Wzór człowieka i nauczyciela


WSPOMNIENIE – EDWARD MĄKOSZA

W ubiegłym roku przypadała 120 rocznica urodzin wspaniałego częstochowskiego muzyka , kompozytora, ale przede wszystkim niezwykłego nauczyciela Edwarda Mąkoszy. Podczas uroczystości, które miały miejsce miesiąc temu, jego jedyny syn Andrzej odwiedził Częstochowę, a także swoją szkołę – dawne I Gimnazjum im. H. Sienkiewicza

To tutaj w połowie lat dwudziestych ówczesny dyrektor gimnazjum Cyprian Płodowski zatrudnił Edwarda Mąkoszę. Chyba miał nosa, kogo przyjmował na nauczyciela muzyki, bo od samego początku, ten ciekawy, niezwykle muzykalny człowiek ostro wziął się do pracy. Rozpoczął od organizacji orkiestry dętej, następnie założył orkiestrę smyczkową. Jak tylko jego syn Andrzej Mąkosza osiągnął wiek dziecięcy, to od tej pory wszędzie zabierał go ze sobą, najczęściej do szkoły. Stąd tak olbrzymią wiedzę o swoim ojcu mógł teraz po tylu latach przekazać jego syn.
Andrzej Mąkosza, dzięki swej wspaniałej pamięci, a także zdolności łatwego przekazania wiedzy, raz po raz wracał do czasów sprzed wojny, zwłaszcza do lat trzydziestych, okupacji i lat powojennych. Swoje opowieści rozpoczął od przekazania listu absolwenta Gimnazjum im. H. Sienkiewicza skierowane do jego ojca. Autor listu pisze: ” I dziś, kiedy i moje skronie wysrebrzał czas, a mój syn jest w wieku, kiedy ja byłem pod bezpośrednim wpływem Mojego Nauczyciela śpiewu i muzyki i z bałwochwalczym zachwytem śledziłem Jego batutę na szkolnych koncertach – dumny, że chociaż w drobniutkiej części biorę udział w Jego artystycznych tryumfach, dziś – nie tylko odczuwam, ale i rozumiem tę silną więź, jaka mnie łączy z duchowością Mojego Nauczyciela – jedynego, który dla mnie był i pozostał wzorem Człowieka – Nauczyciela – wychowawcy, któremu tak wiele zawdzięczam.” Pełne cztery strony listu zawierają jedno wielkie podziękowanie człowieka, który zdecydował się na napisanie tego listu po trzydziestu latach.
To właśnie wtedy w latach dwudziestych i trzydziestych wielu uzdolnionych, czasem biednych chłopców pobierało naukę w Gimnazjum im. H. Sienkiewicza. Była to niezwykle ciekawa szkoła. Pod względem organizacyjnym i poziomu nauczania ustępowała w tamtych latach jedynie Gimnazjum im. S. Batorego w Warszawie (tak stwierdził wizytujący szkołę przedstawiciel ówczesnego Ministerstwa Nauki i Wyznań). Ale trzeba przyznać, że największą zasługę w tym względzie szkoła zawdzięczała swojemu dyrektorowi Wacławowi Płodowskiemu. Przede wszystkim niezwykle skrupulatnie dobierał kadrę pedagogiczną. Byli to wspaniali ludzie, o ogromnej wiedzy, potrafiący w niezwykle umiejętny sposób tę wiedzę przekazać. Nauczyciel bez zaangażowania i bez znakomitej wiedzy zazwyczaj pracował najwyżej rok. W jego miejsce trafiał następny, któremu ponownie bacznie przyglądał się dyrektor szkoły. W gronie znakomitych nauczycieli-profesorów Andrzej Mąkosza wymienia: Henszela Rajnharda, Gaszyńską Helenę, Jakubowską Jadwigę, Słowikowskiego Tadeusza, Sikorskiego Ildefonsa, Grombczewskiego Władysława, Płodowską Halinę, Markowskiego Szczęsława. Pamięta ówczesnych woźnych: Kupczyka i Pana Jana, który pilnował, aby codziennie dokładnie dzwonkiem oznajmiać koniec, bądź początek lekcji. Wielką osobowością był ksiądz prefekt Michał Ciesielski, na którego temat krążyły przeróżnego rodzaju anegdotki. Ksiądz Ciesielski znany był z tego, że zawsze po pracy wysyłał uczniów po dorożkę, ale dorożkarze zawsze pytali się kogo będą wieźli. Znali bowiem Księdza prefekta Ciesielskiego, który pod koniec kursu jedynie pobłogosławił dorożkę co stanowiło w konsekwencji jedną za kurs zapłatę. Stąd dorożkarze unikali kursów z księdzem prefektem. Jego następcą aż do czasów wojny ksiądz Sobański Piotr.
W Gimnazjum im. H. Sienkiewicza prof. Markowski Szczęsław założył ZOO. Obowiązkiem młodzieży było opiekowanie się całym inwentarzem zwierzęcym. Oczywiście nie wszyscy uczniowie, jedynie ci, którzy osiągali najlepsze wyniki w nauce, co stanowiło pewnego rodzaju nagrodę. W szkole na I piętrze dodatkowo stało wielkie akwarium pełne kolorowych ryb. W tym samym korytarzu, na jego końcu umieszczona była duża klatka , a w niej małpa , tak – najprawdziwsza małpa.
W tym czasie Edward Mąkosza przygotowywał orkiestrę do koncertów. Między innymi orkiestra ta występowała podczas uroczystości kościelnych pod Jasna Górą. Zazwyczaj szykowała się na placu przed szkołą do wyjścia, poprawiano instrumenty, tworzono odpowiednie szeregi, czwórki itp. A potem już w odpowiednim szyku orkiestra wychodziła przed mur szkolny w aleje i oczekiwała na nadejście uczennic z żeńskiego Gimnazjum im. J. Słowackiego. A kiedy dziewczęta nadchodziły wtedy orkiestra i całe męskie gimnazjum wychodziło pierwsze a za nimi dziewczęta ze Słowackiego. Po uroczystościach młodzież wracała do szkoły, ale najpierw odprowadzano, aż po budynek szkolny dziewczęta z Gimnazjum Słowackiego, a dopiero potem wracano w III Aleje do Sienkiewicza.
Orkiestra była prawdziwą perełką szkolną tamtych lat. Powstała z początkiem roku 1916 jako orkiestra dęta. Andrzej Mąkosza wymienia swoich kolegów z którymi wspólnie grał w orkiestrze: Organowskiego (skrzypce), Dębski – pianista (jego syn – Krzesimir Dębski jest znanym dzisiaj kompozytorem filmowym), Mariana Szajna (werblista), Niemierko Bolesława (waltornia), Bielobradka Władysława (bas) i Bielobradka Stanisława (alt) , Rydza Lucjana (klarnet).
Osobną historią stanowią koledzy ze szkoły i ich losy po jej ukończeniu. I tak Andrzej Mąkosza wspominał Arne Jansena, Widerę Jerzego, Hieronima Dudwała (był pilotem RAF- u, zginął we Francji), Suskiewicza Alfreda (pilot RAF-u, Zenona Ziembę (zginął w walkach w Powstaniu Warszawskim) Nocunia Władysława (znakomicie grał na skrzypcach, zginął w 1939 roku w walkach jako artylerzysta), Markowicza Mariana (w czasie wojny walczył jako pilot, po wojnie wyjechał do USA), Juliana Hertza (żołnierz Kedywu, nazywano go “czarnym Julkiem, bo za zadanie miał wykonywanie wyroków śmierci na kolaborantach), Bogobowicza Władysława (syn adwokata, należał do Kedywu), Wilkoszewskiego Jana (żołnierza AK rozstrzelanego w Iwoniczu w roku 1942), Molickiego Janusza (po wojnie kapitan na statkach, m.in. pływał na ” Ziemi Poznańskiej “), Kaznowskiego Mariana (w orkiestrze grał na trąbce; bardzo lubił go prof. Mąkosza i napisał mu nawet specjalny utwór na trąbkę), Jędrzejewskiego Władysława (grał na wiolonczeli, dzięki czemu przeżył obóz w Oświęcimiu, a po wojnie wsławił się jako lekarz, który w Stanach Zjednoczonych przeprowadził pierwszy zabiegi reanimacyjnym na otwartej klatce piersiowej), Głowackiego Jerzego (w czasie wojny działacza konspiracyjnego, rozstrzelanego 25.09.1940 roku), Krakowiana Henryka (pilota RAF-u, obecnie mieszkającego w Londynie), Wereszczyńskiego Jerzego (żołnierza generała Andersa).
Jest to zaledwie cząstka wymienionych osób, przez Andrzeja Mąkoszę. Jednak powrót do historii szkoły wystarczył, aby poznać ducha tamtych przedwojennych czasów. Specyfika ówczesnej atmosfery w szkole, wielki dystans między uczniem a nauczycielem, wyjątkowe wychowanie patriotyczne, wpojenie prawych zasad życiowych – wszystko to sprawiło, że z Gimnazjum im. H. Sienkiewicza wyszły całe zastępy bardzo wartościowych ludzi. Gdy zajrzymy do dokumentów szkolnych to ich oceny najczęściej były dostateczne. Jednak potem okazało się , że z tego pokolenia wyrośli naukowcy, profesorowie, rektorzy wyższych uczelni, ministrowie i ludzie, którzy oddali swoje Życie za Ojczyznę.
Andrzej Mąkosza grał też w orkiestrze swojego ojca. Na początku wojny został ranny podczas walkach z czołgami niemieckimi. Pierwszy opatrunek założono mu dopiero po tygodniu. Edward Mąkosza dowiedział się po dwóch tygodniach o losach syna i na rowerze pojechał w okolice Cecelina, gdzie w młynie leżał jego ranny syn.
Andrzej Mąkosza jako wychowanek Gimnazjum Sienkiewicza wspomina tę szkołę z
wielkim sentymentem. Pamięta jak ojciec zabierał go na wszystkie próby orkiestr, pamięta jak już jako dzieciak poznawał mury szkolne gimnazjum. A potem przyszedł okres, kiedy sam został uczniem, kiedy pomimo tego, że pracował jego ojciec w szkole to nie było żadnej pobłażliwości, ani znajomości. Musiał uczyć się tak jak każdy gimnazjalista. Oprócz nauki młodzież czekały próby z orkiestrami. Wszystkie uroczystości były zapięte na ostatni guzik. Zawsze czuło się powagę i odpowiedzialność. A ponadto podczas różnych akademii, spotkań, uroczystości kościelnych kształtowano patriotyzm uczniów. Późniejsze losy wychowanków szkoły potwierdziły, jak wielu z nich podczas wojny walczyło na różnych frontach na całym świecie. A po wojnie wielu z nich porozrzucanych po świecie zawsze doceniło wartość wychowania i wiedzy, jaką zdobyli w gimnazjum im. H. Sienkiewicza.

ALEKSANDER CIEŚLAK

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *