnych kulturalnych imprezach. Dobrze byłoby, żeby się ich pojawiało jeszcze więcej. A promocja naszego miasta była skuteczniejsza, by dostrzegać jego dobre strony.
J.S. – A jest ich sporo. Mój brat stale powtarza, w kontekście świetnych częstochowskich artystów, że Częstochowa, to Florencja północy.

Czy częstochowianie wiedzą, że ziemia częstochowska wydała ważnych polskich poetów XX w.: Halinę Poświatowską, Jerzego Lieberta, Władysława Sebyłę, zamordowanego w Katyniu, Ludmiłę Marjańską?
J.S. – W tym obszarze, jak myślę, wiedza częstochowian wzrasta, dzięki działalności edukacyjnej nauczycieli historii, ale nie tylko. Mam okazję brać udział w różnych konkursach historyczno-literackich i widzę, ile uczestniczy w nich młodzieży z różnych typów szkół. Widzę wysoki poziom wiedzy uczniów, często wybiegający poza wymagane treści konkursowe.
M.S. – Świetną rolę pełnią: ogólnopolski konkurs poetycki im. Haliny Poświatowskiej – bywam na jego podsumowaniach i obserwuję wzrost zainteresowania, również osób spoza Częstochowy – oraz Muzeum Haliny Poświatowskiej.
J.S. – Gdy oprowadzam wycieczki historyczne, zawsze uczniowie proszą, by zaprowadzić ich do grobu Poświatowskiej.

Halina Poświatowska, dzięki działaniom w ostatnich latach, stała się postacią znaną. Gorzej jest chyba z pamięcią o pozostałych poetach.
J.S. – Tak, trochę mało są znane. Ale, jako Ośrodek pomagaliśmy w przygotowaniu materiału na konkurs o Jerzym Liebercie, czyli zaczyna się coś poprawiać.

Czy częstochowianie wiedzą, iż częstochowianinem był najsłynniejszy polski historyk wojskowości prof. Wacław Tokarz, a w budynku dzisiejszego Liceum Sienkiewicza, dawnym Gimnazjum Częstochowskim, uczył znakomity polski XIX-wieczny komediopisarz Michał Bałucki?
J.S. – Taką wiedzę, w sensie popularyzacji tych postaci, przyniesie publikacja „Encyklopedia Częstochowy”, którą przygotowuje nasz Ośrodek. Aktualna „Mała Encyklopedia Częstochowy” zwiera około tysiąca biogramów osób związanych z Częstochową, w tym też Bałuckiego. W 2006 roku odsłonięto na gmachu Liceum Sienkiewicza tablice pamiątkowe poświęcone pięciu wybitnym wojskowym, którzy pobierali w tym gmachu nauki. Tokarz ukończył tę szkołę, działał w uczniowskiej konspiracji niepodległościowej. Przyszłych generałów za tę działalność w 1905 roku wyrzucono ze szkoły. Idee przedwojennej wojskowości popularyzuje ostatnimi laty grupa rekonstrukcyjna 27. Pułku Piechoty.

Czy jednak nie uważa pan, że w Częstochowie zbyt mało mówi się o Żołnierzach Wyklętych.
J. S. – Tak, był tu więziony i zamordowany przez UB – Stanisław Sojczyński „Warszyc”. Myślę, że teraz przy procesie rehabilitacyjnym więcej będzie się o tym mówiło. Optymistyczne jest to, że młodzież się coraz więcej interesuje tematem Żołnierzy Wyklętych. Niedawno odwiedzili nas uczniowie Gimnazjum nr 18 z Częstochowy, którzy przygotowują pracę konkursową o jednym z żołnierzy Sojczyńskiego. Dotarli do jego rodziny, grobu. Prowadzi ich mądra nauczycielka Joanna Piątkowska.

Co znaczy dla częstochowian fakt, iż po Powstaniu Warszawskim w Częstochowie znalazło swą siedzibę kierownictwo Armii Krajowej z jej komendantem Leopoldem „Niedźwiadkiem” Okulickim na czele?
J.S. – Ci którzy wiedzą o tym fakcie z pewnością są dumni. O tym okresie, tak ważnym w dziejach miastach, powstał znakomity materiał filmowy, którego inicjatorem i współproducentem jest pracownik IPN Sławomir Maślikowski. Po powstaniu do Częstochowy napłynęło z Warszawy blisko dwadzieścia tysięcy uchodźców. Częstochowa wspaniale ich przyjęła.
M.S. – Pomagała też moja rodzina. Mama działała w Szarych Szeregach i Armii Krajowej. Gdy przyjeżdżały pociągi z Warszawy, młode sanitariuszki opatrywały rannych, znajdowały przybyszom schronienie.
J.S. – Wiele rodzin można wymieniać. Na Lisińcu był Jan Barylski, który przygarnął wyjątkową dużą grupę warszawiaków. Trzy lata temu wpłynęła do nas prośba prezydent Warszawy, by udokumentować pomoc częstochowian. Wiele godzin spędziliśmy nad tym zagadnieniem, zebraliśmy imponujący materiał, który pokazał ogromny wysiłek wielu częstochowian.

Czy częstochowianie wiedzą, na przykład, iż Częstochowa przed wojną była ósmym miastem pod względem ilości mieszkańców, między innymi przed Katowicami?
J.S. – Nie wydaje mi się, by ta wiedza była ogólnie znana. A w Królestwie Polskim Częstochowa była nawet czwartym pod względem ludności, a trzecim pod względem przemysłu. Dzisiaj ranga miasta zdecydowanie spadła.

Czy środowiska częstochowskie nie powinny zacząć działać, by odbudować pozycję Częstochowy. Co pan sądzi o reaktywacji województwa częstochowskiego?
J.S. – Jestem za. Utrata województwa wpłynęła na obniżenie rangi naszego miasta i regionu. Ale częstochowianie nie walczyli o województwo, daliśmy tu plamę.

Czy uda się wykrzesać siły do walki o województwo?
J.S. – Jest ono potrzebne i są takie inicjatywy. Są godne wsparcia.

Ku jakim postaciom uosabiającym tożsamość i wielkość naszego miasta i jego historii powinni się państwa zdaniem częstochowianie zwrócić?
J.S. – Pierwszą postacią, która przychodzi mi na myśl, to dr Władysław Biegański, zwycięzca konkursu Gaude Mater na najwybitniejszego częstochowianina stulecia. Jego działalność, na różnych polach: naukowym, społecznym, zawodowym, była imponująca. Prezentował wielkie oddanie miastu, które przecież nie było jego miastem rodzinnym. Był człowiekiem, który kochał ludzi, bez względu na przynależność partyjną, wyznawaną wiarę.
M.G. – Osobę Biegańskiego przybliżył Częstochowski Rok Biegańskiego w 2007 roku. Obchodzone były wówczas jego rocznice: 150. urodzin oraz 90. śmierci.

Jakie działania edukacyjne należy podjąć, by wesprzeć, tak zdaje się, niską samoświadomość częstochowian?
J.S. – Niestety, jest coraz mniej historii w programie szkolnym, nie wiem ku czemu ma zmierzać taka polityka. Jest coraz mniej historii powszechniej i polskiej, a tym bardziej regionalnej. To jest bardzo bolesne, bo odbija się na wiedzy uczniów. Działania prowadzone przez Muzeum Częstochowskie, czyli lekcje historii, oraz praca naszego Ośrodka i organizowanie ścieżek edukacyjnych, to zbyt mało, by wypełnić lukę po braku historii w szkole.
M. S. – Były różne edukacyjne ścieżki i to wszystko zostało zlikwidowane. Zapewne dobrym pomysłem są historyczne prelekcje, które zaczął organizować Ośrodek Dokumentacji Dziejów Częstochowy, również z udziałem różnych stowarzyszeń, między innymi, im. Dudy Gracza oraz Uniwersytety III Wieku przy Akademii im. Jana Długosza, Politechnice Częstochowskiej i Akademii Polonijnej.
J.S. – Tu warto wspomnieć o nauczycielach, którzy w swoim czasie wolnym od pracy organizują różne konkursy historyczne, mające budować polską świadomość historyczną u młodzieży. To, między innymi, Tomasz Szczygłowski, dyr. Zespołu Szkół nr 2 im. Polskich Noblistów i Jacek Jędryka z Gimnazjum nr 9, Grzegorz Basiński z Gimnazjum nr 5, Piotr Skuza ze Szkoły podstawowej nr 38 czy Rafał Piotrowski z Zespołu Szkół Samochodowo-Budowlanych.
Dziękuję za rozmowę.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *