Nie Wyklęci, a Niezłomni


Żołnierze Wyklęci to nie
byli, jak mówi i mówiła,
postprlowska propaganda,
bandyci, zdrajcy, mordercy
czy ludzie nie zgadzający na
tzw. „legalną władzę”. To
bohaterowie, którzy rzucili
wyzwanie komunistycznemu
aparatowi władzy narzucanej
wbrew woli Polaków przez
Armię Czerwoną. Po wojnie z
niemieckim najeźdźcą i
okupantem toczyli bój z
kolejnym, dokonując
bohaterskich czynów.

Jednym z najgłośniejszych wyzwoleńczych ataków było uwolnienie
więźniów z obozu NKWD w podwarszawskim Rembertowie 21 maja 1945
r. Przetrzymywani byli tam członkowie Polskiego Państwa
Podziemnego, Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich czy
Narodowych Sił Zbrojnych. Rozkaz o przeprowadzeniu akcji wydał
dowódca Obwodu Mińsko-Mazowieckiego Armii Krajowej, kpt.
Walenty Suda „Młot”. Manewr wykonały Oddział Partyzancki pod
komendą ppor. Edwarda Wasilewskiego „Wichury” oraz grupa
dywersyjna IV Ośrodka ppor. Edmunda Świderskiego „Wichra”.
Skorzystało na tym blisko tysiąc więźniów, którzy uciekli. Stu
z nich niestety ponownie pojmano. Byli bici i torturowani, a
wielu straciło nawet życie.

Walka ze Związkiem Sowieckim zakładana była wcześniej. Już w
kwietniu 1944 r. powstała organizacja Niepodległość pod
kryptonimem „Nie”, pod dowództwem gen. Augusta Emila Fieldorfa-
Nila. Została następnie przekształcona w Delegaturę Sił na
Kraj. Od września 1945 r. natomiast ideę tych organizacji
przejęła formacja Wolność i Niezawisłość. Dowódca IV,
ostatniego Zarządu Głównego WIN-u, ppłk Łukasz Ciepliński
„Pług” (pośmiertnie awansowany na płk.), zginął 1 marca 1951 r.
w warszawskim więzieniu UB na Mokotowie. Z tego powodu święto
Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych ustanowiono właśnie
na dzień 1 marca. W liście do swojego syna, Andrzeja, pisał:
„Ból spędza sen z oczu, mózg szarpie i siły, czy nie spełnione
powstaną mogiły, czy drogiej idei dni wstaną mocarne, czy nasze
ofiary nie pójdą na marne”. Do tych słów odwołuje się znany
polski raper, Tadek Polkowski w utworze „Wolność i
Niezawisłość”. Ten wybitny muzyk obrał sobie misję
przypominania o zasługach dla naszej ojczyzny „Żołnierzy
Niezłomnych” poprzez uprawianie polskiego hip-hopu.

Wśród „Niezłomnych” znalazły się także postaci związane mocno z
naszym miastem, jak np. kpt. Stanisław Sojczyński „Warszyc”
(pośmiertnie awansowany na gen. brygady). Urodził się w
podradomszczańskiej miejscowości Rzejowice, lecz karierę
nauczyciela oraz żołnierza rozpoczął i kontynuował w
Częstochowie. Tam ukończył Państwowe Seminarium Nauczycielskie.
W tym też mieście w 1932 r. odbywał służbę wojskową w 27 pp.,
kończąc w nim Dywizyjny Kurs Podchorążych Rezerwy Piechoty przy
7 Dywizji Piechoty. W 1936 r., w stopniu podporucznika,
przeniesiony został do rezerwy. Jeszcze wcześniej, w 1934 r., w
Borze Zajacińskim (okolice Częstochowy) rozpoczął pracę
nauczyciela języka polskiego w tamtejszej szkole powszechnej.
Był również członkiem Związku Nauczycielstwa Polskiego oraz
Związku Strzeleckiego.

W czasie kampanii wrześniowej, w stopniu podporucznika, był
żołnierzem grupy „Kowel”, którą dowodził płk Leon Koc. Toczyła
ona walki w okolicach Hrubieszowa. Po rozbrojeniu przez Armię
Czerwoną koło Janowa Lubelskiego pod koniec września 1939
starał się przedostać do Warszawy, aby wspomóc jej obronę,
niestety ta sztuka mu się nie udała. Następnie rozpoczął
działalność konspiracyjną. W 1942 r. objął stanowisko zastępcy
komendanta radomszczańskiego Obwodu Armii Krajowej, a
jednocześnie – szefa miejscowego Kedywu. W czasie okupacji
niemieckiej, swoimi zdolnościami bojowymi i przywódczymi
wykazał się podczas akcji w nocy z 7 na 8 sierpnia 1943 r.
Wówczas po krótkiej, około 20-minutowej, szarży, z więzienia w
Radomsku, wyzwolono około 50 osób, z czego 12 członków bądź
współpracowników AK. Atak był na tak dobrze przygotowana, że
zupełnie zaskoczona i zdezorientowana była ochrona więzienia,
która szybko wycofała się z walki. Potem „Warszyc” objął
dowództwo nad I batalionem 27 pp. pod nazwą „Ryś”, wchodzącym w
struktury częstochowskiego inspektoratu AK.

Po zagarnięciu przez Związek Sowiecki ziem polskich Stanisław
Sojczyński, będący kpt. od 1 stycznia 1945 r., nie zrezygnował
ze swojej działalności konspiracyjnej. Co więcej, tak jak
wszyscy „Niezłomni”, miał jeszcze większą motywację do walki o
swój kraj z nowym zaborcą. Nie zdemobilizowała go nawet wieść o
rozwiązaniu Armii Krajowej. W oparciu o jednostkę, którą
dawniej dowodził, tj. I batalion 27 pp. utworzył organizację
„Manewr” (potem Walka z Bezprawiem). Z każdym miesiącem
zwiększała się liczba batalionów w tej organizacji. Jej
ostatecznej nazwy „Konspiracyjne Wojsko Polskie” użyto po raz
pierwszy 12 września 1945, chociaż oficjalnie przyjęto ją
dopiero 8 stycznia kolejnego roku. KWP było najliczniejszą
polską organizacją po II wojnie światowej (6000 – 10 000
członków). Do jej narodzin doszło w Radomsku, jednakże, ze
względu na rozbudowanie struktur, w marcu 1946 r. jej sztab
przeniesiony został do Częstochowy. Stąd też Sojczyński
dowodził KWP. Dokonywano wielu bohaterskich w okolicach
Częstochowy, m.in. w Janowie, gdzie oddział pod kryptonimem
„Błyskawica”, należący do KWP, dowodzony przez Antoniego
Pabiniaka, stoczył potyczkę z grupą operacyjną UB i WP. W
wyniku walk grupie Pabiniaka, życie straciło dwóch rannych, a
pięciu trafiło do więzień.

Najsłynniejszym wyczynem KWP było uderzenie na więzienie
Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Radomsku w nocy
z 19 na 20 kwietnia. Na czele oddziału partyzanckiego,
liczącego 167 konspiratorów, stanął por. Jan Rogulka „Grot”. W
czasie akcji udało się zająć miejscowe więzienie, z którego
uwolniono 57 aresztowanych. Niestety, nie zrealizowano planu
całkowitego przejęcia budynku PUBP, a także nie zlikwidowano
wszystkich członków komunistycznej Polskiej Partii Robotniczej,
będących na liście KWP. W trakcie odwrotu, zarządzonego przez
Rogulkę po dwugodzinnej akcji, partyzanci rozbili trzykrotnie
większy oddział Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Nie obyło
się niestety bez ofiar – zabito 16 żołnierzy KWP, w tym 5
oficerów.

Po ataku na radomszczańskie więzienie Stanisława Sojczyńskiego
uznano za wroga numer jeden władzy ludowej. „Warszyca”
funkcjonariusze UB pojmali 27 czerwca 1946 r. przy ul.
Wręczyckiej 11 w Częstochowie. Dom, w którym ukrywał się nasz
bohater, bezpiece wskazał współpracownik kapitana Henryk
Brzóska, który zdradził organizację. Oprócz Sojczyńskiego
aresztowano też jego sekretarkę, Halinę Pikulską. Na „Warszycu”
się nie skończyło. W następnym dniu funkcjonariusze UB
aresztowali por. Ksawerego Błasiaka „Alberta”, adiutanta
Sojczyńskiego, zaś potem szefa wywiadu KWP, Stanisława
Żelanowskiego „Nałęcza”. Urząd Bezpieczeństwa chwytając
najbliższych współpracowników „Warszyca”, przejęli dokumenty
tajnej organizacji, w wyniku których byli już na tropie
komendantów obwodów w Lodzi, Częstochowie, Łasku i Sieradzu.
Pozwoliło to również rozbić niemal doszczętnie całe KWP.

Proces kpt. Stanisława Sojczyńskiego i jego ośmiu podwładnych
trwał od 9 do 17 grudnia 1946. Przeprowadził go Wojskowy Sąd
Rejonowy w Łodzi. Rozprawie przewodniczył sędzia płk Bronisław
Ochnio. Wśród oskarżycieli był m.in. prokurator mjr Czesław
Łapiński, który, jako oskarżyciel, uczestniczył również w
procesie rtm. Witolda Pileckiego. Na całą dziewiątkę
oskarżonych nadano wyrok kary śmierci. Sojczyńskiego i jego
pięciu podwładnych rozstrzelano 19 lutego 1946 r. W
Częstochowie długo wyczekiwaliśmy na godne upamiętnienie gen.
Sojczyńskiego. W końcu znaleźli się darczyńcy, którzy
ufundowali obelisk poświęcony postaci „Warszyca”, jak również
żołnierzom Konspiracyjnego Wojska Polskiego. Uroczyste
odsłonięcie nastąpiło 18 maja 2013 r. Obelisk stanął przy
skrzyżowaniu ulic św. Rocha i Wręczyckiej.

Gen. Stanisław Sojczyński to nie jedyna wybitna postać, która
stawiła czoła komunistycznemu okupantowi. Byli także wspomniany
już wcześniej rtm. Witold Pilecki, mjr Zygmunt Szendzielorz
„Łupaszka” (dowódca 5 Wileńskiej Brygady AK), ppor. Anatol
Radziwonik „Olech” (dowódca obwodów Armii Krajowej Szczuczyn i
Lida), mjr Marian Bernaciak „Orlik” (dowódca jednego z
oddziałów WiN na Lubelszczyźnie), mjr Hieronim Dekutowski
„Zapora” (komendant oddziału WiN na Lubelszczyźnie), por.
Franciszek Jaskulski „Zagończyk”, kpt. Henryk Flame „Bartek”,
czy Józef Kuraś „Ogień”(dowódca oddziałów antykomunistycznych
na Podhalu). Ten ostatni napisał list do ówczesnego prezydenta
PRL, Bolesława Bieruta, jako wyraz otwartego rzucenia rękawic w
stronę komunistycznego systemu. Pisał w nim: „Oddział
Partyzancki «Błyskawica» walczy o Wolną, Niepodległą i
prawdziwie demokratyczną Polskę. Walczyć będziemy tak o granice
wschodnie jak i zachodnie. Nie uznajemy ingerencji ZSRR w
sprawy wewnętrzne polityki państwa polskiego. Komunizm, który
pragnie opanować Polskę, musi zostać zniszczony”. Niemal każdy
z nich został bestialsko zamordowany. Jedynie „Ogień”
zastrzelił sam siebie, otoczony przez wroga, po czym skatowany
zginął od zadanych ran. Popularną metodą zabijania była wtedy
tzw. „metoda katyńska”, czyli strzał w tył głowy. W ten sposób
zginęli „Łupaszka”, czy rtm. Pilecki. Podobny sposób
zastosowano wobec Danuty Siedzikówny „Inki”, młodej
sanitariuszki AK, wiernej podopiecznej mjr. Szendzielarza,
która została stracona na sześć dni przed ukończeniem 18 roku
życia! Mordowano też innymi taktykami, np. gen. Augusta Emila
Fieldorfa-Nila powieszono, aby go upokorzyć.

Prześladowań nasi bohaterowie nie unikają do dziś, nawet po ich
śmierci. Zarzuca im się antysemityzm, czy współpracę z
nazistami, jak to określiła ostatnio dziennik prokremlowski
„Rossijskaja Gazieta”. Dyrektorem Federalnej Agencji
Archiwalnej, prof. Andriej Artizow na łamach tej gazety
stwierdził, że Armia Krajowa miała na sumieniu około 700 osób.
Polskie organizacje podziemne, niepodległościowe były
formacjami masowymi. Zdarzali się z pewnością ludzie
niezrównoważeni, którzy zabijali osoby pochodzenia żydowskiego.
To były jednak pojedyncze przypadki, co potwierdza nawet
wybitny historyk o poglądach narodowych, Leszek Żebrowski,
wielki obrońca prawdy odnośnie Narodowych Sił Zbrojnych.
Jednakże też zapomina się o tym, że większość Żydów ginęło nie
z powodu swojej tożsamości, a dlatego, że współpracowali z
aparatem komunistycznym.

Wielu Żołnierzy Wyklętych nie ma swoich grobów. Nie wiadomo też
gdzie zostali pochowani. Ciała żołnierzy po eksterminacji
wrzucano na bryczkę i wywożono do tajnych miejsc. Zrzucano ich
potem wykopywanych dołów i zakopywano bez zatartych śladów.
Robiono tak m.in. na „Łączce” warszawskich Powązek. Na
szczęście, dwa lata temu, pod nadzorem Instytutu Pamięci
Narodowej zaczęły się już tam prace ekshumacyjne, mające
doprowadzić do ciał naszych wzorów do naśladowania. Część z
nich już zidentyfikowano, niedawno ciało Danuty Siedzikówny
„Inki”. Prace wciąż trwają.
Przed śmiercią Niezłomni mówili: „Polska się jeszcze o nas
upomni”. Powiem więcej: Już się upomina! Może nie całości, ale
z pewnością w znacznym stopniu. Świadczą o tym ekshumacyjne
prace IPN-u oraz udział Polaków w uroczystościach związanych z
Żołnierzami Niezłomnymi, bo tak trzeba tytułować naszych
Bohaterów. Ku Waszej Pamięci Żołnierze Wyklęci!

NORBERT GIŻYŃSKI

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *