Chcę zarażać muzyką


arosław Jasiura pochodzi z Kluczborka na Opolszczyźnie. Karierę rozpoczynał jako skrzypek. Później zainteresowały go organy. W Opolu ukończył klasę organów w Państwowej Szkole Muzycznej, a w Akademii Muzycznej we Wrocławiu wychowanie muzyczne oraz specjalizację chórmistrzowską i dyrygenturę symfoniczną. Od września 2005 roku prowadzi Jasnogórski Chór Chłopięco-Męski „Pueri Claromontani”, a od stycznia 2005 roku Jasnogórski Zespół Wokalny „Camerata”.

J

W czym organy są lepsze od skrzypiec?
– O wyborze drugiego instrumentu zdecydowało moje wewnętrzne słyszenie, które dążyło nie do melodycznego, ale harmonicznego. Stąd w szkole średniej wybór padł na organy. Początkowo chciałem zostać aranżerem muzyki rozrywkowej. Ale na Akademię Muzyczną w Katowicach przyjęli tylko jedną osobę. Dostałem się do Akademii Muzycznej we Wrocławiu, gdzie po raz pierwszy zetknąłem się z chóralistyką. Wchłonęła mnie. Stałem się czołowym studentem uczelni, co zaowocowało otrzymaniem stypendium ministra kultury i sztuki. Moje pierwsze sukcesy zawodowe były związane z chórmistrzostwem. Z wyróżnieniem zakończyłem konkurs dyrygentów chóralnych w Poznaniu w 1998 roku, a w 1999 we Wrocławiu zdobyłem trzecią nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Dyrygenckim „W stronę polifonii”. Wtedy uwierzyłem, że moja droga powinna iść w tę stronę i ukończyłem na Akademii Muzycznej we Wrocławiu drugi kierunek – dyrygenturę symfoniczną.

Jak trafił Pan do Częstochowy?
– W 2004 roku Jasna Góra poszukiwała dyrygenta do swojego chóru. Przyjechałem, ale pracy nie podjąłem. Nie znałem środowiska i obawiałem się, że nie uda mi się. Zaproponowałem więc, że zajmę się chórem chłopięcym, który akurat chylił się ku upadkowi, pozostało w nim tylko dziewięciu członków. Władze klasztoru przystały na to i tak się zaczęła moja przygoda z chórami na Jasnej Górze.

Podjął Pan trudne zadanie?
– Chłopięcy chór dźwignąłem w zasadzie od zera. Powstał on z inicjatywy ojca Nikodema Kilnara w 2003 roku, pierwszym dyrygentem była Mariola Jeziorowska. Obecnie w chórze śpiewa około 120 chłopców. Choć są bardzo młodzi, swoją pracę traktują poważnie. Udało mi się doprowadzić do tego, że ćwiczą bez przymusu. I co istotne, śpiewanie sprawia im autentyczną radość.

Utrzymanie w ryzach takiej rzeszy młodzieńców wymaga dużo wysiłku. Jaki ma Pan sekret, by osiągnąć konsolidację zespołu?
– Uważam, że muzyka ma przynosić radość. Zależy mi, by młody człowiek czuł satysfakcję z tego, co robi. Jako dyrygent i opiekun muszę znaleźć wspólny język z dziećmi i młodzieżą, poznać ich problemy, by w naturalny sposób dotrzeć do nich. Muszę się z nimi utożsamiać, być ich przyjacielem, by i oni mogli czuć się moimi przyjaciółmi.

Czy chór ma już jakieś sukcesy?
– W konkursach na razie nie występujemy, jest to jeszcze za świeży chór. Największym sukcesem jest to, że chłopcy pięknie śpiewają. Ale gdy ukształtuje się nam sekcja męska, nad czym pracuję, pomyślimy o próbie zmierzenia swoich sił.
W przyszłości chciałbym, by był to jeden z najlepszych chórów chłopięcych w Polsce. We wrześniu po raz pierwszy uczestniczyliśmy w V Krajowym Kongresie Chłopięcych Chórów Dziecięcych, zrzeszonych w Polskiej Federacji „Pueri Cantores”. Swoim występem chłopcy udowodnili, że są dojrzali. Pokazali wielką klasę wokalną i dużą kulturę osobistą.

Zaczynał Pan od dziewięciu chórzystów, a teraz prowadzi grupę 120 chłopców. W jaki sposób odbywa się nabór do chóru?
– Corocznie kontaktuję się z dyrektorami szkół podstawowych i przesłuchuję uczniów klas pierwszych, każdego roku około trzydziestu chłopców udaje się nam zaprosić do współpracy. Optymalną liczbą będzie piętnastu chórzystów. Więcej osób może zakłócić jakość brzmienia, a na niej mi najbardziej zależy.

Jakie były początki Jasnogórskiego Zespołu Wokalnego „Camerata”, który również Pan prowadzi?
– Podobne. „Camerata” też istniała przy Jasnej Górze, prowadził ją Przemysław Jeziorowski. Gdy zrezygnował, chórzyści poszli za nim. To było naturalne, w zespołach amatorskich panują inne zasady niż w zespole profesjonalnym, gdzie za pracę otrzymuje się wynagrodzenie. Śpiewacy wiążą się emocjonalnie z dyrygentem, a nie miejscem. Przejąłem nazwę zespołu i budowałem go od podstaw. Docierałem do szkół średnich, zalążek dała młodzież z Zespołu Szkół Muzycznych. De facto stała się filarem, na którym stawialiśmy nowy, młody zespół. Młodzież, która jako pierwsza tworzyła „Cameratę”, dzisiaj studiuje – wielu z nich kształci się w kierunku muzycznym, ale wciąż przychodzi do nas, zasila i wspomaga przy okazji różnych uroczystości. Dzisiaj grupę tworzy trzydzieści osób.

Jakie zadania ma Zespół?
– Przede wszystkim są to występy na największych odpustach kościelnych i jasnogórskich. Ale nie tylko. Są i sytuacje nadzwyczajne – do takich zaliczyć trzeba oprawę muzyczną przy wizycie Ojca Świętego Benedykta XVI na Jasnej Górze. Było to pierwsze publiczne zaistnienie zespołu, funkcjonował wówczas zaledwie kilka miesięcy. Sądzę że właśnie to wydarzenie zaważyło na przyszłości „Cameraty”, która nie tylko trwa, ale pnie się w górę, a ja jestem spokojny, bo przychodząc na próbę, wiem, że zawsze będzie skład. Młodzież rozumie, że bez niej tego chóru nie ma, że bez niej każda próba nie ma sensu. Muszę też podkreślić, że nie spodziewałem się tak pięknych efektów muzycznych. To wynik nie tylko młodych, świeżych głosów chórzystów, ale i ich spontaniczności, ekspresji, która napędza do działania.

Czy zespół wykonuje tylko muzykę kościelną?
– Repertuar jest szeroki, od utworów dawnych po współczesne. Staramy się dotykać każdego rodzaju muzyki, również świeckiej. Wykonujemy na przykład madrygały renesansowe różnych autorów. Występ miał miejsce rok temu w Filharmonii Częstochowskiej, na uroczystości poświęconej Hospicjum Częstochowskiemu. Na kilku koncertach i festiwalach zaprezentowaliśmy jasnogórską muzykę dawną. Przybliżamy twórczość, która powstawała w tym miejscu i przez wieki była tu śpiewana. Młodzież nie tylko lubi ją wykonywać, ale jest nawet dumna z tego, że robi to jako jedyna. Jesteśmy jakby śpiewającym transparentem Jasnej Góry.

Jakie plany wiąże Pan z tym zespołem?
– To świetny zespół. Młodzież rozumie się wzajemnie i kocha muzykę. Potrafi wzruszyć swoim śpiewem. Jestem z niej coraz bardziej dumny. W konkursach jeszcze nie uczestniczymy, ale w przyszłości zdecyduję się na taki krok. Będzie to obiektywna ocena pracy moich wychowanków.

Bez wątpienia efekty pracy obu zespołów to Pana ogromna zasługa. W przerwie zamieniłam parę słów z jedną z chórzystek. Podkreślała Pana talent pedagogiczny i bezgraniczne poświęcenie…
– Miło mi słyszeć taką ocenę. Nie potrafię pracować bez zaangażowania. Uważam, że jeżeli coś się robi, trzeba temu oddać się do końca, zwłaszcza sztuce. Myślę, że moim powołaniem jest zarażanie innych śpiewaniem. Moja prawdziwość odczuwania piękna w sztuce pociąga młodzież. Jej się nie da doszukać. Nie można tylko mówić o muzyce, że jest piękna.
Ode mnie, jako dyrygenta, zależy wiele, ale bez dzieci, młodzieży, ich rodziców, którzy przyprowadzają swoje pociechy i motywują je w trudnych chwilach, sam niczego bym nie zrobił. Poprzez muzykę kształtuje się wrażliwe osobowości, uczy subtelności, delikatności, empatii do drugiego człowieka.

Jak następuje integracja zespołu, czy mają wspólne życie poza próbami?
– Próby są dwa razy w tygodniu i zawsze jest na nich czas na rozmowy, do wspólnego „bycia”. Razem spędzamy też część wakacji. Jest to czas odpoczynku i śpiewania, ale też wówczas nawiązują się przyjaźnie. Dzielimy się swoimi spostrzeżeniami, problemami.

Czy chórzyści przychodzą do Pana ze swoimi zmartwieniami?
– Tak, z czego się bardzo cieszę. Staram się żyć ich sprawami, bo to mnie z nimi integruje, pozwala mi z nimi być. Dzieci i młodzież są świadomi, że chór to nie tylko grupa do śpiewania. Wiedzą, że obowiązują konkretne zasady. Zachowanie dobrych relacji interpersonalnych, serdeczna atmosfera sprzyjają twórczości. Bycie w grupie uczy działania razem, pracy na wspólny sukces, nie jednostki. Uczymy się wzajemnej tolerancji, tego, że można żyć i tworzyć coś pożytecznego i pięknego, działać z ludźmi, których nie koniecznie lubimy. Praca w chórze to wielka szkoła życia.

Dziękuję za rozmowę.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *