Siekierezada II


Szanowni Czytelnicy! Wracając do naszych trosk o zieleń naszego miasta należało dla ścisłości zajrzeć najpierw na plac I. Daszyńskiego i dalej, idąc spacerkiem, do drzew wegetujących z uporem ku ozdobie naszej najznakomitszej, bo reprezentacyjnej Alei NMP.

Szanowni Czytelnicy! Wracając do naszych trosk o zieleń naszego miasta należało dla ścisłości zajrzeć najpierw na plac I. Daszyńskiego i dalej, idąc spacerkiem, do drzew wegetujących z uporem ku ozdobie naszej najznakomitszej, bo reprezentacyjnej Alei NMP.
Jeszcze niedawno na placu I. Daszyńskiego dane mi było podziwiać, bujnie rozrosłe na prochach naszych przodków, korony 9 młodych lip. Dziś stoją nazbyt mocno podkrzesane ze zwisających niemal do ziemi gałęziami i cieszy nas fakt, że prawie wszystkie rany na pniach zostały opatrzone maścią ogrodniczą. Wnioskując, po jasno szarym zabarwieniu użytego preparatu, mógł to być FUNABEN-3. Łaciński trzon w nazwie tego lekarstwa, wskazuje na to, że chroni drzewo przed grzybami, co też sprzyja szybkiemu zabliźnianiu się ran.
Dobry nastrój z prawidłowej pielęgnacji ran, naruszył mi przechodzący gajowy lasów państwowych, twierdząc, że najodpowiedniejszą porą roku do cięć pielęgnacyjnych drzew liściastych, z wyjątkiem topoli, brzozy i klonu jest przedwiośnie oraz wczesna wiosna, nigdy pełnia pory letniej. (Jak kto nie wierzy, to niech zerknie do podręcznika szkolnego z dendrologii lub fizjologii roślin).
Opuszczam plac i mam okazję podziwiać zręczność ekip “pilarzy”, wycinających w I i II Alei zamarłe od suszy i ataku grzybów prymitywnych, fragmenty konarów bądź gałęzi. Ten klasyczny zabieg fotosanitarny daje drzewu ozdrowieńczą siłę, pod warunkiem, że otwartą ranę po odcięciu chorej części natychmiast opatrzymy maścią lub jak dawniej mawiano smołą ogrodniczą. W I Alei daje się zauważyć, że w lipowym młodziku majsterkował jakiś pielęgniarz – naturszczyk, wycinając, uznaniowo, po gałązce tu i ówdzie. Nie ma widocznych oznak, aby rany doznały dobrodziejstwa jakiegoś leku.
Wypada mi prosić, miłościwie urzędującego nam powiedzmy ogrodnika, w domyśle miejskiego, aby odnowił zmurszałe i kazał poluzować każde z trójpunktowych powiązań pni z kołkami ochronnymi. Obecny ich stan działa niczym opaska uciskowa i krępuje swobodny przepływ odżywczego soku komórkowego, do podkorowej miazgi twórczej. Wyjdźmy nie mówiącym lipom na przeciw ich żywotnym potrzebom.
Bywa i tak, że kiedy spacerujemy alejami, dosięga nas zasiedziałych częstochowian wspomnienie, jak ongiś nawierzchnia środka tej arterii, złociła się i jaśniała rodzimym jurajskim kamieniem. Niestety tak utwardzona do spacerów droga, szkodziła szpilkom (takim pantoflom damskim). W zamian zafundowano nam patelnie z asfaltu, w kolorze brudnej ściery, a drzewom przyduchę tlenową w sferze korzeniowej. I to by było na tyle, jak kochać przyrodę ożywioną naszego miasta.

SYLWESTER RAKOWSKI

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *