BONA FIDE. Czar prysnął


Nie, nie, po trzykroć nie akceptuję wulgaryzacji sceny teatralnej. Nie akceptuję naruszania uczuć i obśmiewania narodowych świętości. A tego doświadczyłam podczas ostatniej premiery spektaklu „Testosteron” w częstochowskim teatrze, dumnie noszącym imię wybitnego polskiego wieszcza. Wyszłam zdegustowana.

Na nic zdały się zapewnienia pani dyrektor Magdaleny Piekorz o inteligentnym tekście i skrzącym dowcipie. „Testosteron” to tytuł, który nie podnosi rangi teatru, wręcz przeciwnie – obniża do poziomu kabaretonowego teatrzyku. Choć nie wiem, czy nie obrażam twórców kabaretów, bo nie słyszałam, aby nawet najbardziej obśmiewcze skecze plugawiły cześć i pamięć Żołnierzy Wyklętych.
Jedyny teatr w Częstochowie ma istotną misję do spełnienia. Musi uwzględniać różne potrzeby widzów. Czy aby jednak w tym dogadzaniu dyrekcja teatru nie posuwa się zbyt daleko? Nie wierzę, że częstochowianie chcą teatru aż tak trywialnego i profanacyjnego.
Nie rozumiem, jaki jest cel wystawiania spektakli, które, nie dość, że nic istotnego nie wnoszą, to jeszcze nie dają żadnych estetycznych przeżyć i w dodatku miernie śmieszą. Tęsknię za teatrem niuansów, pięknego słowa, wysokiej kultury, skrzącego dowcipem, pełnego dramaturgii, wzbudzającego emocje. Tęsknię także za teatrem z polską klasyką. Tego nie ma w Częstochowie. Czar częstochowskiego teatru
już dawno prysnął…
URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *