WIZYTA KRESOWIAN W CZĘSTOCHOWIE (cz. II). Jesteśmy sobie nawzajem potrzebni


Senator Artur Warzocha z racji swej funkcji wiceprzewodniczącego Senackiej Komisji ds. Współpracy z Polonią, współpracuje z Polakami rozrzuconymi po całym świecie. W ramach swej działalności współorganizuje przyjazdy do Polski, Polaków mieszkających na Kresach.

Pod koniec ubiegłego roku, na zaproszenie senatora Artura Warzochy, w Częstochowie gościła grupa młodzieży i osób dorosłych z Lwowa oraz ze Stanisławowa, gdzie pod kierunkiem dyrektor Marii Osidacz dział Centrum Polskiej Kultury. – Naszą nadrzędną ideą jest kultywowanie polskiej kultury i tradycji. Rocznie przygotowujemy około 60 imprez. Jest to zasługą naszej wspaniałej młodzieży, ale nie udałoby się nam tego realizować bez wsparcia z Polski. Obecnie otrzymujemy dużą pomoc, ale my staramy się na nią najpierw zapracować, a potem odpracować. Pan senator Warzocha zaproszeniem do Polski zrobił nam piękny świąteczny prezent – mówi Maria Osidacz. Jak dodaje pochodzi z polskiej rodziny, w której zachowano tradycję, kulturę i język polski. – Cieszę się, że mogę realizować się w pracy na rzecz ludzi i naszej ojczyzny. Marzę o tym, aby na świecie istniał pokój, aby ludzie zawsze szukali elementów ich łączących – podkreśla Pani Dyrektor,
Władysława Dobosiewicz mieszka w Stanisławowie. W Częstochowie jest po raz siódmy. – Mieszkamy na terenach polskich, choć oddzieleni granicą od Macierzy. Dzisiaj jesteśmy szczęśliwi, bo możemy już rozmawiać po polsku. Zmienił się stosunek do Polaków, jest lżej. Polska jest adwokatem dla Ukrainy, przecież jako pierwsza uznała jej niepodległość. Ukończyłam polską szkołę, dzisiaj jest ich niestety mniej na Ukrainie. Ale staramy się kultywować polskie tradycje. Marzyliśmy, aby na stałe przyjechać do Polski, ale już jest za późno. Teraz pragniemy, aby na Ukrainie życie codzienne się poprawiło i żeby był spokój i pokój. I o to modliliśmy się u Matki Bożej na Jasnej Górze – mówi pani Władysława.

O pracę w Komisji i współpracę z Polakami na Kresach pytamy senatora Artura Warzochę.

Jak udało się nawiązać współpracę z Polakami w Stanisławowie?
– Senat nie tylko współpracuje z Polonią, ale również sprawuje opiekę nad Polakami mieszkającymi poza granicami Polski. Jest to współpraca merytoryczna oraz pomoc finansowa. Z ministrem Andrzejem Dziedziczakiem i przewodniczącą naszej Komisji Janiną Sagatowską pojechaliśmy do Lwowa i do Stanisławowa na zaproszenie tamtejszych ośrodków polskiej kultury. Zachwycił nas szeroki zakres ich działania, również w obszarze kulturalnej opieki nad młodzieżą i osobami starszymi. Wzruszył nas stopień zaangażowania w kultywowanie polskich tradycji oraz opieki nad polskimi grobami, nad pamiątkami kultury polskiej i dziedzictwa narodowego. Ośrodki te prowadzą też działalność społeczną, organizując spotkania kulturalne, konkursy, festiwale, co – trzeba podkreślić – nie jest tam tak prosto realizować. Trzeba przede wszystkim wypracować dobre relacje władzami. Kiedy nasi rodacy wyrazili pragnienie przyjazdu do Polski, zaproponowałem Częstochowę i Jasną Górę. Przyjęto to entuzjastycznie. Dzięki życzliwości ojców paulinów oraz sponsorów udało się dopiąć plany z sukcesem.

Goście Pana sprezentowali nam wiele wspaniałych emocji, prezentując program artystyczny nie tylko na bardzo wysokim poziomie, ale tak bardzo polski…
– A wystąpili amatorzy. Młodzież, która obok nauki języka polskiego, historii i kultury w Centrum realizuje się artystycznie, opracowując polski program. Nasi rodacy na Wschodzie, to bardzo zdolni ludzie, wspaniale śpiewają, muzykują, malują, wykonują różnego rodzaju rękodzieła. Trzeba ich w Polsce promować, umożliwiać kontakt z Macierzą, jak oni mówią o Polsce. Tu mają wielu krewnych, rodziny, którym udało się po wojnie przyjechać do Polski. Silne środowiska są w Częstochowie, na Górnym Śląsku, we Wrocławiu. Będąc u nas prezentują kulturę polską, ale także ukraińską, ze swoich obwodów lokalnych.

Pobyt w Polsce dla wielu z nich to spełnienie marzeń…
– Jako Polacy nosimy w sobie wyrzut sumienia. Bo nie potrafiliśmy się przeciwstawić porządkowi jałtańskiemu pozostawiając wielu naszych rodaków na polskich ziemiach wcielonych do republik radzieckich. A oni tak bardzo kochają tę swoją ziemię, swoją małą ojczyznę – jaką w tym przypadku są Stanisławów i Ziemia Lwowska – że nie zdecydowali się jej opuścić. Przez to wielokrotnie cierpieli, doznając szykany ze strony państwa sowieckiego, a później państwa ukraińskiego. A mimo to wytrwali, nie odrywając się od korzeni i polskość upowszechniają, i będą to przekazywać kolejnym pokoleniom. Dlatego trzeba zrobić wszystko, aby im pomóc.

Pomost jest już zbudowany. Co dalej?
– Od strony politycznej wspieramy Ukrainę, aby nie była osamotniona w Europie, aby była w rodzinie krajów europejskich, by mogła wyrwać się spod jarzma sowieckiego. Robimy wszystko, aby zabliźniły się rany, aby powiedzieć całą prawdę, bo tylko na prawdzie można budować. Myślimy o Ukrainie z podwójną sympatią, również dlatego, że mieszka tam mnóstwo naszych rodaków. Rząd pani premier Beaty Szydło prowadzi taką politykę, aby pomosty przyjaźni budować.

Co najbardziej zaskakuje na Kresach? Jakie wzruszenia towarzyszą Panu podczas wizyt na Kresach Wschodnich i Południowych?
– Kontakt Polonią mam już od ponad roku i choć uodporniłem się na wzruszenia, zawsze czuję kluskę w gardle, jak słucham pięknej polszczyzny Polaków na Kresach, i z jakim ciepłem mówią o Polsce. Ich mowa jest taka śpiewna, barwna, ale dzięki temu w ich mowie przetrwały zwroty językowe, które u nas zostały wyparte. Mówiąc innymi słowy, my jesteśmy potrzebni Polakom na Kresach, a oni są potrzebni nam. Choćby swój patriotyzm możemy budować w oparciu o ich doświadczenia, ich postawę. Niespotykanie patriotyczną i piękną.

Dziękuję za rozmowę

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *