Nie popaść w plastikową otoczkę


Agnieszka Twardoch jest młodą, utalentowaną wokalistką. Pochodzi z Kłomnic. Występowała już na wielu scenach, między innymi w „Piwnicy pod Baranami”. Jest laureatką licznych nagród i wyróżnień, na przykład „Majowej Nutki”. Obecnie jest na trzecim roku wokalistyki w Akademii Muzycznej w Katowicach oraz równolegle kulturoznawstwa w Uniwersytecie Śląskim (na ten kierunek indeks wygrała w olimpiadzie z historii muzyki). Od początku w karierze wspiera ją jej mama Elżbieta Twardoch.

Agnieszka Twardoch odpowiedziała nam na kilka pytań

Kiedy się zorientowałaś, że to, co chcesz robić w życiu, to śpiewanie?
– Bardzo wcześnie. Moje pierwsze doświadczenia związane z muzyką miały miejsce około siódmego roku życia, kiedy poszłam do szkoły. Wygrałam pierwszy konkurs wokalny, o szczeblu gminnym. Niby nic ważnego, ale to pociągnęło za sobą kolejne przeglądy: wojewódzkie, później ogólnopolskie, międzynarodowe. Udało mi się zrobić coś pozytywnego, zaistnieć, więc stwierdziłam, że to dobra droga, bardzo mi się podoba i chcę nią iść dalej.

Studiujesz na Wydziale Muzyki Rozrywkowej i Jazzu. Czy to właśnie w tych gatunkach muzyki czujesz się najlepiej?
– Cały czas jeszcze poszukuję swojego idealnego gatunku, bo zamykanie się konkretnie w jazzie lub rozrywce nie jest do końca dobre. Teraz liczy się tak naprawdę własna inwencja i jak kto potrafi miksować różne style. Jednak w tym momencie najwięcej czerpię z jazzu. Jest to dla mnie ukochany gatunek, najbliższy mojemu gustowi muzycznemu. Natomiast słucham też innej muzyki, czasami skrajnie różnej, na przykład ludowej czy rapu amerykańskiego. Także inspiracje staram się czerpać z wielu źródeł.

Gdy stoisz na scenie, to…
– Różnie. Czasami jest duża trema, więdnie mi w gardle głos i nie mam dobrego samopoczucia. To nie jest tak, że artysta na scenie czuje się zawsze jak ryba w wodzie. To zależy miejsca, publiczności i innych czynników. Na pewno występuje duża doza rutyny, jeżeli robi się to od dość długiego czasu. Natomiast zazwyczaj jest to wydarzenie przypominające jakieś święto dla wokalisty. Stoi i musi zrobić to, co do niego należy jak najlepiej. Nie wie, co się wydarzy, jest więc też duży element zaskoczenia. I wyjątkowo przyjemna energia, że efekty wcześniejszej pracy podobają się publiczności.

Co daje Ci śpiewanie?
– Bardzo dużo skrajnych emocji, doznań psychicznych. Głównie radość, gdy stoję na scenie, śpiewam i mój występ podoba się, przede wszystkim mi – ważne jest, żeby być zadowolonym z tego, co się robi. Ale bywa też zupełnie inaczej. Czasami wydaje mi się, że wręcz nienawidzę mojej działalności, nienawidzę muzyki. Wtedy jest to taka destrukcyjna miłość.

Jakie są Twoje najbliższe plany muzyczne?
– W tym roku zamierzam dalej kontynuować moją współpracę z estradą studencką na uczelni w Katowicach. Mam nadzieję, że wynikną z tego ciekawe koncerty, projekty i wezmę w nich udział. Oprócz tego planuję wraz z kolegą stworzyć duet gitarowo-wokalny. Na przyszłość myślę o stworzeniu stałego składu, przy najmniej tria, gdyż dotychczas grałam z różnymi muzykami. W bieżącym roku akademickim czeka mnie także dyplom licencjacki, do którego muszę się przygotować.

A prace nad własnym repertuarem?
– Pracuję nad nim, ale na razie nie czuję się jeszcze na tyle pewnie, aby gdzieś dalej go zaprezentować. Piszę tak trochę dla siebie, do szuflady. Jednak na zbliżającym się dyplomie planuję wykonać przynajmniej jedną swoją kompozycję.

Największe marzenie związane z muzyką?
– Na pewno nie jest nim kariera w szeroko rozumiany show biznesie, występy na ogromnych scenach, w telewizji. Bardziej interesuje mnie muzyka ambitna, niezależna, żeby nie popaść w jakąś plastikową otoczkę. Chcę być przede wszystkim dobrym muzykiem, nie tylko wokalistką. Zamierzam rozwijać się ogólno muzycznie, czerpać jak najwięcej od innych artystów, wykładowców. Później zaś stworzyć siebie, własny nurt muzyczny, który będzie mnie określał jako artystkę.

Wśród artystów modna jest ostatnio interdysplinarność. Czy Ciebie też interesują jakieś inne rodzaje sztuki?
– Interesuję się właściwie każdym rodzajem sztuki, na przykład wizualną, jak kino czy szeroko rozumiana twórczość plastyczna. Szczególnym sentymentem darzę właśnie film, bo łączy w sobie właściwie wszystkie możliwe gatunki: muzykę, teatr, plastykę. Dlatego na kulturoznawstwie chciałabym wybrać specjalizację związaną z medioznawstwem lub filmoznawstwem.

A sama próbujesz swoich sił w jakichś innych kierunkach sztuki? Wiadomo, że wokalista często piszę teksty swoich piosenek…
– Tak, to jest związane z muzyką konkretnie. Kiedy piszę melodię, zazwyczaj od razu mam w głowie jakiś tekst. Natomiast przyznam, że jest to tak szeroka i czasochłonna dziedzina. że na innego rodzaju przedsięwzięcia brakuje mi czasu. Chociaż kiedy artysta bierze na swoje barki zorganizowanie koncertu, powinien mieć wpływ na całokształt, tj. dekoracje, promocję. W tej przestrzeni również chciałabym się sprawdzić.

Co zdecydowało, że wybrałaś akurat Akademię Muzyczną w Katowicach?
– Jest to najstarsza tego typu uczelnia, nasz Wydział Muzyki Rozrywkowej i Jazzu był pierwszym w Polsce, w związku z czym miał najwyższy prestiż. Nie ukrywam, że właśnie tym się kierowałam, a także dobrą opinią kolegów. Do egzaminów podeszłam z rezerwą, nie myślałam, czy się dostanę, czy nie. Spróbowałam, udało się i teraz kontynuuję naukę.

rozmawiał:

ŁUKASZ GIŻYŃSKI

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *