KRAINA DŁUGICH BIAŁYCH OBŁOKÓW


Losy częstochowian

Nowa Zelandia to wyspiarskie państwo położone na południowym Pacyfiku. Zwykle kojarzy się z rolnictwem i kiwi. O tym, jakim naprawdę jest krajem, przekonała się Anna Biazik, która od dwóch lat mieszka tam i pracuje.

– W sumie to jest prosta historia – zaczyna Anna. – Skończyłam studia w 2004 roku i zaczęłam się zastanawiać, co dalej. Wtedy sobie pomyślałam, że wyjadę za granicę. Daleko i na dłużej. Była to wypadkowa różnych wydarzeń w moim życiu. Anna studiowała filologię romańską oraz nauki polityczne. Przez przypadek trafiła na spotkanie organizacji AIESEC, która zajmuje się programem międzynarodowej wymiany praktyk. Do programu mają dostęp firmy, instytucje i studenci prawie z całego świata. Anna spełniała wszystkie warunki i przeszła kilka etapów kwalifikacyjnych (m.in. testy językowe, wyjazd szkoleniowy). Bardzo chciała wyjechać do Meksyku i tego samego dnia dostała odpowiedzi zarówno z tego państwa jak i z Nowej Zelandii. Niestety, nie można było w ostatniej chwili zmienić miejsca praktyk, więc została Nowa Zelandia. – Maorysi mówią o tym kraju “Aotearoa”, co znaczy “Kraina długich, białych obłoków”, bo chmur jest tam rzeczywiście dużo i szybko się przesuwają. – dzieli się spostrzeżeniami Anna. Program praktyk dawał jej szansę wyjazdu na rok. Początkowo nie była zadowolona ani ze swej sytuacji, ani z działań AIESEC-u, postanowiła więc udać się do Johna Roy-Wojciechowskiego, polskiego konsula w Auckland, żeby jej coś doradził. – Chciałam robić coś poza praktykami, pomagać konsulowi w kancelarii. Ale on, mimo szczerych chęci, nie mógł mi niczego zaproponować – tak Anna opisuje swoje pierwsze spotkanie z Wojciechowskim. W Auckland istnieje Muzeum Polskie i jest ono sponsorowane przez konsula. Kiedy Anna miała na tamtejszym uniwersytecie przygotować prezentację o Polsce i potrzebowała kostiumu krakowianki lub góralki, udała się do Muzeum. Pożyczyła kostium, parę książek i innych materiałów. Wkrótce potem wystąpiła w Muzeum jako prelegentka, odbyło się jeszcze kilka spotkań z jej udziałem. – W maju, dokładnie w dniu swoich urodzin, dostałam telefon z propozycją pracy w Muzeum – uśmiecha się na wspomnienie tego miłego prezentu. Od tej pory pracowała w ramach praktyk, a resztę czasu spędzała w muzeum. – Byłam trochę kustoszem, trochę sekretarką. Nową Zelandię zamieszkuje ok. 6 tys. obywateli pochodzenia polskiego (dane z 2002 r.). W 1944 roku do Nowej Zelandii przybyła grupa polskich sierot z Kresów Wschodnich (najpierw wygnanych do obozów na Syberii). Rząd nowozelandzki przygarnął je i stworzył im kampus w Pahiatua. Po wojnie, w myśl postanowień jałtańskich, młodym Polakom nie wolno było powrócić do ojczyzny. Nowa Zelandia stała się ich drugim domem. Dziś potomkowie emigracji z 44 roku są aktywnym środowiskiem, zabiegają o to, by polska kultura była pielęgnowana i dbają o pozytywny wizerunek Polaka w Nowej Zelandii. – W tej chwili tworzy się grupa taneczna, właśnie dla potomków Polaków z emigracji, ale trafiają się też osoby, którym po prostu podoba się kultura słowiańska i chcą w tym projekcie uczestniczyć – Anna opisuje działalność Muzeum. Polska grupa emigracyjna wywarła duży wpływ na nowozelandczyków, przyczyniła się do stworzenia pozytywnego wizerunku Polaka. – Tutaj uważa się Polaka za człowieka porządnego, pracowitego, który dużo przeszedł i ma ciekawą kulturę – dzieli się spostrzeżeniami Anna. – Po przyjeździe byłam zaskoczona, że ludzie wiedzą, gdzie jest Polska i znają naszą historię. Anna opowiada, ze Nowozelandczycy dużo podróżują. Na jakimś etapie życia po prostu wybierają się w świat i odwiedzają różne kraje, żeby zobaczyć, jak to jest za granicą, a potem wracają do siebie. Przyjeżdżają także do Polski, zwiedzają Warszawę, Gdańsk, Kraków, także Częstochowę. Bardzo im się podoba nasz kraj. Anna twierdzi, że Polacy czasem mają trochę wypaczony wizerunek Nowej Zelandii, bo postrzegają ją jako krainę mlekiem i miodem płynącą. – Wcale tak nie jest. To trudny kraj dla emigracji, trzeba się naprawdę postarać, żeby się tu zadomowić. Ale jak już się jest jakiś czas i ma się kartę stałego pobytu, to może być dobrze – opowiada, patrząc z własnej perspektywy. – Za swoją pracę otrzymuje się normalne wynagrodzenie, nawet za proste czynności. Nie trzeba się martwić, że czasem nie wystarczy, jeśli tylko chce się pracować i ma się do tego prawa – dodaje. W Nowej Zelandii zdarzają się też problemy wewnętrzne, np. z bezdomnymi czy z imigrantami z wysp Pacyfiku, z Azji czy Chin. Anna, wyjeżdżając z Polski, miała dwa tytuły magistra. – Chyba połączą je w jeden. Studia tutaj trwają 3 lata, do licencjatu i to jest najbardziej popularne. Potem można studiować dalej i uzyskać tytuł mastera. Istnieją także studia podyplomowe. Ale każdy rodzaj studiów jest płatny i jest to relatywnie drogo. Kuchnia Nowej Zelandii to mieszanka wypływów europejskich, azjatyckich i polinezyjskich. – Nie brakuje oczywiście wszędobylskich “fast foodów”, ale nie ma na przykład kiszonej kapusty i ogórków, nad czym ubolewam. Można je dostać w delikatesach europejskich, ale kosztują aż 8-10 dolarów za słoik. Klimat sprzyja uprawom warzyw i owoców, jest ich dużo, są tanie i duże, słodkie, ładnie wyglądają i dobrze smakują. Jeśli chodzi o pieczywo, to w supermarketach jest pieczywo tostowe, w piekarniach sprzedają różnego rodzaju wypieki, ale taki okrągły chleb z mąką na wierzchu i chrupiącą skórką trudno jest spotkać. Pieczywo, podobnie jak u nas, jest podstawowym produktem. W Nowej Zelandii stosunkowo drogie są papierosy i alkohol: najtańsza paczka kosztuje 10 dolarów i jest to spora suma. Natomiast wódka ok. 30 dolarów za 0,5 litra. To, co szczególnie mi się spodobało to fakt, że szparagi są tu takie tanie. U nas kosztują sporo, a tam jest to normalne warzywo. Można kupić taki owoc “fejoa”, nie ma chyba polskiego odpowiednika w nazwie. Wygląda jak śliwka, jest dość słodki, bez pestki. Są też jakby podłużne pomidory i nazywają się “tomarillo”, ale nie smakują za dobrze. Pomarańcze i mandarynki rosną w ogródkach przy domach, można sobie rano wyjść i wycisnąć z nich sok.
W Nowej Zelandii nie ma aż takich wahań temperatur jak w Polsce, ale często pada deszcz. – Można do niego przywyknąć, jest intensywny, ale krótki, przelotny i zaraz wychodzi słońce – opisuje warunki atmosferyczne Anna. – Najniższe temperatury to ok. 6-8 st. C w zimie. Nie ma tu centralnego ogrzewania i czasem w pomieszczeniach jest chłodniej niż na zewnątrz. Grudzień, styczeń, luty i marzec to najcieplejsze miesiące. – Trzeba wtedy uważać na słońce, bo nad krajem jest dziura ozonowa. Obowiązkowo nosi się ubrania z długim rękawem, kapelusz i okulary – mówi Anna. Chociaż Nowa Zelandia jest krajem, który już w 1893 roku przyznał kobietom pełne prawa wyborcze, istnieją różnice między zarobkami kobiet i mężczyzn. – Rząd stara się je niwelować. W zwyczajnym życiu nie ma specjalnych różnic w traktowaniu kobiet i mężczyzn, ale np. nie ma przepuszczania w drzwiach czy całowania w rękę – zauważa Anna. Nowozelandczycy lubią spędzać wolny czas na świeżym powietrzu, grają w rugby i krykieta. Sport widzi się tam na co dzień, ludzie chętnie spacerują, biegają, grają w gry zespołowe. Dorośli lubią kameralne spotkania w ogrodach, młodzież chodzi do dyskoteki.
Pomimo tęsknoty za krajem i najbliższymi, Anna jest zadowolona z tego, co robi. – Chciałam pracować w takim międzynarodowym środowisku, dlatego studiowałam nauki polityczne. Najtrudniejsze są chwile, kiedy dzwonię do rodziny w Polsce, spędzam przy telefonie godzinę i potem zawsze jest jakiś tam płacz. Ale po chwili jestem zadowolona i wszystko jest dobrze – mówi. – Mam swoje wąskie grono dobrych przyjaciół. Na początku było ciężko nawiązać bliższe relacje. Nowozelandczycy są ciekawi emigrantów, ale traktują ich na dystans. Wszystko przyszło stopniowo. Anna nie planuje przyszłości z dużym wyprzedzeniem. – Na razie chcę tam zostać i pracować w Muzeum. Angażuje się w działania konsulatu (związane z Polską; wkrótce w Lublinie odbędą się uroczystości, mające na celu upamiętnienie emigracji 44 roku). I chociaż tęskni za krajem, praca umożliwia jej propagowanie naszego dorobku kulturalnego i historii wśród mieszkańców Krainy Długich Białych Obłoków.

Muzeum Polskie w Auckland jest zainteresowane współpracą z ośrodkami kultury w Częstochowie i regionie. – Podjęliśmy już pierwsze rozmowy z Młodzieżowym Domem Kultury w Częstochowie. Rozmawialiśmy na temat wystaw fotograficznych mających przedstawiać miasto i region w Muzeum i innych ośrodkach polonijnych w Nowej Zelandii. Planowana jest także wystawa na temat Nowej Zelandii w MDK. Termin realizacji tego przedsięwzięcia to wiosna 2007. Do tego czasu z pewnością rozwiną się kontakty z wieloma instytucjami, stowarzyszeniami, szkołami itp. Póki co, zachęcam do kontaktów z Muzeum Polskim wszystkich zainteresowanych – mówi pani Anna.
Dla zainteresowanych podajemy kontakt do muzeum.
phtmuseum@ihug.co.nz

Kinga Mieruszyńska

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *