„Świadectwo Glorii Marii”


O losie Glorii Marii Wrony z Częstochowy, dziecka, które ma dzisiaj trzy latka, a według oceny lekarzy nie powinno żyć, powiedział mi kilka miesięcy temu bliski znajomy. – To wspaniała historia. Cud i wielkie świadectwo wiary – mówił mi Krzysztof Witkowski.

Skontaktowałam się z ojcem dziewczynki – Jackiem Wroną – ale różne przeciwności odsuwały w czasie nasze spotkanie. Parę tygodni temu Gloria odwiedziła nas z rodzicami w redakcji. Jakże ujmująca i radosna. Dni mijały, a mi brakowało czasu, by zajrzeć do ofiarowanej książeczki „Świadectwo Glorii Marii”. Ale Gloria upomniała się o siebie.
Późnym wieczorem, 30 czerwca zupełnie spontanicznie wzięłam cieniutką publikację do ręki. Od pierwszych wersów całkowicie wtopiłam się w relację rodziców Glorii – Joanny i Jacka. Czytałam historię wstrząsającą, ale jaką nadzieję i wiarę niosącą.
I nagłe olśnienie. Gloria przyszła na świat 1 lipca 2005 roku. Czyż to nie zastanawiające, że w wigilię jej trzecich urodzin natchnęło mnie, by chwycić za napisane przez rodziców świadectwo cudu jej życia. Dokładnie trzy lata temu Joanna i Jacek przeżywali gehennę. Nastał dla nich czas próby i wiary. Musieli podjąć bardzo trudną decyzję.
Joanna była w 28. tygodniu ciąży, gdy przeprowadzone badania wykazały, że należy przyspieszyć poród. To było jak wyrok dla Glorii, bo lekarz, z powodu wykrytych schorzeń, nie dawał żadnej gwarancji na przeżycie dziecka. Ta wiadomość pogrążyła Joannę i Jacka w rozpaczy. Każda decyzja była zła. Zarówno przyspieszony poród, jak i rezygnacja z koniecznego, zdaniem lekarzy, cesarskiego cięcia, równały się z wydaniem dziecka na śmierć. Joanna szła na zabieg, jak na ukrzyżowanie. I stał się cud. Gloria Maria miała nie żyć, a otoczona modlitwą rodziców, sióstr, rodziny i przyjaciół przeżyła poród. Później, z dnia na dzień, zaskakiwała wszystkich. Jak powiedział lekarz, miała ogromną wolę życia. Ale miała przede wszystkim opiekę Matki Bożej Jasnogórskiej i Jana Pawła II, bo Im Joanna powierzyła córkę. To Oni tchnęli w nią życie.

Gloria była zaplanowanym dzieckiem. Z utęsknieniem nie mogli się jej doczekać rodzice i dwie siostry – Dominika Joanna i Wiktoria Weronika. W 26. tygodniu ciąży (17 czerwca 2005 r.) Joanna poczuła niepokojące dolegliwości. Lekarz, do którego natychmiast się udała stwierdza zmniejszoną ilość wód płodowych. Joanna dostaje skierowanie do szpitala. Rezygnuje – po fatalnych doświadczeniach – z pomocy Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego przy ul. PCK w Częstochowie. Następnego dnia dzwoni do Polikliniki MSWiA w Katowicach. Docent Sikora, ordynator patologii ciąży każe jej natychmiast przyjeżdżać. Wyniki badań nie są optymistyczne. Lekarz stwierdza, oprócz małej ilości wód płodowych, jeszcze hypotrofię (niedowagę). – Usłyszeliśmy potworną diagnozę: dziecko przestało rosnąć, jego rozwój zatrzymał się na 22. tygodniu ciąży. Doktor nie dał nam nadziei na uratowanie maleństwa – wspomina Joanna. Wracając z mężem do domu, już intensywnie modli się do Ojca Świętego Jana Pawła II, prosząc o pomoc w uratowaniu dziecka. – Odtąd każdego dnia kładłam na brzuchu obrazek z wizerunkiem papieża, który kilka dni wcześniej przypadkowo znalazłam – mówi.
Dziewięć dni po pierwszej wizycie w klinice (29 czerwca) Joanna zostaje przyjęta na oddział patologii ciąży. Badania wykazują, że dziecko, mimo trudnych warunków, przybrało przez ten czas aż 400 gramów i waży 860 gramów. Następnego dnia matka przechodzi zabieg amnioinfuzji (uzupełnienie wód płodowych).
1 lipca pielęgniarka oznajmia Joannie, że docent Sikora chce z nią rozmawiać. Nie jest to radosne spotkanie. Raczej wyrok na dziecko. – Lekarz powiedział, że poznano przyczynę problemu. Gloria nie posiada nerek i pęcherza, dlatego nie produkuje płynu owodniowego. Jej życie poza organizmem matki jest niemożliwe. Zaproponował natychmiastowe rozwiązanie ciąży, przez cesarskie cięcie. Poród siłami natury groził krwotokiem i miał być dla mnie zagrożeniem – mówi Joanna. Matka nie wie, co robić. Płacze. Ma świadomość, że za niedługo jej dziecko nie będzie żyło i będzie musiała przekazać to córkom.
Kryzys trwa krótko. Joanna prosi Matkę Bożą o siły, by przyjąć wszystko, co jest jej przeznaczone. By, tak jak Ona pod krzyżem, patrząc na śmierć własnego syna, cierpieć boleść w milczeniu, nie popadając w histerię. Joanna rozmawia z Jezusem. „Ty dajesz krzyż i cierpienie tym, których kochasz. Ode mnie żądasz tak wielkiej ofiary, jakiej Bóg żądał od Abrahama. Niech tak się stanie, tylko proszę, daj mi siłę nieść ten krzyż, daj mi siłę przyjąć Twoją wolę”. Pyta, dlaczego właśnie ją tak wyróżnił, ale czuje namacalnie Jego bliskość. Nie buntuje się.
Kolejne badanie USG pokazuje, że wody zanikają. Wynik bez zmian – brak nerek i pęcherza, przerośnięte serce, komory nie współpracują z przedsionkami. Potrzebna jest natychmiastowa decyzja, ale Joanna zwleka. Chce kontaktu z duszpasterzem, mówi, że decyzję podejmie po rozmowie z księdzem i komunii świętej. Wreszcie przychodzą dwaj zakonnicy. Matka nie znajduje jednak u nich zrozumienia. – Powiedzieli, że przyspieszony poród będzie równoważny z aborcją. Nie wiedziałam, co robić. Odczuwałam jedynie boleść, niemal fizyczną. Moje utęsknione dziecko nie miało szans ani na życie poza łonem, ani we mnie. Czułam, jak gorące krople potu płyną mi po plecach. Zakonnicy namawiali mnie, by zrezygnować z operacji, a ja gdzieś głęboko czułam, że Ojciec chce ofiary z tego maleństwa. Ufałam mu bezgranicznie – wspomina.
Joanna nadal zwleka z decyzją, ale lekarze naciskają, bo czas nagli. Jeden z zakonników dzwoni do etyka franciszkańskiego o. Mieczysława Wnękowicza. Joanna przedstawia mu swoją sprawę. Franciszkanin mówi, że trzeba przyspieszyć poród. Wziął do rąk relikwie św. Teresy od Dzieciątka Jezus i modli się z Joanną. – Później powiedział mi, że w czasie rozmowy miał na sobie stułę Ojca Pio, a w czasie Godziny Miłosierdzia, gdy trwała operacja, intensywnie modlił się za mnie i moją córeczkę – opowiada Joanna.
Matka udaje się na blok operacyjny. Czekają ją bezduszne formalności – musi wydać orzeczenie, co zrobić z dzieckiem, gdy urodzi się martwe. Joanna prosi o chrzest i nadaje swojej jeszcze nie narodzonej córeczce, wcześniej ustalone z mężem, imiona Gloria Maria. – Podając je, myślałam: „Maryjo! Przecież wybrałam te imiona na Twoją chwałę. Tobie ją zawierzyłam. A teraz co? Na białym nagrobku będą widniały? Jaka to chwała dla Maryi?” Przez moment, gdy zostałam sama na sali operacyjnej, zawahałam się, czy nie zmienić decyzji. Nagle, w bezgranicznej ciszy, słyszę głos: „Po bólu rodzenia przychodzi radość macierzyństwa.” Po chwili znowu słyszę głos i trzeci raz to samo. Pomyślałam: „Panie Jezu, jak radość macierzyństwa? U mnie nie będzie żadnej radości. Będzie ból i koniec” – wspomina Joanna.
Operacja. Joanna idzie z Jezusem. Po przebudzeniu widzi męża i swoją matkę, ale nie pyta o Glorię, sądzi, że jej córka nie żyje. Pyta, czy zachowano macicę, czy będzie mogła mieć jeszcze dzieci. – Mama powiedziała, że wszystko jest w porządku i że dziecko żyje. Każdy ruch na korytarzu, każdy szum wózka napawał mnie strachem. Czy wiozą moje dziecko do prosektorium? – opowiada. Nieustająco modli się. Podnosi wzrok na wiszący nad jej łóżkiem krzyż i rozmawia z Jezusem. Dziękuje Mu za to cierpienie, za krzyż, który razem z nią niesie. „Przecież nie dajesz człowiekowi większego krzyża, niż może udźwignąć, a więc z Twoją pomocą przebrnę przez te wszystkie trudności i kłopoty.”
Gdy Joanna samotnie zmaga się z cierpieniem i rozważa, czy ma zdecydować się na operację jej mąż znajduje się setki kilometrów od niej. Musi być na spotkaniu międzynarodowym w Wilanowie. Rano 1 lipca dzwoni docent Sikora. Ale jego słowa: „Jest źle, gorzej niż źle.” były dla Jacka szokiem. Ironią losu. – Jak miałem decydować o życiu swojego dziecka i może żony? To dla mnie, „Brudnego Harrego”, choć z racji zawodu (jest policjantem – dop. red.) nigdy nie miałem problemu z szybką decyzją, było niewykonalne. Poprosiłem docenta o czas. Pojechałem do Częstochowy po teściową i szybko udaliśmy się do Katowic. Gdy dotarliśmy, było już po zabiegu – opowiada.
Rozmowa z żoną jest krótka, rwana. Michał idzie zobaczyć „Małą” na OIOM. Jest wstrząśnięty. – W inkubatorze leżało coś, co miało być moim dzieckiem, istotą ludzką. Małe, czerwone, pokryte włosiem, podłączone do kilku kabelków. Stałem się przezroczysty. Czułem całkowitą niemoc i bezradność. Po mnie weszła teściowa. Wyszła z płaczem – mówi Jacek. Pozostała mu modlitwa i wiara. Noc przetrwał w malignie.
2 lipca – drugi dzień życia Glorii Marii. Zaczyna się najdłuższe i najtrudniejsze dla rodziców oczekiwanie. O „Małą” walczą lekarze, choć ciągle są bardzo sceptyczni. Modlitwą – walczą rodzice. Walczy też sama Gloria. Pediatra nie rozbudza w Joannie zbyt wielu nadziei, ale informuje, że z dzieckiem dzieje się coś niesamowitego. – Usłyszałam, że pojawiły się kropelki moczu, a więc jest pęcherz i przynajmniej jedna nerka. Gloria oddychała też samodzielnie, bez pomocy respiratora, co jest niewiarygodne u 28-tygodniowego noworodka z masą 86 dekagramów – opowiada Joanna. Lekarka mówi, że dziewczynka jest silna i chce żyć. Matka zwraca się do Ojca Świętego Jana Pawła II, którego portret wisi na ścianie. „To nie przypadek, że tu jesteś. Wiem, że to za Twoją przyczyną moje dziecko żyje.”
Jacek, po kolejnej nieprzespanej nocy, wpada rano na oddział Górnośląskiego Centrum Zdrowia, gdzie przewieziono Glorię. Nie wie, czy jego córeczka żyje. Lekarka wpuszcza go na salę. Ojciec dostrzega w dziecku iskierki życia.
W trzecim dniu oczekiwania tata, siostry i dziadkowie modlą się w kościele parafialnym pw. św. Józefa Robotnika. Jacek prosi o wstawiennictwo swojego patrona Archanioła Michała. Potem jedzie z córkami do Katowic. Lekarka pozwala dziewczynkom wejść do Glorii. Jacek robi pamiątkowe zdjęcia. Później pokazuje je Joannie, która pierwszy raz widzi swoje trzecie dziecko.
Mijają kolejne dni. Tydzień po porodzie Joanna wychodzi ze szpitala. Idzie z mężem do noworodka. Jest w szoku. Nie może powstrzymać łez.
Jedenasty dzień – następny wstrząs. „Mała” zostaje zakażona gronkowcem. To jak kolejny wyrok śmierci. Dziewczynka szpikowana jest zastrzykami, kroplówkami, rodzice znowu są bezradni. – Jak się później okazało, to mógł być efekt nieprzestrzegania elementarnych zasad higieny. W październiku media ujawniły skandal na oddziale, na którym przebywała Gloria. To tu właśnie pielęgniarki, monstra w ludzkiej skórze, zabawiały się noworodkami, wyciągając je z inkubatorów i chowając do kieszeni – mówi Jacek. Zdjęcia, które zrobiły podczas demonicznych zabaw, stały się dla nich wyrokiem. Konsekwencje poniosły, obrzydzenie ich barbarzyństwem pozostało.
W dwudziestym piątym dniu życia Gloria zwalcza posocznicę.
Dzień trzydziesty. Gloria zostaje przewieziona na salę o zmniejszonym nadzorze. Przybiera na wadze. Rokowania nie są złe.
W trzydziestym ósmym dniu Joanna doświadcza szczęścia – po raz pierwszy dotyka swojego maleństwa. „Byłaś taka delikatna i krucha. Trzymałam twoje maleńkie paluszki, maleńką rączkę, głaskałam cię po główce. Mrugałaś tymi czarnymi oczkami, robiłaś minki, jakbyś mnie słyszała i rozpoznawała”. Gloria waży już 1.250 gramów.
W pięćdziesiątym czwartym dniu Joanna zaczyna bardziej poznawać smak bliskości swojej Glorii. Może już nosić ją na rękach, tulić do piersi. „Czuję jak mocno bije ci serduszko, chyba z emocji. Tak mocno przywarłaś do mojego ciała. To było piękne przeżycie. Myślę, że dla nas obu.”
Pięćdziesiąty siódmy dzień. Jest decyzja. „Mała” za kilka dni ma zostać wypisana ze szpitala. Inkubator opuszcza w sześćdziesiątym drugim dniu. Waży 1.890 gramów i może spać w łóżeczku. Ta chwila szczególnie utkwiła w pamięci Joanny. Po raz pierwszy mogła nakarmić Glorię piersią. Wcześniej codziennie dojeżdżała do kliniki w Katowicach ze ściągniętym pokarmem.
Wielkie święto – siedemdziesiąty pierwszy dzień życia Glorii. Dziewczynka wychodzi ze szpitala. „Bogu niech będą dzięki!!!” – komentuje jej ojciec. Od tego momentu zaczyna się walka o komfort jej życia. Wizyty specjalistów, rehabilitacja, intensywne masaże. Efekty szybko są widoczne. Cofa się retinopatia, badania słuchu wypadają pomyślnie, stan serduszka normuje się. Neurolog nie ma większych uwag do zdrowia dziecka.
17 grudnia 2005 roku to szczególny dzień dla rodziny Wronów. Na Jasnej Górze, przed cudownym Obrazem modlą się razem w intencji Glorii. Matce Bożej ofiarowują serduszko ze złota. Dziewczynka rozwija się, ustąpiły prawie wszystkie dolegliwości. Jest pod stałą kontrolą specjalistów. Nauczyła się już siadać, raczkować, a niedługo potem wstawać. Wszędzie jej pełno, swoją obecnością wypełnia cały dom. Rocznicę jej pierwszych urodzin rodzina również ofiarowuje Matce Bożej. Po duchowym, dziękczynnym spotkaniu był szampan i dmuchanie świeczki. Gloria żyje pełnią życia. Swoją obecnością daje świadectwo wiary, nadziei i miłości.

Na podstawie relacji Joanny i Jacka Wronów

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *