Toksyczne, dziecięce ubranka


Chemia coraz szerzej i agresywniej wkracza w nasze życie. Substancje chemiczne znajdują się nie tylko w materiałach budowlanych czy wyposażeniu naszych mieszkań. Są one również w środkach czystości, kosmetykach, lekach, żywności, napojach, a także w ubraniach.

Dynamiczny rozwój nauki oraz przemysłu spowodował, że świat w zawrotnym tempie oddalił się od tego, co naturalne. Jeszcze nie tak dawno, bo przed II wojną i tuż po niej, odzież produkowana była w przeważającej większości w oparciu o naturalne surowce – wełnę, bawełnę, len, jedwab, skórę. Ale już wkrótce na odzieżowy rynek weszły przebojem syntetyki; najpierw nylon, elastik, ortalion (niektórzy z nas pamiętają jeszcze ortalionowe płaszcze i koszule non-iron) potem, coraz śmielej i liczniej, kolejne nowości, jak choćby: wiskoza, poliester, akryl, lycra, microfibra. Rajstopy z lycry, bielizna z microfibry, poliesterowa bluzka to dzisiaj standard. Niepokoi jednak fakt, że właściwie niewiele wiemy o wpływie tych syntetyków na nasze zdrowie.
W produkcji odzieży, także dziecięcej, szeroko wykorzystuje się syntetyczne związki chemiczne z grupy perfluorowęglowodorów (PFC), na przykład teflon. Są to substancje niewchłaniające wody ani oleju, niezwykle odporne na ciepło i wszelkie reakcje chemiczne, dzięki czemu znalazły zastosowanie jako środki zabezpieczające ubrania, dywany czy tapicerki przed zabrudzeniem lub zamoknięciem. Wykorzystywane są także do zwiększenia trwałości dziecięcych ubrań – kurtek, spodni, bluz. Można je znaleźć m.in. w tradycyjnych szkolnych mundurkach i fartuszkach. Tymczasem naukowcy i ekolodzy ostrzegają, że związki z grupy PFC mogą być niebezpieczne dla zdrowia. Substancje te wykazują tendencję do odkładania się w tkankach mózgowych, zwłaszcza w podwzgórzu, i w ten sposób mogą zakłócać prace hormonów. PFC mają również właściwości rakotwórcze, mogą wpływać negatywnie na układ odpornościowy organizmu i powodować nieprawidłowości rozwojowe, dlatego lepiej ograniczyć kontakt dzieci, które są bardziej wrażliwe na wpływ szkodliwych substancji chemicznych niż dorośli. O tym, że dana tkanina zawiera związki z grupy PFC, może świadczyć np. napis: water-proof albo: non-iron.
Niestety, na razie czytanie metek nie powie nam nic o składzie materiału, z którego uszyto ubranie. Czy wobec tego jesteśmy bezsilni? Wiele zależy od nas samych, od rozsądnego podejścia do problemu, czasem wystarczy stosować się do najprostszych rad, np. w miarę możliwości wybierać materiały naturalne, len czy bawełnę.
Apele ekologów, aby sprawdzać, z jakich materiałów wykonywane są ubrania naszych dzieci, nie muszą wpędzać nas w psychozę. Ich celem jest obudzenie świadomości, że takie zagrożenie istnieje oraz zmobilizowanie społeczeństwa do działania i obrony. I jest to dobry moment, bo właśnie teraz UE przygotowuje reformę przepisów prawnych dotyczących substancji chemicznych (jest ich ok. 30 tys.). Projekt nazwany REACH (z ang. Rejestracja, Ocena i Zatwierdzenie Substancji Chemicznych) nakłada na producentów i importerów obowiązek dostarczania informacji na temat bezpieczeństwa przemysłowych związków chemicznych. W ten sposób substancje te musiałyby być badane pod kątem ich wpływu na środowisko. Producent będzie miał obowiązek podawania składu chemicznego tkaniny ubraniowej i informowania, jakie są właściwości zastosowanych przez niego substancji. Póki co, musimy zdać się na własny rozsądek.

HALINA PIWOWARSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *