Spożywcza wojna


CHIPSY I COLA ZOSTAJĄ

Przewagą jednego głosu częstochowscy radni odrzucili propozycję uchwały o ograniczeniu sprzedaży w sklepikach szkolnych szkodliwych dla zdrowia dzieci produktów.

O wprowadzenie przez Urząd Miasta wieloletniego programu propagującego zasady zdrowego żywienia (czytaj owoce, naturalne soki, kanapki), a eliminującego sięganie po produkty z dodatkiem substancji konserwujących, jak: napoje koloryzowane, przekąski ziemniaczane i batony czekoladowe wnosił radny częstochowski Marcin Maranda. Podczas sesji Rady Miasta 19 stycznia przekonywał innych radnych, apelując, że sama edukacja już nie wystarczy. – Jeśli takie jedzenie będzie w sklepikach, uczniowie z pewnością po nie sięgną – mówił.

Propozycja wywołała burzliwa dyskusję i podzieliła rajców na dwa przeciwne obozy. Zwolennicy uchwały starali się zwrócić uwagę na zdrowotne aspekty ograniczenia sprzedaży. – Powinniśmy mieć wpływ na życie naszych dzieci. Weźmy więc za nie odpowiedzialność – podkreślał Konrad Głębocki ze Wspólnoty. Za przyjęciem uchwały był też Wacław Baczyński z PiS. – Od czegoś przecież trzeba zacząć. Przyjmijmy ją, a czas zweryfikuje, czy to dobry pomysł – proponował.
Przeciwnicy uchwały przede wszystkim żądali zdefiniowania pojęcia „niezdrowa żywność”. Po wyjaśnieniu, że chodzi tu głównie o sól i konserwanty, i że poziom ich sprzedaży kontrolowałby sanepid, także nie ustąpili. – Szanujmy nasze kompetencje i możliwości! Chcemy rozpychać się łokciami i sugerować, jak wychowywać, a zapominamy, że tym powinni zająć się rodzice – wywnioskował Marek Domagała PiS. Podobnego zdania była także posłanka PO Izabela Leszczyna. – Dla mnie, jako nauczyciela, najważniejszy jest aspekt wychowawczy. Liczy się kształtowanie postaw, a poprzez zakazywanie nie kształtujemy niczego – stwierdziła. Nadrzędną wartość nagród wobec kar próbował także wyjaśnić Jerzy Nowakowski z PiS. – To byłaby uchwała egzekucyjna, a nie edukacyjna. Przykład prawdziwej kampanii edukacyjnej to „Pij mleko – będziesz wielki”. Niech dyrektorzy też wywieszą plakaty z bardzo grubym dzieckiem i podpisem „Jadłem chipsy, tak wyglądam” i zrobią tym lepiej niż zakazami – zasugerował. Prawdziwie czarną wizję wprowadzenia uchwały przedstawił Zdzisław Wolski, przy okazji porównując jej wprowadzenie do systemu totalitarnego. – Zapewne wytworzy się batonikowo-chipsowy czarny rynek. Nigdy taka uchwała nie wygra z potęgą reklamy – zapewniał. Błędów dopatrywano się także w kwestii finansowej i organizacyjnej.
Nad całością dyskusji próbował zapanować i nadać jej logiczny przebieg, przewodniczący Rady Miasta Piotr Kurpios. – Z jednej strony rodzice powinni mieć poczucie bezpieczeństwa i wiedzieć co ich dzieci jedzą, z drugiej faktycznie warto rozpatrzyć pomysł edukowania. Szczerze mówiąc sam nie wiem, jak zagłosować – zastanawiał się. Ostatecznie wstrzymał się od głosu, a reszta radnych podzieliła się w stosunku 8 – za, 9 – przeciw, 5 – wstrzymało. – Jestem zdziwiony. Po obserwacji niektórych zachowań odnoszę wrażenie, że chodzić mogło o strywializowanie, wręcz ośmieszenie problemu – powiedział „GCz” tuż po głosowaniu pomysłodawca projektu Marcin Maranda. Zapytany przez nas, czy zamierza jeszcze raz zaapelować do kolegów radnych, odpowiedział że jak najbardziej, ale już nie w formie uchwały, tylko stanowiska. – Sprawa cały czas jest otwarta, zastanowię się w jakim kierunku iść. Być może już na najbliższej sesji przedstawię nowe rozwiązania, ale już nie tak zaangażowane od strony legislacyjnej – zdradził nam.
Odrzucenie uchwały oznacza, że ze sklepików szkolnych – przynajmniej na razie – nie znikną żadne z zakwalifikowanych do grupy niezdrowych produktów. Takie rozwiązanie z pewnością spodoba się zarówno samym dzieciom, jak i właścicielom przyszkolnych kramików. Ale czy za tą słodką radością nie kryje się słony żal? – Oczywiście nie możemy zakazać dzieciom jedzenia tego typu produktów w ogóle. Jednak trzeba to kontrolować, pozwalać zjeść od czasu do czasu – tłumaczy specjalista chorób dziecięcych z „Naszej Przychodni” Piotr Jakubowski. Okazuje się bowiem, że jeśli chodzi o dziecięce organizmy, wśród serwowanych im w sklepikach „rarytasów”, najbardziej szkodliwy jest cukier, sól i tłuszcz. A na pierwszym miejscu szkolnych trucizn twardo stoją chipsy. – Skłonny jestem przyzwolić swoim pacjentom na picie coli co jakiś czas, jednak chipsy kategorycznie odradzam – apeluje pediatra. Jego opinia zdecydowanie przemawia za słusznością proponowanej uchwały. – Jeżeli mamy możliwość ograniczenia spożycia coli i chipsów, to zróbmy to! Nasze dzieci czasami są od nas mądrzejsze. To rodziców trzeba uświadamiać, propagując zdrowy tryb życia. A przekonywać najlepiej przez środki masowego przekazu. Może po ciągłym gadaniu coś w końcu zostanie – podsumowuje.
Chipsowa batalia znów podzieliła częstochowskich radnych, nie mogących dojść do porozumienia, czy lepsze są sposoby edukacyjne, czy może restrykcyjne. Spór nie wydaje się mieć jednoznacznego rozwiązania i, jak parodystycznie, acz słusznie zauważano podczas ostatniej sesji, już łatwiej byłoby zamienić trzy problemy na jeden i wymyślić chipsy o smaku coli w polewie czekoladowej.

ŁUKASZ STACHERCZAK

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *