Zapomniana legenda częstochowskiego sportu i podziemia – Stanisław Wizner (1893-1942)


Był rodzącą się legendą częstochowskiego sportu, świetnym dowódcą, komandosem, trochę awanturnikiem, a przede wszystkim niezmordowanym patriotą, który zginął z orężem w ręku. W numerze poprzednim wspominaliśmy postać wybitnego częstochowianina Jerzego Muchy. Dziś przyszedł czas, aby nakreślić sylwetkę jego ukochanego wujka, kpt. Stanisława Wiznera.

Na boisku „Częstochowianki”

„Tygrys Ostatniego Grosza” przyszedł na świat 23 kwietnia 1893 r. w dzielnicy Częstochowy, która w tamtym okresie była odrębną wsią. Niedaleko rodzinnego domu znajdował się zakład pracy, gdzie Józef, jego ojciec był mistrzem przędzalniczym w fabryce „Częstochowianki”. Niestety o matce Stanisława Wiznera nie mamy żadnych informacji. Stanisław Wizner swoją przygodę ze sportem zaczyna jako nastolatek. Wybór dyscypliny pada na piłkę nożną. Z czasem zapisuje się również do Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. W sierpniu 1908 r. na życiu Stanisława cieniem położyła się rodzinna tragedia. W niejasnych okolicznościach zostaje zamordowany jego ojciec. Rok później wraz z kolegami Stanisław Wizner zakłada Towarzystwo Futbolowe „Częstochowianka” hojnie wspierane przez francuskich właścicieli fabryki. Zdolny nastolatek szybko zostaje dostrzeżony i to właśnie jego zwinność i zręczność stały za jego „tygrysim” przydomkiem. Jego talent zwraca uwagę m. in. Franka Smalay’a, angielskiego trenera i sprowadzonego przez zarząd „La Czenstochovienne” montera urządzeń włókienniczych i młody zawodnik szybko staje się jego ulubieńcem. Z ważniejszych zwycięstw Klubu należy przytoczyć mecz z lata 1911 r. Było to spotkanie reprezentacji „Częstochowianki” z łódzkim klubem fabryki Pelzer et Fils, zakończone spektakularnym zwycięstwem tej pierwszej. Stanisław Wizner dał się wówczas zauważyć jako doskonały bramkarz, choć na boisku przy innych okazjach miał się też znakomicie sprawdzać jako napastnik.

Niespokojny duch

Nastaje świt niepodległości. Stanisław Wizner w 1915 r. wstępuje w szeregi POW i wraz z towarzyszami wyrusza na żołnierski szlak. 11 listopada 1918 r. brał udział w rozbrajaniu Niemców na terenie Częstochowy. Wstępuje do 5. Pułku piechoty legionowej Wojska Polskiego i później w jego szeregach walczył w wojnie z bolszewikami 1920 r. Tam otrzymał awans do stopnia podporucznika. Rok później ochotniczo zaciągnął się do walki w III Powstaniu Śląskim. Ledwo cichną odgłosy boju nad świeżo wywalczonymi granicami odrodzonej Polski, ale apetyt Stanisława Wiznera na wojaczkę ani trochę nie słabnie i pcha go w świat. Jeszcze w 1921 r. wyjeżdża do Francji, gdzie trafia na nabór do Legii Cudzoziemskiej. Tamtejsza służba trwa kilka lat i wiedzie go do Afryki Północnej i na San Domingo. Później, jak wiemy dzięki wspomnieniom Jerzego Muchy i dociekliwości dr. Juliusza Sętowskiego, osiadł w miejscowości Roubaix, gdzie był zatrudniony jako robotnik.
We Francji spotkał również Anielę Spałek, z którą bierze ślub w październiku 1927 r., a cztery lata później wraca z nią do kraju. W Częstochowie Wiznerowie budzili niemałą sensację wśród okolicznej ludności, gdyż jako jedni z pierwszych w okolicy byli posiadaczami automobilu. W 1934 r. jako polski oficer w stopniu porucznika rezerwy Stanisław Wizner na wypadek mobilizacji otrzymał przydział do IV Dywizji Taborów. Dwa lata później, dzięki prowadzonej kolonizacji ziem wschodnich, Wizner otrzymał majątek Zapole niedaleko Lubomla na Wołyniu. W 1938 r. powraca do Częstochowy i tutaj w przededniu wojny otrzymuje specjalne dyspozycje na wypadek jej wybuchu. Władze wojskowe wydzieliły mu funkcję operacyjnego inspektora terenowego dywersji pozafrontowej wokół węzła częstochowskiego przy Komendzie Podokręgu Związku Strzeleckiego w Częstochowie. Jednocześnie Wizner zostaje awansowany do kapitana rezerwy. W przygotowanie podwalin pod późniejszą konspirację angażuje harcerzy, w tym wspominanego w ostatnim numerze swojego siostrzeńca Jerzego Muchę, aby stworzyć zalążki terenowych struktur obserwacyjno-dywersyjnych. Gromadzi broń i amunicję pozostałą na polach bitewnych września i rozlokowuje ją u rodziny i przyjaciół, m.in. w domu Muchów przy ul. Jasnogórskiej 6.

Walka trwa

W działalność konspiracyjną angażuje się tuż po kapitulacji jesienią 1939 r. Nawiązuje kontakt z dyrektorem Gimnazjum i Liceum im. R. Traugutta, Dominikiem Zbierskim („Góra”), również kapitanem rezerwy. Obaj na spotkaniu z przybyłym z Krakowa synem Kazimierza Kierzkowskiego – majora piechoty WP i założyciela właśnie powstającej Organizacji Orła Białego (OOB), Markiem Kierzkowskim („Marek”) otrzymują wytyczne organizacyjne dotyczące tworzenia nowej formacji konspiracyjnej. „Marek”, późniejszy powstaniec warszawski, podobne instrukcje dostarczył na rowerze także do Łodzi. Kpt. Wizner sam udał się do Krakowa, aby tam w ostatnich dniach września wziąć udział w odprawie podczas której omówiona została struktura i zadania OOB. Kpt. Wizner przyjmuje pseudonim „Huragan” lub „Mielżyński”. Na zebraniu wyznaczono dowódców okreslonych pionów i obszarów, dokonano podziału terytorialnego, a także ustalono strategię dalszych działań przeciwko okupantowi i omówiono aktualną sytuację w różnych regionach kraju. Kpt. Wiznerowi przypadło kierowanie grupą bojowo-dywersyjną, tzw. Rejonowym Zespołem Lotnym „Odwet”. Pierwszym osiągnięciem dowódcy było zorganizowanie tajnego punktu wytwarzania materiałów wybuchowych w fabryce chemicznej na Aniołowie. W październiku tego samego roku wraz z innym działaczem, por. Stanisławem Cabałą (ps. „Sławomir”, „Kruk”), kpt. Wizner zakłada terenową sieć ogniw dywersyjno-sabotażowych na szlakach komunikacyjnych wokół częstochowskiego węzła oraz w niemieckim przemyśle wojennym. „Huragan” od września do końca listopada 1939 r. przeprowadza szereg akcji dywersyjnych i ataków na stacje kolejowe i graniczne posterunki niemieckie w Pajęcznie, Poraju, Herbach, Zagórzu, Krzeszowicach i Krzepicach. Jest to m.in. odwet za śmierć Polaków zamordowanych 4 września („Krwawy Poniedziałek”). Nawiązał on również kontakty z nowo powstałą Słuzbą Zwycięstwu Polski (później ZWZ-AK). Działając dla tamtejszych organizacji, koordynował przerzuty graniczne na Śląsk i Zagłębie. Teren był zabezpieczony jako rejon dywersyjno-przerzutowy, którym zarządzał kpt. Wizner oraz rejon akcji kolejowej (tzw. „R-3”), którym dowodził por. Cabała. W węźle częstochowskim wszystkie akcje kolejowe odbywały się za wiedzą por. „Sławomira”. Warto kiedyś więcej miejsca poświęcić por. Cabale, który z ramienia ZWZ-AK Okręgu Kieleckiego kierował sekcją-kolejowo wojskową w postaci Samodzielnego Batalionu, operującego na linii Sosnowiec-Maczki-Żyrardów-Karsznice. Prawdopodobnie mocne zaangażowanie w ryzykowne prace konspiracyjne pozwalają kpt. Wiznerowi choć na chwilę zapomnieć o kolejnej osobistej tragedii. Jego żona, Aniela zachorowała na raka i przebywała w rodzinnym domu Muchów pod opieką siostry. Zmarła 30 listopada 1939 r. W kwietniu 1940 r. kpt. Wizner wraz z podkomendnymi z dowodzonych przez siebie oddziałów przyłączył się do Polskiego Związku Wolności (PZW). „Huragan” wchodzi w skład Komendy Okręgu Częstochowskiego PZW (kryptonim „Potok”) . W Komendzie został wyznaczony na Oficera uzbrojenia i był odpowiedzialny za pion wojskowy (w tym gromadzenie broni i amunicji). Stał też na czele tutejszego Związku Odwetu (ZO). To z inicjatywy kpt. Wiznera zostały powołane do życia struktury terenowe PZW w Radomsku, Mstowie, Rędzinach, Mariance Rędzińskiej, Janowie i Złotym Potoku. Wkrótce też został mianowany oficerem do zadań specjalnych podległym bezpośrednio Józefowi Gaczkowskiemu („Mirek”), Komendantowi Okręgu Częstochowskiego PZW.

Feralny dzień

Głównym środkiem komunikacji pomiędzy punktami kontaktowymi organizacj, a zarazem środkiem transportu kpt. Wiznera był rower, na którym ten przemierzał często wiele kilometrów dziennie. Długo udawało mu się w ten sposób mylić Niemców, którzy widząc niepozornego cyklistę, nie domyślali się że mają przed sobą jednego z najważniejszych ludzi lokalnej konspiracji. Kpt. Wizner często przebywał w Rędzinach, gdzie był dobrze przyjmowany, a także odbywał spotkania z innymi członkami podziemia. 28 marca 1942 r. „Huragan” przemierzał na rowerze drogę powrotną z Rędzin, gdzie był na inspekcji oddziałów, a także by zdobyć mąkę dla swoich podkomendnych od lokalnego młynarza nazwiskiem Nowak. Nie mógł on wiedzieć, że właśnie trwa obława spowodowana strzelaniną i śmiercią niemieckiego oficera na Rynku Wieluńskim podczas dekonspiracji jednego z lokali należącego do którejś z podziemnych organizacji. Autor artykułu przypuszcza, że może tutaj chodzić o rozbicie przez Niemców grupy działaczy NOW, której odprawa miała miejsce w dniu 15 marca 1942 r. przy Rynku Wieluńskim 42, jednak w tym przypadku nie zgadzałaby się data. Wszystkie drogi wiodące do Częstochowy były zablokowane i patrolowane. Jeszcze w Rędzinach kpt. Wiznera zatrzymują trzej niemieccy żandarmi, przybyli z posterunku w Chorzenicach. Jednak zamiast się poddać, „Huragan” sięga po pistolet i po chwili trzyma już Niemców na muszce. Zostają rozbrojeni, lecz korzystając z chwili jego nieuwagi, dwóch z nich rzuca się do ucieczki. Chcąc ich zatrzymać sięga po karabin któregoś, jednak na śliskim, zmarzniętym błocie traci równowagę i upada na ziemię. Trzeci z żandarmów rzuca się na Wiznera i stara się go obezwładnić. Podczas szamotaniny kpt. Wizner bezskutecznie próbuje zdetonować granat, który ma przy sobie. W tym czasie przybiega z powrotem na pomoc dwóch pozostałych i strzelając w głowę „Huraganowi” kończą jego ziemską służbę. Tak dokładną relację zawdzięczamy pewnemu świadkowi, który z ukrycia obserwował ową dramatyczną scenę. Według wspomnień ś.p. Jerzego Muchy, którymi z autorem podzielił się pan Ryszard Radkowski, kpt. Stanisław Wizner już od pewnego czasu był pod obserwacją konfidentów gestapo i jego zatrzymanie było kwestią czasu. Pewne poszlaki wskazywały, że „ogon” niemieckiego aparatu terroru ciągnął się za „Huraganem” już od 1940 r. Miał wtedy któregoś dnia przebywać w okolicy Złotego Potoku, gdzie znajdowała się jedna z jego baz wypadowych. Konfidenta dosięgła zemsta podziemia i osoba ta została zasztyletowana. Kim był wykonawca wyroku? Tą tajemnicę obłożoną przysięgą jej dożywotniego dochowania Jerzy Mucha, ukochany siostrzeniec kpt. Wiznera zabrał ze sobą do grobu. „Tygrys Ostatniego Grosza” staraniem mieszkańców spoczął na okolicznym cmentarzu przy kościele św. Otylii. Czy zginął przedwcześnie? Na pewno, bo gdyby przeżył jego spuścizna mogłaby być jeszcze cenniejsza i intensywniej oddziaływałaby na powojenną młodzież. Był jednak bezkompromisowym wojownikiem, czy to na placu sportowej rywalizacji, polu bitwy o wolność Ojczyzny, czy działając przeciwko okupantowi w cieniu konspiracji, a takim ludziom czasem pisany jest krótki żywot. Zginął więc tak jak żył. Bohatersko.

Fot. Archiwum Gazety

MICHAŁ KULIG

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *