Przekazać słuchaczom wartościowe kompozycje


SPOTKANIA Z „GAZETĄ CZĘSTOCHOWSKĄ”

Czego słuchacze mogą się spodziewać po Waszym debiutanckim albumie?
– Mam nadzieję, że pozytywnie zaskoczy odbiorców. W szczególności tych, którzy kojarzą naszą twórczość wyłącznie z sopockim przebojem „To, co chciałbym Ci dać”. Na płycie są utwory w tym klimacie, ale również ostrzejsze, bardziej agresywne, z większym „pazurem”.

Wróćmy do początków. Jak powstała grupa „Pectus”?
– Wszystko zaczęło się w 2005 r. w środowisku akademickim. Zespół tworzyli początkowo studenci Instytutu Muzycznego Uniwersytetu Rzeszowskiego, do dziś z tamtego składu pozostaliśmy jedynie ja i Bartek Skiba. Ogólnie występowaliśmy w różnych kapelach i konfiguracjach. Graliśmy wszystko – klasykę, poezję śpiewaną, także do tzw. „kotleta” – i gdzie się dało. To był nasz sposób na utrzymanie w tamtym czasie, jednak nie w pełni zawodowo. Opierało się to głównie na pasji. Teraz łączymy przyjemność z pracą i chcemy to robić jak najdłużej. Zaczęliśmy pisać własne teksty i aranżacje. Wiemy, że potrzeba kilka, kilkanaście lat, aby zdobyć markę i przekazać słuchaczom wartościowe kompozycje, które wywołają różnorodne reakcje. Jak dźwięki docierają do serca, to gatunek muzyki przestaje być ważny.

Mówił Pan o okresie studenckim. Co było dalej?
– W 2006 r. wystąpiliśmy na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki „Carpathia Festival” w Rzeszowie, gdzie zdobyliśmy Grand Prix. Za uzyskane pieniądze nagraliśmy mini-album. Dzięki temu nasza muzyka dotarła do słuchaczy, ale póki co bardziej na skalę lokalną. Rok później był finał Festiwalu Piosenki Polskiej „Debiuty” w Opolu. Z tego występu wynieśliśmy bagaż doświadczeń. Przede wszystkim przyniósł nam on znajomość z naszą obecną menadżerką Moniką Paprocką (pracowała m. in. z „Varius Manx” – dop. red.). To było dla nas ogromnym sukcesem, rozpoczęło profesjonalny etap kariery.

Następny rok i kolejny sukces. Na Międzynarodowym Sopot Festivalu otrzymaliście nagrodę Słowika Publiczności…
– Piosenkę „To, co chciałbym Ci dać” napisałem na kilka tygodni przed Festiwalem. Utwór był przestrzenny brzmieniowo, z dużą dawką melodii. Spodobał się publiczności.

Takie wyróżnienie jest niejako potwierdzeniem przychylności słuchaczy. Czy był to dla Was swego rodzaju moment przełomowy?
– Był to moment przełomowy w skali krajowej. Zespół, jego nazwa coraz częściej zaczęły pojawiać się w mediach, były wywiady. Dzięki temu mamy szansę lepiej promować swoją płytę. Ta nagroda była swoistym kredytem zaufania ze strony słuchaczy. Wcześniej nie byliśmy jeszcze zbyt popularni, dlatego serdecznie zapraszamy do zapoznania się z naszym albumem.

Co stanowi siłę zespołu „Pectus”?
– Definiuje ją już sama nazwa. „Pectus” – od łacińskiego słowa „pierś” – w przenośni oznacza „chart ducha”, „siłę woli”, „upór w dążeniu do celu”. My te cechy posiadamy.

Muzykę do piosenek na płycie tworzył Pan osobiście…
– Wszystkie kompozycje są mojego autorstwa. Tak się złożyło, że gdy przymierzaliśmy się do nagrania krążka, ja już miałem wiele utworów prawie gotowych. Ale nie wykluczamy, że na kolejnych płytach pojawią się również aranżacje kolegów z zespołu.

Napisał Pan również teksty piosenek. Czy starał się Pan zawrzeć w nich jakieś przesłanie?
– Nie do końca chodziło o przesłanie. Moje teksty mają w większości charakter osobisty, sentymentalny. Dotykają bardzo bliskich człowiekowi problemów, spostrzeżeń. Nie czuję się poetą, ale staram tak dobierać słowa do muzyki, żeby obie te warstwy tworzyły spójną całość. Jeżeli wszystkie elementy do siebie pasują i razem wywołują emocje, to jest największy sukces dla artysty. Teksty z reguły piszę kilka tygodni. Czasem wpadnie nagle fajny pomysł, ale zdecydowanie łatwiej przychodzi mi łączenie dźwięków niż wyrazów.

Producentem Waszej płyty jest Jarosław „Jasiu” Kidawa („Wilki”, „Feel”, Małgorzata Ostrowska). Jak układała się współpraca?
– Była bardzo udana i owocna. Mieliśmy zbliżoną wizję, w jakim kierunku zespół ma podążać i jak ta płyta ma się prezentować. Każdy człowiek jest inny, dlatego szukaliśmy osoby, która ma podobną do naszej wrażliwość artystyczną. Wtedy współpraca jest efektywna.

Jakie macie dalsze plany?
– Do końca lutego zajmowaliśmy się głównie promocją płyty. Niedawno zakończyliśmy prace nad teledyskiem do utworu „Jeden moment”, pod dyrekcją Mariusza Suszka w Łodzi. Od 1 marca jesteśmy częścią kampanii bilboardowej, której pomysłodawcami są prezydent Rzeszowa i Wydział Promocji Kultury tego miasta. Główne założenie jest takie, że zespół „Pectus” będzie twarzą kulturalnego rozwoju naszego grodu. Hasło akcji to: „Pectus poleca Rzeszów. Rzeszów poleca Pectus”. Oczywiście ciągle gramy koncerty, gdyż cały czas napływają do nas zaproszenia. Szczegółowy terminarz można znaleźć na naszej stronie internetowej www.pectus.com.pl. Póki co są to pojedyncze występy, skondensowaną trasę planujemy na jesień. Ponadto bardzo poważnie myślimy aktualnie o zbudowaniu największego fanklubu w Polsce. Dzięki temu fani będą szybciej informowani o działalności zespołu. Pomysł jest świeży, zrodził się z dużego zainteresowania, sporej liczby przychylnych maili.

Aktualnie bierzecie także udział w nowym programie rozrywkowym w TVP2 „Hit Generator”…
– Polega to na tym, że w każdej odsłonie występuje pięć zespołów, w tym jeden całkowity debiutant. Każdy prezentuje premierowy utwór, później widzowie głosują za pomocą smsów. Z piosenką „Jeden moment” udało się nam zdobyć statuetkę HIT GENERATOR.

W ostatniego Sylwestra graliście w Częstochowie. Jak Wam się u nas podobało i czy możemy liczyć na kolejne odwiedziny?
– Pomimo zimna – było jakieś 15 stopni Celsjusza mrozu – serca Waszych mieszkańców były rozpalone. Później otrzymaliśmy maile z pozytywnymi opiniami, wyrazami oczekiwania na płytę. Jeżeli Państwo nas zaproszą, chętnie ponownie do Was przyjedziemy. Z wielką radością zagramy dla fanów z Częstochowy.

Czy macie jakiś swój muzyczny wzór, własnych idoli?
– Każdy artysta czerpie inspiracje od innych i oby tylko byli to prawdziwi fachowcy. My też mamy kilka takich grup i muzyków, np. „Marillion”, „Radiohead”, „U2” czy Peter Gabriel.

Czym prywatnie, poza muzyką, interesuje się lider zespołu „Pectus”?
– Bardzo lubię kontakt z przyrodą. Pochodzę z Bogoniowic koło Nowego Sącza, są to tereny niskich gór. Uwielbiam spędzać tam czas, na łonie natury. Człowiek, który zdobywa szczyt, nabiera dystansu do siebie, tego, co robi, może się wyciszyć. W muzycznej drodze również zdobywa się szczyty i jednocześnie walczy z samym sobą. Kiedy tylko mam wolną chwilę, wybieram się w moje rodzinne strony ze znajomymi, ale także samemu.

ŁUKASZ GIŻYŃSKI

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *