NONSENSY PRL (16)


Geopolityka

republika ludowa, republika radziecka, republika socjalistyczna – państwo o socjalistycznym ustroju gospodarczym, mające ustrój polityczny zapewniający władzę ludowi pracującemu, tj. robotnikom w sojuszu z chłopami i inteligencją pracującą; reprezentacją ludu pracującego są socjalistyczne partie polityczne i różne formy przedstawicielstwa narodowego (rady narodowe, sejm, rada państwa); władzę wykonawczą sprawuje rząd powoływany przez przedstawicielstwo narodowe

Stara, powstała w czasach stalinowskich, dowcipna zagadka brzmiała: “- Z kim graniczy Związek Radziecki?”, na co jedyną właściwą odpowiedzią było: “- Graniczy z tym, z kim akurat ma ochotę”. A ponieważ ów “związek republik swobodnych” (cytat z hymnu ZSRR) graniczył sobie m.in. z nami, to i my naśladowaliśmy radziecką terminologię geograficzno-ideologiczną. W efekcie w naszych podręcznikach świat dzielił się na “dwa obozy”, które rozmaicie w różnych okresach nazywano. Tak na przykład w latach czterdziestych wyróżniano “siły pokoju” – to znaczy ZSRR plus “kraje demokracji ludowej” oraz “siły wojny” – USA i “pachołków amerykańskiego imperializmu” (do których w różnych latach zali- czaliśmy bardzo różne państwa, np. Francję niekiedy tak, a niekiedy nie). Później w modzie było dzielenie świata na kraje “socjalistyczne” i “kapitalistyczne”. Problem był często z egzotycznymi, a zwłaszcza nowymi państwami Azji i Afryki, bo tam, w rytm przewrotów i zmian sojuszy wszystko było płynne, dzięki czemu np. Izrael w latach czterdziestych-pięćdziesiątych był dobry i postępowy, bo budował “socjalistyczne” kibuce (czyli jakby kołchozy), a potem jakoś się zmieniło. Albo też zabawnie było z Chinami, bo choć socjalistyczne, to wrogie krajom “wspólnoty socjalistycznej”. Albo taka Socjalistyczna Federacyjna Jugosławia, co była naprawdę “socjalistyczna”, a za chwilę to w zasadzie nie, tylko coś jakby “kapitalizm państwowy” i “krwawa dyktatura” tego “lokaja imperializmu”, rze- komego towarzysza Tito. I co się kupiło nowy podręcznik, atlas, encyklopedię, to można było mieć bez liku niespodzianek. Bo to Kambodża dobra, że Czerwoni Khmerzy wygnali Amerykanów, a to znów bardzo niedobra, bo ci cali Khmerzy to nie w takim odcieniu czerwieni, nagle już w ogóle nie Kambodża tylko Kampucza, i to jaka dobra. To znów znienacka Kongo albo Tanzania socjalistyczne, a Laos już nie, choć wczoraj niby był. Nagle – trach! – i Peru bardzo dobre, a za rok już ani słowa. Bach! – Indonezja była dobra, już nie. Nikaragua była zła, wtem już dobra. Indie dobre? – E tam, znów coś nie za bardzo, ale Syria nagle bardzo. Algieria była nasza, a już nie nasza, znienacka Libia niby nasza, ale jakby trochę. Znowu Egipt był dobry, naraz zły. A jakie jaja były, kiedy Somalia (“kraj wkraczający na drogę budownictwa socjalistycznego”) rozpoczęła wojnę z równie mało co “socjalistyczną” Etiopią, bo po obu stronach frontu były radzieckie czołgi i radzieccy “doradcy wojskowi”, istny cyrk.

MARCIN PARUZEL

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *