Sztabowcy pana Andrzeja


Przyglądając się baczniej ostatnim poczynaniom Andrzeja Leppera dochodzę do wniosku, że jest przynajmniej kilka przyczyn nagłej fali jego popularności. Przy czym bohater mojego felietonu nie narodził się niestety z morskiej piany, jak Wenus z Milo, do której wyraźnie stara się ostatnio upodobnić, ale po trosze z błędów poszczególnych ekip, które przez ostatnie półtorej dekady zaliczyły rządowe stołki, a po trosze z naszych utyskiwań i oczekiwania nie wiadomo na co, co niby miałoby nastąpić po zdobyciu przez niego władzy.

Przyglądając się baczniej ostatnim poczynaniom Andrzeja Leppera dochodzę do wniosku, że jest przynajmniej kilka przyczyn nagłej fali jego popularności. Przy czym bohater mojego felietonu nie narodził się niestety z morskiej piany, jak Wenus z Milo, do której wyraźnie stara się ostatnio upodobnić, ale po trosze z błędów poszczególnych ekip, które przez ostatnie półtorej dekady zaliczyły rządowe stołki, a po trosze z naszych utyskiwań i oczekiwania nie wiadomo na co, co niby miałoby nastąpić po zdobyciu przez niego władzy.
Warto przy tym zauważyć, że warunki do podbijania sobie procentów poparcia w swoim elektoracie ma obecnie Lepper takie, że tylko pozazdrościć (jak by się było Lepperem oczywiście!). W mętnej wodzie, porządnie zabełtanej przez aferzystów spod znaku ustępującej ekipy, osobnicy pokroju Leppera czują się wręcz wyśmienicie. Wystarczy mieć tylko donośny głos, sprawny megafon i skrzynkę po ogórkach, by świetnie wypaść na wiecach, organizowanych przez gorliwych pomagierów z Klubu Parlamentarnego “Samoobrony”. Już mniejsza o to, co się na tych wiecach mówi, ważne by frazes zastąpił na czas kampanii balsam na krwawiące, duchowe rany czy też proszek od bólu, skołowanej od codziennych trosk, głowy.
Ale to byłoby zbyt proste, by wytłumaczyć – bądź, co bądź – fenomen naszego pokrzykującego trybuna, który realnie pcha go do beczki z miodem, która symbolizować ma w tym wypadku rządowe funkcje i najwyższe godności w państwie. Klucz do sprawy leży również w nas samych, z taką pasją narzekających ostatnio na wszystko, w tym w szczególności na świat polskiej polityki.
Owszem, nietrudno zgodzić się z tezą, iż naszym rodzimym elitom politycznym zabrakło klasy polityków światowego formatu. Poza nielicznymi wyjątkami i to niestety zazwyczaj pośród ludzi, którzy nie byli dopuszczani do państwowych godności, polska polityka cierpiała na chroniczny brak wielkich gwiazd. Niech ilustracją tej tezy będzie, ciesząca się niezrozumiałą popularnością, postać prezydenta Kwaśniewskiego z jego nieudolnie, aczkolwiek zręcznie sprzedawaną medialnie, prowadzona polityką, najeżoną błędami, wpadkami i kompromitującymi zachowaniami, popełnianymi zarówno w kraju jak i na arenie międzynarodowej.
Ale nawet teraz, gdy na własne oczy widzimy ten skundlony, z przeproszeniem, świat krętaczy i cwaniaków z jednej strony a z drugiej obiboków i politycznych trutni, to w imię odpowiedzialności za los naszych dzieci nie wolno nam popadać w histerię apolityczności, bo pomału stajemy się najgorliwszymi z uczniów Leppera, choć sami sobie z tego nie zdajemy sprawy. To właśnie Lepper, na własne potrzeby przed paroma laty ukuł swoje hasło wyborcze, którego niezmiennie używa, i które sprowadza się do jedynego pomysłu na poprawę sytuacji, a mianowicie o konieczności wymiany polityków na tzw. “uczciwych ludzi”. Należy przy tym rozumieć, że pod tym ostatnim pojęciem Lepper ma na myśli wyłącznie działaczy “Samoobrony”, z sobą samym na czele, natomiast gdy mówi o tych pierwszych, to wszystkich, od Wałęsy po Millera wrzuca do jednego worka. Generalizując, zatem tezę o upadku moralnym elit politycznych III RP, lansujemy hasła lidera “Samoobrony” i już praktycznie prowadzimy mu darmową kampanię wyborczą.
Warto o tym dzisiaj pamiętać, by z tego odrętwienia nie ocknąć się zbyt późno, na przykład wtedy, gdy wcielony w życie plan gospodarczy “Samoobrony”, (którego tak naprawdę nie ma, bo utopia po prostu nie istnieje) zacznie sypać się w gruzy. Wtedy może być za późno na szybkie odrobienie strat a stawką przecież jest los przyszłych pokoleń.

ARTUR WARZOCHA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *