Coraz mniej aptek


Ustawa refundacyjna leków, która weszła w życie 1 stycznia 2012 roku, okazała się niedoróbką legislacyjną. Na niewiele też zdały się jej sprostowania i łagodzenie. Co przyniosła? – Aktualnie przed decyzją o zamknięciu stoi co piąta apteka w Polsce. Jest źle, a może być jeszcze gorzej. Apteki bankrutują również na rynku częstochowskim – alarmuje Piotr Stojek, prezes Okręgowej Izby Aptekarskiej w Częstochowie.

Likwidacje

Wprowadzenie nowej ustawy refundacyjnej spowodowało drastyczne zachwianie na rynku aptecznym. W pierwszej połowie roku w hurcie farmaceutycznym nastąpił spadek o prawie 20 procent. Automatycznie ten wynik przełożył się na sektor detaliczny, drastycznie spadły obroty w aptekach. Dzisiaj wiele z nich funkcjonuje na granicy rentowności, niektóre muszą zlikwidować działalność.
W obliczu bankructwa stoją przede wszystkim placówki mniejsze. W ostatnich tygodniach w regionie częstochowskim (Częstochowa, powiaty: częstochowski, kłobucki, lubliniecki, myszkowski oraz niektóre rejony powiatów oleskiego i pajęczańskiego – przyp. red) zamknięto sześć aptek. To znaczący ubytek na niewielką liczbę aptek, jaka jest w regionie działania naszej Izby. Aktualnie funkcjonuje tu 250 aptek ogólnodostępnych oraz 10 szpitalnych – wylicza prezes Stojek.
Bezpośrednią konsekwencją likwidacji aptek jest utrata pracy przez farmaceutów. – W naszym regionie czynnych zawodowo jest 489 aptekarzy. Zamykanie placówek doprowadzi do tego, że część z nich powiększy rzesze bezrobotnych, bo nie znajdą dla siebie zatrudnienia – mówi Piotr Stojek. Jak dodaje już dzisiaj szczególnie w ośrodkach akademickich kształcących farmaceutów zauważany jest problem bezrobocia farmaceutów oraz znaczące obniżenie ich płac i godzin pracy. – Aptekarze szukają pracy za najniższą krajową pensję, co jeszcze trzy, cztery lata temu było nie do pomyślenia. Poniżej 2,5-3 tysięcy złoty żaden farmaceuta nie przyszedł do pracy – stwierdza Piotr Stojek.
Bardzo niepokojącym faktem – jak akcentuje prezes – jest to, że farmaceuci likwidując swoją działalność sprzedają apteki podmiotom niezwiązanym z branżą. W Polsce obowiązuje ustawa mówiąca o tym, iż aptekę może prowadzić każdy, kto ma na to ochotę. – Właściciel apteki nie musi mieć wykształcenia farmaceutycznego, wystarczy, że na stanowisku kierownika zatrudni specjalistę. Praktyka dowodzi jednak, że dla właściciela nie z branży najbardziej liczy się zysk, a nie etyka zawodu aptekarza – podkreśla prezes Stojek.

Marże

Nowa ustawa refundacyjna wymusiła także na hurtownikach konieczność dostosowania biznesu do nowego prawa, co wymagało niemałych pieniędzy. W efekcie spadła marża hurtowa i zmniejszyła się wartość rynku hurtu aptecznego, a w ślad za tym sektora detalicznego. Niższe marże na leki refundowane zmniejszyły drastycznie wpływy aptek. I nie pomogło podniesienie cen leków aptecznych, bo ich sprzedaż spadła. Często chorzy rezygnują z zakupu koniecznych dla nich leków, bo nie mają pieniędzy.
– W najtrudniejszej sytuacji są małe apteki. Najlepiej radzą sobie sieciowe, gdyż mają większe możliwości zakupu leków w tańszej cenie. Tym samym oferują konkurencyjne warunki sprzedaży leków nierefundowanych, co dla pojedynczych aptek staje się nie do pokonania. W tej konkurencji nie mają szans – mówi prezes Stojek.

Leki zamiast do pacjentów trafiają za granicę

Zastanawia polityka ministerstwa zdrowia. Resort skutecznie obniża ceny leków, przez to zmniejsza się marża i refundacja, ale niekoniecznie odpłatność za leki. – Gdzie zatem jest tu troska o pacjenta?. Oczywiście w ministerstwie najmniej myśli się o pacjencie, ale za to ułatwia się wtórny handel lekami. Obniżanie przez ministerstwo cen leków refundowanych sprawia bowiem, że są one bardzo atrakcyjne do odsprzedaży za granicę. Następuje odwrócony łańcuch dystrybucyjny. Proceder ten jest prosty. Apteki zwykle prowadzone nie przez aptekarzy zbywają te leki do hurtowni i często do innych niż tych, gdzie wcześniej dokonywały zakupów. Te wykorzystując różnicę cen krajowych i sprzedają je zagranicznym hurtowniom. Stąd w Polsce dla chorych brakuje leków ,takich jak niektóre insuliny dla cukrzyków, stosowanych w astmie czy heparyny. Poza tym niektóre leki apteka od producenta może zakupić jedynie w liczbie kilku opakowań tygodniowo. Trudność stwarzają też obostrzenia dotyczące przepisywania niektórych leków, na przykład, antybiotyków. W rezultacie duży odsetek lekarstw jest na 100 procent, gdyż lekarz nie chce ponosić odpowiedzialności za wypisanie leku niezgodnie z aktualną listą refundacyjną, która jest dość często zmieniana. W konsekwencji cierpi na tym pacjent, bo płaci więcej za medykamenty. A aptekarze są bezsilni. – Choć mogą zamieniać leki drogie na tańsze odpowiedniki, nie mogą tego uczynić, bo nierzadko bywa tak, że tych tanich brakuje. Trudno też wskazać konkretne przyczyny, dlaczego tak się dzieje-pewnie koszty produkcji są nieadekwatne do sugerowanej ceny.

Zakaz reklamy

Na gorszą kondycję niektórych aptek-głównie sieciowych wpływa również wprowadzony zakaz reklamy aptek. Miał on znormalizować i ograniczyć konkurencję pomiędzy nimi, w efekcie dla wielu z nich stał się wyrokiem, przyczynkiem do likwidacji. Wskutek ograniczeń promocji farmaceuci nie mogą zachęcać klientów do zakupów w ich placówkach poprzez reklamę w witrynach aptek. Nie mogą też wydawać gazetek, ulotek, w których przekażą, na przykład, iż pampersy są u nich tańsze niż w Biedronce. Choć sama idea o zakazie reklamy leków jest słuszna i zagrożona karami jej realizacja (egzekwowanie) jest bardzo trudna. Przepisy nie są precyzyjne, a sądy, bo takie sprawy też tam trafiają, nie zdołały jeszcze rozpoznać sprawy i zająć stanowiska. Kolejnym wątkiem który niepokoi środowisko aptekarskie jest sprzedaż leków w sklepach, marketach czy stacjach benzynowych. Warunki przechowywania, ilości preparatów o tym samym składzie, a różnych nazwach handlowych (niektóre mają po kilkanaście synonimów) stanowi realne niebezpieczeństwo dla potencjalnych pacjentów. A pacjenci muszą wiedzieć, że tylko w aptece można uzyskać profesjonalną informację na ten temat, jak i o ubocznych działaniach, przeciwwskazaniach i niezgodnościach w łącznym stosowaniu leków.

Zmiany są konieczne

Polskie prawo nie jest przyjazne dla farmaceutów. Brakuje transparentnych, czytelnych i racjonalnych zasad legislacyjnych dla tej branży. Od lat środowisko postuluje o ustalenie kryteriów np. geograficznych i demograficznych, ale bezskutecznie. – Trzeba pamiętać, że rynek nie jest bez dna, ma ograniczoną pojemność. Uwolnienie zawodu spowodowało niekontrolowany wysyp aptek, ponieważ w głowach wielu biznesmenów zrodził się pomysł, że jest to doskonały interes. I kto miał pieniądze otwierał aptekę – mówi prezes Piotr Stojek. – Szkoda, że postulaty geografii i demografii oraz hasła „apteki dla aptekarza”, nie zostały zrealizowane. To uniemożliwiło przemyślane i bezpieczne zaopatrywanie ludności w leki oraz właściwą opiekę farmaceutyczną – dodaje.
Aptekarze oczekują zmian ustawowych, normujących zasady ich pracy, jasnych i czytelnych. Szczególnie ważne jest uregulowanie wysokości marż, gdyż nowy system jest dla farmaceutów zabójczy. Zbyt niskie marże to największa bolączka, bo one dotykają i apteki i hurtownie, a marże w naszym kraju są jedne z najniższych w Europie. Niezwykle kłopotliwe dla aptek są także ciągłe, nawet co dwa miesiące, zmiany w liście leków refundowanych.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *