LATO 1909 (III)


W domu i na świecie – RYSZARD BARANOWSKI

Przed wejściem na Wielką Wystawę Częstochowską parę faktów statystycznych przytaczanych przez prasę z lata 1909 roku. Gospodarka Królestwa Polskiego napotykała te same przeszkody, jakie trapią współczesnych przedsiębiorców. Raz było to “urealnienie” ceł płaconych w złocie (zamiast banknotów), co podniosło ich poziom o 40%. Wielkie perturbacje przynosiły wojny, głody i zaburzenia rewolucyjne: wytwórczość spada świadcząc, jak chwiejne jest położenie przemysłu, opartego na niepewnych, położonych w zgoła odmiennych warunkach rynków zbytu. (…) Podczas ostatniego przesilenia zmniejszyła się liczba fabryk, zmniejszyła się produkcya, a zwiększyła liczba robotników, świadcząc o znacznem zmniejszeniu intensywności pracy… W prasie nie nazywano rzeczy po imieniu, skrywając ucisk chłopów, wrzenie socjalne w miastach czy awanturniczą wojnę z Japonią pod filozoficznym bełkotem. Klasa robotnicza liczyła w początkach 1907 roku 284 tysiące osób, co stanowiło niecałe 2,5% ogółu ludności.
Co do udziału różnych okolic Królestwa w ogólnej prodykcyi kraju, to gubernia piotrkowska kroczy na czele przemysłu (52,1%) z powodu, że w jej obrębie znajduje się Łódź, Zagłębie Dąbrowskie i kilkanaście znacznych ognisk przemysłowych. (…) Jest to nasz przemysł krajowy, dający zajęcie setkom tysięcy ludzi. I dlatego żywo nas interesować powinien rozwój tej dziedziny życia gospodarczego, a zatem i ten jego pokaz, jaki znajdziemy w Częstochowie. Do dziś zdumiewa zainteresowanie zeszłowiecznego świata kultury tak historią, jak aktualnym stanem przemysłu i rzemiosła. Do Częstochowy ściągnęli reporterzy wielu ówczesnych gazet, krytycznie przyglądając się każdemu szczegółowi: Jeszcze wystawa daleka jest od ukończenia. Jeszcze słychać huk młotów i łoskot maszyn. Jeszcze na linii kolejowej, przeprowadzonej od dworca specyalnie na plac wystawy, stoją wagony do wyładowania. Komitet organizacyjny skupiał okoliczną arystokrację, elity przemysłu oraz duchownych: przewodził Stefan ks. Lubomirski z Kruszyny, dalej widzimy Karola hr. Raczyńskiego ze Złotego Potoka, dyrektora fabryki w Zawierciu p. Szymańskiego, o. generała Euzebiusza Rejmana i paru pomniejszych ziemian, obywateli, księży. Kiedy w sobotę pod wieczór ogarnąłem wzrokiem wystawę, po raz pierwszy kąpiącą się w jasnem świetle słonecznem – pisze Ludwik Włodek – musiałem przyznać, że jest nie tylko ładna, ale bardzo ładna nawet. (…) Istotnie plac wygląda dziś po europejsku. [Czy] kraj nasz ma tyle do pokazania, by mu się opłacił wydatek stu kilkudziesięciu tysięcy rubli, po którym nie pozostanie prawie nic, prócz muzeum hygienicznego i muzeum przemysłu ludowego. Pamiątek po wystawie zostało sporo, choć o wielu pawilonach (nawet murowanych) dawno słuch zaginął. Przede wszystkim zostały podjasnogórskie parki, a w nich wspomniane muzea (jedno właśnie wyremontowane), obserwatorium astronomiczne i ocalała cudem altana modrzewiowa. Prezes Lubomirski ujmował cel przedsięwzięcia w podniosłych słowach: Po ciężkich chwilach przesilenia ekonomicznego trzeba było wielkiego środka do ocknięcia się z apatyi, a także policzenia sił, co stwarzać mamy i możemy.
Takiej wystawy jak częstochowska – pisze “specyalny” korespondent “Tygodnika Illustrowanego” – nie było u nas dotąd, tak pod względem obszaru (42 mg) [w morgach, które równały się 0,56 ha – razem 23,5 hektara], jak piękności pawilonów, jak wreszcie pod względem wystawców (przeszło 700). Cechą wystawy częstochowskiej jest dalej, że jest kulturalnie polską i antyniemiecką. To znaczy, że w dziale eksponentów zagranicznych niema Niemców, lecz Czesi (około stu), firmy angielskie, amerykańskie, szwedzkie. A w wytwórczości krajowej wstrzymali się od udziału ci, których nic nie łączy ze społeczeństwem rdzennem. Istotnie, zauważano brak przemysłu łódzkiego i zagłębiowskiego, który tak długo się wahał, że w końcu zabrakło w Częstochowie miejsca…
Uroczyste było otwarcie ekspozycji, zwiedzanej przez setki tysięcy ludzi, którzy tu corocznie śpieszą ze wszystkich stron dawnej Polski złożyć hołd Najświętszej Panience. (…) Na Jasnej Górze rozmodlony tłum szepce błagania; giną w nim goście wystawowi. (…) Tłum przesuwa się przed bramę; nadjeżdża długo oczekiwany ks. Rejman: [Stoimy] przed tą dawną twierdzą, której broniły wojska, a dzisiejszym świętem pracy, armią pracowników, którzy też lepszą chcą wywalczyć przyszłość, broniąc się przed naporem przemysłu obcego. Rzesze ludu pobożnego pokaz kultury swego kraju oglądać będą, by jeszcze większym rzeszom opowiadać potem, co widziały i czego się nauczyły.
Ciekawy jestem szczegółów bankietu jaki odbył się wieczorem w specjalnie opróżnionej oranżerii pałacu Stefanostwa ks. Lubomirskich w Kruszynie. Jej żelazny szkielet pozostał tam do dziś, ale próżno nastawiać ucha na odgłosy uwijającej się służby, słowa serdecznych toastów i uderzenia piłeczki na nieistniejącym korcie tenisowym…
ryszardbaranowski@poczta.onet.pl

RYSZARD BARANOWSKI

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *