By Filharmonia żyła jak najpełniej


O sytuacji w Filharmonii Częstochowskiej i nowym sezonie artystycznym rozmawiamy z dyrektorem Ireneuszem Kozerą

Zarządzał Pan Filharmonią Częstochowską w latach 1986-1992. Od sześciu miesięcy po raz wtóry jest Pan dyrektorem tej instytucji. Jak, po blisko dwudziestoletniej przerwie, znajduje Pan Filharmonię?
– To nie jest ta sama instytucja. Zmieniły się sytuacja i realia, w których funkcjonuje Filharmonia. Dodatkowo trwa remont budynku, co nakłada się na codzienne problemy. Ale choć czas zrobił swoje, miło jest wrócić do miejsca, w którym zastaje się osoby, z którymi pracowało się dwadzieścia lat temu. I jest ich sporo. Najważniejsze jest to, byśmy mogli pracować w dobrej, serdecznej atmosferze, wytyczając cele do realizacji; byśmy wszyscy troszczyli się o poziom i odbiór instytucji, tak jak było to kiedyś.

Objął Pan funkcję w atmosferze antagonizmów pracowników z poprzednią dyrekcją. Czy dzisiaj konflikt udało się opanować?
– Z racji pełnienia funkcji naczelnika Wydziału Kultury w Urzędzie Miasta Częstochowy sytuację w Filharmonii obserwowałem od kilku lat. Niestety, nie była najlepsza. Nie chcę mówić o przyczynach, bo jest to sprawa wewnętrzna instytucji, natomiast niektóre efekty tej sytuacji, jak strajki i protesty, przechodziły na zewnątrz, do opinii publicznej. To nie służyło Filharmonii, rzutowało negatywnie na jej zewnętrzną opinię oraz wewnętrzne relacje wśród artystów. Konflikt nie sprzyjał dobrej atmosferze pracy. To co zaobserwowałem jako naczelnik, zastałem jak przyszedłem.

Jakie były Pana pierwsze kroki?
– W pierwszych dniach pracy przedstawiłem orkiestrze i pozostałym pracownikom moją wizję funkcjonowania Filharmonii i warunki, które muszą być spełnione, by dało się ją zrealizować. Jednym z nich jest dobra atmosfera pracy. Co dla mnie budujące widzę poprawę, klimat współpracy systematycznie zmienia się na lepsze. Praktycznie nie ma konfliktów w zespole, muzycy pracują dobrze. Dyrygenci, którzy ostatnio prowadzili orkiestrę, podkreślają postęp artystyczny i większe zaangażowanie.

Czy głównym powodem przyjęcia funkcji było uzdrowienie sytuacji w zespole?
– Moje kilkuletnie obserwacje świadczyły o tym, że kierunek rozwoju instytucji jest niedobry. Szkoda było mi artystów, mających duży potencjał i umiejętności, którzy z różnych względów nie mogli swego zasobu wykorzystać. Żałowałem, że instytucja z takimi tradycjami nie może się rozwinąć do poziomu, na który zasługuje. Zdawało mi się, że jeszcze potrafię coś poprawić, stąd po propozycji pana prezydenta podjąłem wyzwanie. Niektórzy mówią, że nie powinno się dwa razy wchodzić do tej rzeki, ale to już nie jest ta sama rzeka.
Dzisiaj podstawą jest całkowite uspokojenie sytuacji. Trwa jeszcze spór zbiorowy na tle płacowym, wynikły z poprzednią dyrekcją z powodu nieusystematyzowanych regulaminów: wynagradzania i organizacji pracy. Sukcesywnie wprowadzamy nowy regulamin organizacyjny, pozostał do rozważenia regulamin wynagradzania. Liczymy, że do rozpoczęcia nowego sezonu artystycznego spór zbiorowy odwołany.

Czy jednak czas pracy instytucji za poprzedniej dyrekcji można uznać za stracony? Konflikty, choć zauważalne na zewnątrz, nie przenosiły się na występy koncertowe. Program był ambitny i różnorodny, a orkiestra grała bardzo dobrze.
– Nie chciałbym oceniać. Programowo Filharmonia pracowała prawidłowo. Było dużo różnorodnych propozycji – ważnych, istotnych. Jednak najistotniejsze było to, że konflikty przenosiły się na zewnątrz. Muzycy są zawodowcami. To bardzo dobry zespół, który potrafi świetnie grać w każdych warunkach. Natomiast codzienność była trudna, może niedostrzegana przez widzów i mieszkańców, ale sygnały płynęły i wiadomo było, że coś dzieje się w środku niedobrego. Problemy powinno się to rozwiązać wewnątrz instytucji, doszło jednak do takiej eskalacji emocji, że nie można było się z nimi uporać, stąd dziesiątki pism, petycji, strajki, angażowanie mediów. Na in plus jest dla zespołu, że mimo takiej sytuacji, słuchacze artystycznie nie odczuli poziomu nieporozumień.

Czy regulacja zasad płacowych wiąże się z jakimiś zwolnieniami?
– Nie przewiduję reorganizacji. Wręcz przeciwnie są pewne braki w zespole instrumentów, bo w okresie sporu odeszło kilku wartościowych muzyków, co rzutowało na pracę, gdyż nie było równowagi w orkiestrze. W tej chwili przyjęliśmy już osobę do grupy waltorni, 12 czerwca były przesłuchania do grupy skrzypiec.

Zdecydował się Pan na stanowisko zastępcy dyrektora ds. artystycznych przyjąć młodego dyrygenta. Jakimi kryteriami kierował się Pan przy wyborze?
– Wpłynęło sporo propozycji na to stanowisko. Kryteria właściwie były dwa. Po pierwsze: artystyczne, w którym zawierają się umiejętność i doświadczenie, opinia środowiska artystycznego, dorobek artystyczny, spojrzenie na działalność programową. Drugie to, co jest dla dyrygenta najistotniejsze, czyli umiejętność pracy z zespołem, a zatem zdolność wyegzekwowania z zespołu tego, co najlepsze. To wszystko charakteryzuje pana dyrektora Adama Klocka. A przy tym jest on wspaniałym instrumentalistą. Grał w orkiestrze, co dawało mi gwarancję, że porozumienie z zespołem będzie dobre i atmosfera pracy również prawidłowa. Zgodnie z procedurą zaproponowałem panu prezydentowi kandydaturę pana Klocka. Na razie spełnia swoją rolę, zespół jest zadowolony z jego umiejętności artystycznych i interpersonalnych.

Kończy się sezon artystyczny. Czy może zaliczyć go Pan Dyrektor do udanych?
– Do oceny naszej działalności najbardziej upoważnieni są odbiorcy, bo oni akceptują nasze propozycje i dla nich pracujemy, nie dla siebie. Sądzę, że wszystko idzie w dobrym kierunku, systematycznie podnosi się poziom zespołu, propozycje zyskały akceptacje, były koncerty z bardzo wysoką frekwencją. Nam nadzieję, że przyszły sezon będzie jeszcze bardziej udany

W zasadzie realizowaliście Państwo program poprzedniego zarządu…
– Częściowo. W programie są również nasze autorskie elementy.

Które koncerty cieszyły się największym zainteresowaniem?
– Macieja Niesiołowskiego z okazji Dnia Kobiet oraz „Koncert przy świecach” na Jasnej Górze. Powtarzam, może z uporem maniaka, że najistotniejsze jest to, by byli odbiorcy naszych propozycji. Można oferować różne wspaniałe rzeczy, ale jak nie będzie publiczności, to praca nie da satysfakcji. Inaczej się gra przy pełnej widowni.

W schedzie odziedziczył Pan ciągnący się w nieskończoność remont filharmonii. Minęło już kilka terminów oddania inwestycji. Melomani nie mogą się doczekać kiedy wreszcie zasiądą w nowej sali koncertowej. Kiedy obiekt zostanie oddany do użytku?
– Trudno mi powiedzieć, bo budowę prowadzi Wydział Inwestycji Urzędu Miasta, ale obiekt jest już przygotowany do odbioru. Nie chciałbym wyrokować – nam też zależy, by jak najszybciej przenieść się do swojego miejsca – ale inwestycja zaczęła się osiem miesięcy później niż wskazywał harmonogram. Oficjalne otwarcie ma nastąpić 3 października, podczas inauguracji Festiwalu Hubermana. Bogdan Zdrojewski, minister kultury i dziedzictwa narodowego, będąc na otwarciu nowego budynku Zespołu Szkół Plastycznych zasygnalizował chęć bycia i na otwarciu inwestycji, i inauguracji Festiwalu. Ponieważ trudno będzie mu przyjechać dwa razy łączymy obie uroczystości.

Planowaliście Państwo, by na inaugurację sezonu wystąpi Joshua Bell.
– Bell był dwa lata temu, wówczas przy jego zaproszeniu do Częstochowy też pomagał nam Zygmunt Rolat. Niestety, wcześniej podjęte zobowiązania artysty, o których nie wiedzieliśmy, uniemożliwiają jego przyjazd na Festiwal Hubermana. Na inaugurację wystąpi inny skrzypek światowej sławy, ale na razie nie będę zdradzał kto, a 9 października – wspaniała skrzypaczka Midori, która również gra na skrzypcach Stradivariusa.

Jakie niespodzianki szykujecie na nowy sezon artystyczny?
– Nasza działalność programowa, to głównie realizacja koncertów, które na trwałe wpisały się w kalendarz Filharmonii, a są związane ze współpracą z częstochowskimi środowiskami. To przede wszystkim koncerty z Akademią im. Jana Długosza, a także dyplomantów Szkoły Muzycznej oraz Święto Muzyki, w które Filharmonia się zaangażowała poprzez współpracę z Towarzystwem Muzycznym. Nie chcemy rezygnować z „Koncertów przy świecach”, które mają już swoją widownię. Chcemy wprowadzić pewne zmiany programowe, ale na pewno utrzymamy festiwale: sztandarowy, wspomniany już Festiwal Bronisława Hubermana oraz Konkurs Wokalny Reszków, który będzie miał miejsce w marcu 2013 roku. Zaczęliśmy wprowadzać nowe propozycje, jak na przykład koncerty gwiazd światowych estrad, związane z prezentacją instrumentów nietypowych dla koncertów symfonicznych. Był „Koncert z saksofonem” i „Koncert z harmonijką ustną”, może uda się nam ściągnąć światowej sławy solistę kontrabasu. Zaplanowaliśmy też koncerty operowo-operetkowe w wydaniu estradowym, a dwa razy do roku będziemy starać się zaprosić teatry muzyczne na pokaz całych spektakli operetkowych. Nawiązaliśmy już kontakt z Teatrami Muzycznymi w Warszawie, Łodzi, Gliwicach i Bytomiu. Myślimy również o nietypowych koncertach z udziałem zespołów popularnych, w połączeniu z aranżacjami muzyki poważnej. Na zakończenie sezonu, mamy nadzieję, że wystąpi zespół Zakopower. Chcemy przedstawiać przestronne propozycje, oczywiście z wykorzystaniem naszej orkiestry, tak by każdy z mieszkańców Częstochowy mógł coś znaleźć dla siebie.

A co z Festiwalem Muzyki Sakralnej „Gaude Mater”, czy zgodnie z tym, co słychać w mieście jego organizację przejmie Filharmonia?
– Nie ma na razie żadnych decyzji. W tym roku Filharmonia Częstochowska wróciła do współorganizacji Festiwalu. Mimo iż organizowała pierwszy Festiwal, w wyniku różnych splotów sytuacji, w ubiegłym roku w ogóle nie brała w nim udziału. Było to dla mnie aktem co najmniej dziwnym, nasz częstochowski festiwal i nagle Filharmonia, która go stworzyła i działa w mieście nie jest uczestnikiem tego przedsięwzięcia. Ale już w tym roku mieliśmy zaszczyt i przyjemność inaugurować Festiwal Gaude Mater i przy okazji uczcić muzycznie jubileusz pana profesora Wojciecha Kilara. Nie sądzę, by coś się stało z Festiwalem. Ma już długoletnią tradycję i trudno byłoby z niego zrezygnować. Natomiast na pewno Filharmonia będzie chciała w nim uczestniczyć.

Co na dzisiaj jest w zasięgu pana pragnień?
– Przed rozpoczęciem pracy w 1986 roku mieszkałem koło Filharmonii. Wówczas dwa razy w tygodniu do późnych godzin wieczornych paliło się tam światło. Moim marzeniem było więc, by Filharmonia żyła jak najczęściej, by jak najwięcej osób korzystało z jej propozycji. Udało mi się to zrealizować. I teraz chciałbym, by to pragnienie ponownie się ziściło. Będziemy działać pełną parą. Również na rzecz edukacji dzieci i młodzieży i to w szerszym zakresie niż do tej pory, także poprzez wyjazdy z programem do szkół w Częstochowie i w terenie. Spotkania typu Szkoła na Parnasie pozostaną, ale w nieco zmienionej formie programowej, bardziej dostosowanej do percepcji młodych ludzi. Będą również koncerty młodych, wspaniale zapowiadających się muzyków, także z Częstochowy. Moim założeniem, jest praca na rzecz wychowania przyszłych widzów, a edukacja kulturalna uwrażliwia młodych ludzi estetycznie i emocjonalnie, pozwala pełniej dorastać.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *