DŁUGI BUDŻETOWE


Sąd częstochowski jest zadłużony na 2 mln zł. Nie jest to szczególna niespodzianka. Sąd, nie tylko nasz, co roku jest zadłużony. Na szczęście, lub niestety, dłużnik zdenerwowany niewypłacalnością nie może wystąpić do sądu o ogłoszenie bankructwa sądu. Nie ma także obawy, że ZUS zajmie konto sądu, że Urząd Skarbowy wejdzie mu na hipotekę, że elektrownia odłączy prąd, TP SA – telefony, a doprowadzony do depresji dostawca papieru i tuszu do pieczątek zwróci się o pomoc w egzekucji należności do agencji windykacyjnej. Zadłużenie nie grozi też, by sędziowie terminowo nie otrzymywali pensji. Opóźni się za to wypłata zobowiązań powstałych z winy złej pracy wymiaru sprawiedliwości. Opóźnione będą także wypłaty dla biegłych, ławników, ekspertów…

Sąd częstochowski jest zadłużony na 2 mln zł. Nie jest to szczególna niespodzianka. Sąd, nie tylko nasz, co roku jest zadłużony. Na szczęście, lub niestety, dłużnik zdenerwowany niewypłacalnością nie może wystąpić do sądu o ogłoszenie bankructwa sądu. Nie ma także obawy, że ZUS zajmie konto sądu, że Urząd Skarbowy wejdzie mu na hipotekę, że elektrownia odłączy prąd, TP SA – telefony, a doprowadzony do depresji dostawca papieru i tuszu do pieczątek zwróci się o pomoc w egzekucji należności do agencji windykacyjnej. Zadłużenie nie grozi też, by sędziowie terminowo nie otrzymywali pensji. Opóźni się za to wypłata zobowiązań powstałych z winy złej pracy wymiaru sprawiedliwości. Opóźnione będą także wypłaty dla biegłych, ławników, ekspertów…
Podejrzewam, że gdyby – np. z powodu wyłączenia dostaw energii – Sąd musiał na czas zimy zawiesić swą działalność, też by tragedii nie było. Sąd, to nie sklep, tu nie zarabia się na obrocie. Kwestia zadłużenia instytucji finansowanych z budżetu pojawia się co roku.
By zrozumieć istotę problemu odwołać się trzeba do doświadczeń ze służbą zdrowia. Szpitale były “workiem bez dna”, ich zadłużenie pojawiało się co roku. I co roku większe. Nikt nawet nie próbował egzekwować dyscypliny finansowej. Raczej przeciwnie – ten dyrektor, który nie “szedł w długi” uchodził za “frajera”. Mądry dyrektor oszczędzał nie płacąc dostawcom leków, energii, żywności; za oszczędzone w ten sposób środki kupował aparaturę medyczną. I każdy go chwalił, że dobrze walczy o dobro pacjentów. Długi wobec dostawców – to nie problem.

Rząd oddłuży…

I rząd oddłużał. W spadku po rządach SLD-PSL pozostało zadłużenie placówek medycznych w wysokości 9 mld zł. By je spłacić wyemitowano specjalne obligacje. Wykup ich obciąża przyszłoroczny budżet. To jedna z przyczyn obecnego, katastrofalnego stanu finansów publicznych. Co więcej, gdyby nie owe obligacje sytuacja byłaby gorsza. Zobowiązania szpitala były zobowiązaniami Skarbu Państwa. Różne firmy skupowały długi, hodowały je (przetrzymywały, by obrosły karnymi odsetkami), na koniec odsprzedawały przedsiębiorstwom. Przedsiębiorstwa długami regulowały swoje należności podatkowe.
Rujnujący finanse państwa model funkcjonowania placówek medycznych zakończyła dopiero reforma wprowadzona w 1999 r. Każdy szpital stał się jednostką samofinansującą, a więc sam odpowiada za własne długi. Ma też określonego właściciela – samorząd wojewódzki i samorząd powiatowy przejmujące zobowiązania w wypadku bankructwa szpitala. Zadłużenie służby zdrowia istnieje nadal. Wiemy o 14 mln długu szpitala na Parkitce, wiemy o rosnącym ciężarze zobowiązań, obciążającym szpitale miejskie, szpital wojewódzki na Tysiącleciu. W skali kraju nowy Minister Zdrowia szacuje ogólne zadłużenie na 5 mld zł. Ale dziś, w odróżnieniu od roku 1998, nie jest to problem budżetu państwa. Za to pan Belka powinien postawić duży koniak panu Buzkowi.

Sposób myślenia

Problemy są i to są poważne tam, gdzie nadal bezpośrednio angażowane są środki budżetowe. Co bowiem oznacza zadłużenie sądu? Ano, możliwość przeprowadzenia korzystnej operacji. Ktoś dysponujący gotówką może wykupić zobowiązania sądu (np. odszkodowania wobec niesłusznie skazanych, długi wobec energetyki itp.). I dokładnie powtórzyć mechanizm z hodowlą długu, tak jak to robiono z długami szpitalnymi.
Jest diametralna różnica w sposobie myślenia pracownika budżetowego a np. właściciela firmy. Budżetowiec może narzekać, że jego zarobki są zbyt niskie wobec obowiązków i kwalifikacji. Ale ma gwarancję ich stałości. Właściciel firmy takiej gwarancji nie ma. I tak, jak różni się myślenie pracownika budżetówki od właściciela firmy – tak samo różnią się instytucje finansowane z budżetu od firm rynkowych. Sąd częstochowski mając 2 mln zł długu nie musi nic robić. Przyjdzie minister i spłaci. Porównywalnej wielkości przedsiębiorstwo prywatne w takiej samej sytuacji zmuszone byłoby do wprowadzania rozpaczliwych programów naprawczych.
Sąd jest przy tym instytucją szczególną. W innej instytucji budżetowej program naprawczy może wymusić nacisk organu zwierzchniego. Nawet w sąsiadującej z sądem prokuraturze ministerstwo może odgórnie wymusić np. ograniczenie rozmów telefonicznych, wyłączanie ogrzewania w czasie wolnym od pracy, redukcję części personelu itp. W sądzie ministerstwo nic nie może. Sąd jest niezależny, samorządny… Tylko nie samofinansujący. Ministerstwo ma ograniczony prawie do zera wpływ na to, kto zarządza instytucją sądu. Nie może wymusić wprowadzenia ani oszczędności ani lepszej organizacji pracy. Musi tylko płacić.
Więcej samodzielności, samorządności połączonej z odpowiedzialnością i samofinansowaniem, to mniejsze niebezpieczeństwo dla budżetu państwa. I dla kieszeni podatnika. Każdy bowiem dług budżetu jest naszym długiem. Bo na spłatę, z naszych kieszeni będą musieli wyciągać pieniądze panowie Belka, Bauc, Balcerowicz czy inny B-Minister.

JAROSŁAW KAPSA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *