Zbrodnia Wołyńska


Na górze pierogi
na dole kasza,
uciekajcie Lachy
Ukraina nasza
(popularne w 1943 roku przekleństwo ukraińskie)

W tych dniach obchodzimy 70. rocznicę wydarzeń, które zostały zapamiętane jako Zbrodnia Wołyńska. Dla Polaków, to co stało się na kresach Rzeczypospolitej, jest do dzisiaj krwawiąca raną, a poprzez wieloznaczne postawy strony ukraińskiej rana ta niestety nie może się wygoić. O ile w obliczu faktów historycznych i tragedii tysięcy naszych rodaków mówienie i przywoływanie tego co działo się na szeroko pojmowanym pograniczu polsko-ukraińskim, jak o zbrodni ludobójstwa wydaje się głęboko zasadne, to już Ukraińcy, i to zarówno elity, jak i środowiska polityczne (szczególnie te na emigracji), traktują ten trudny problem jako „element w walce o Wielką Ukrainę”. Wielu z nich dopiero po latach starań niezależnych historyków, ofiar i ich potomków uświadomiło sobie, że wymordowanie 100 tysięcy ludzi, w tym kobiet i dzieci, co prawda rzeczywiście miało miejsce, ale w ich mniemaniu szacunki Polaków są „przesadzone”, a cała sprawa to tylko „historyczny epizod”.
W obliczu nieustannych zmagań o historyczną prawdę oraz potrzeby ukazywania gehenny Polaków na wschodzie, jest konieczne przypomnienie wołyńskich doświadczeń.
Faktycznie rozpoczęły się one wkrótce po wejściu do Polski Armii Czerwonej 17 września 1939 roku. Wtedy to właśnie nasiliły się akty wszelakie akty agresji wobec zamieszkujących wschodnie ziemie Rzeczypospolitej Polaków, szybko przekształciły się one w bestialstwo i masowe mordy mające charakter czystek etnicznych. Rabowano, gwałcono oraz podpalano zarówno chłopskie gospodarstwa jak i pańskie dwory. Co ważne w pewnym stopniu animatorami tych wydarzeń byli służący w formacjach niemieckich Ukraińcy, a słynny, zorganizowany przez wywiad niemiecki 600-osobowy legion płk. Romana Suszki odegrał znaczącą, jakże niechlubną rolę. W tym okresie, w wyniku działań Ukraińców śmierć poniosło ok. 3 tysięcy Polaków. Trzeba również pamiętać, że Niemcy umiejętnie wykorzystywali ukraiński nacjonalizm, a podsycanie antypolskich postaw było stałym elementem w ich „grze ukraińską kartą”.
Apogeum mordów dokonywanych na Polakach przypadło na niedzielę 11 lipca 1943 roku, kiedy to oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) i Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) przeprowadziły skoordynowane ataki na 99 polskich miejscowości, głównie w powiatach horochowskim i włodzimierskim. Masowym egzekucją bezbronnej ludności nie było końca, a okrucieństwo oprawców przeszło do historii jako jedno z największych w dziejach cywilizacji ludzkiej. Nie oszczędzano nikogo, śmierć zadawano na wiele sposobów, a rozpruwanie wnętrzności brzemiennym kobietom czy obcinanie im piersi i kończyn siekierą należały do powszechnie stosowanych praktyk. Wiosną 1944 roku ukraiński terror objął swoim zasięgiem oprócz województw lwowskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego również ziemie Lubelszczyzny i Polesia, a przesuwający się front jedynie w małym stopniu zahamował ukraińską ekspansję. Osłabła ona praktycznie dopiero rok później, wraz z końcem wojny światowej i ustaleniem przez aliantów nowych linii granicznych.
W Zbrodni Wołyńskiej, jak już wspominaliśmy, unicestwiono około 100 tysięcy Polaków. Znaczna ich część, bo prawie 60 proc. zginęła na Wołyniu, pozostali to ofiary represji w Galicji Wschodniej oraz ziem leżących w granicach dzisiejszej Polski, z czego około 2 tysiące to mieszkańcy południowych krańców województwa lubelskiego. Do tej tragicznej statystyki musimy również dodać bez mała 500 tysięcy osób, które pozostawiły dobytek i w obliczu utraty życia uciekły do centralnej Polski.
Tragiczna statystyka, mroczny bilans strat…słowa w żaden sposób nie oddadzą tego co o cierpieniu człowieka należałoby powiedzieć. Niestety powiedzieć jednak trzeba, że zbrodnia wołyńska nie doczekała się jak dotąd należytego upamiętnienia, a do dnia dzisiejszego w około 1350 miejscowościach na Wołyniu, gdzie zginęli Polacy z rąk UPA i OUN, nie ma znaku krzyża na mogile i nie ma w większości…mogił Polaków.

Sławomir Maślikowski

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *