W Częstochowie wystąpił raper – Tadek Firma Solo


Koncert artysty – Tadeusza “Tadka” Polkowskiego , 9 marca br., w Miejskim Domu Kultury, podsumował Pierwszy Przegląd Filmów Dokumentalnych Niepoprawnie Prawdziwych pod hasłem „Niezłomni i Błogosławieni – wierni po kres”, dedykowany bł. Janowi Pawłowi II. Patronat nad przedsięwzięciem objęli JE Arcybiskup Wacław Depo, Metropolita Częstochowski i poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej Szymon Giżyński.

Hiphopowego koncertu, poświęconego polskiej historii i z patriotycznym przesłaniem wysłuchało ponad czterysta osób. Wzruszającym finałowym akcentem był wspólny okrzyk: „Cześć i chwała Bohaterom”, z inspiracji Tadeusza „Tadka” Polkowskiego. Po występie artysta udzielił nam wywiadu.

Pana młodzieńczy bunt…
– …delikatnie to nazywając, proszę podkreślić.

… zaowocował postawą głębokiego patriotyzmu. Czy był to efekt dłuższego procesu dojrzewania, czy też stało się coś nieoczekiwanego, co wywołało nagle tę przemianę?
– Proces dojrzewania, który nas wszystkich dotyczy, na pewno i mnie nie ominął. Wpływ na przemyślenia miało również założenie rodziny, a za resztę odpowiada polska historia i to, jaki ona czar potrafi rzucić na człowieka. Jeśli mnie potrafiła zaczarować i obrócić o 180 stopni, to i na innych potrafi mieć taki wpływ. Ale był też impuls – notka w Internecie, że ponad połowa Polaków w ciągu roku nie bierze do rąk ani jednej książki. Właściwie i ja jestem w tej grupie. Mógłbym naciągać prawdę i twierdzić, że dużo czytam, ale – przyznaję – czasem z trudem przychodzi mi przeczytanie książki od deski do deski. Gdy jednak zasmakowałem w czytaniu, było to o polskiej historii.

Podczas występu wspominał Pan największych polskich wieszczów. Które książki i jacy polscy pisarze mieli największy wpływ na rozwój Pana zainteresowania historią i obecną postawę. Sienkiewicz?
– We wcześniejszych latach może tak, bo w domu rodzinnym i przez całe życie nasiąka się różnymi wartościami, co może mieć różny wydźwięk i różną siłę ciążenia. Zacząłem po prostu czytać proste, popularno-naukowe książki o polskiej historii. Jedną z pierwszych był zbiór felietonów na przeróżne tematy, a chwilę później czytałem już biografię rotmistrza Pileckiego. Był to dużych rozmiarów gwóźdź wbijający się w psychikę.

Pana postawa patriotyczna budzi optymizm. Młody człowiek z tak silną dawką uczucia mówiący o ojczyźnie, potrzebie zachowania polskiej tożsamości…
– …z drugiej strony mówię też o negatywach, o rzeczach przykrych. Nie jest to taki hura wybuch optymizmu.

A jednak stał się Pan idolem dla młodego pokolenia, dla młodych narodowców. W pewien sposób kształtuje Pan ich postawy. Czy czuje Pan odpowiedzialność za to, co im przekazuje, za ukształtowane pod Pana wpływem ich poglądy?
– Nie będąc już szesnastolatkiem, odczuwam już odpowiedzialność nie tylko za to, co przekazuję w formie hip-hopu. Nawiązując do słowa idol, szczerze mówiąc nie wydaje mi się, bym był jakimś czyimś idolem, choć miło, że to pani tak nazwała. To, co staram się robić w tym momencie, czując, że jest ma to oddźwięk, że wpływa na ludzi, ma wyższy cel. Chcę zaszczepiać i formułować jako idoli ludzi, o których mówię czy rapuję. O to tak naprawdę chodzi. Ważne jest to, by czyimś idolem był Pilecki, by młody chłopak, dziewczyna poznali tę postać, zastanowili się nad jego postawą. I jeśli będą chcieli być tacy jak Pilecki, oczywiście w przełożeniu na dzisiejsze czasy, jeśli przesłanie dotrze to większej ilości ludzi i większość chciałaby naśladować Pileckiego, to los naszego kraju mógłby się odmienić całkowicie. Przecież o losach narodów, krajów często decydują zdeterminowane mniejszości. Takiej zdeterminowanej mniejszości, która miałaby także środki do działania jeszcze w naszym kraju brakuje. Jest to jakaś utopijna wizja, ale mając taki potencjał, bylibyśmy siłą nie do zatrzymania, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Prowadzi Pan kampanię patriotyczną od 2011 roku, włączył się Pan w akcję „Ratujmy Rota”, teraz „Akcja Burza”. Czy widzi Pan już znaczące tego efekty?
– Prowadzimy też „Rodacy Bohaterom”, Stowarzyszenie pod moim naporem wywalczono zgodę na zbiórkę publiczną już nie tylko na pomoc kombatantom na Kresach, ale w ogóle Polakom na Kresach, kombatantom w kraju i na wszelkie formy upamiętniania naszej historii, od pomników po murale. Inicjatyw jest dużo. Jeśliby nie było odzewu, to szczerze mówiąc, nie wiem jak bym działał. Ale widząc wspaniałą reakcję, choć nie przypisywałbym sobie tu szczególnych zasług, kontynuuję pracę. Z maili, wiadomości na facebooku mógłbym wydrukować książkę o objętości biblii z różnymi świadectwami ludzi, ich zmian w wyniku moich działań. Po koncercie zakładane są stowarzyszania, fundacje, kluby historyczne, ludzie zaczynają działalność charytatywną, edukacyjną, zapraszają takie postaci jak profesor Szwagrzyk, emitują filmy patriotyczne. Tworzą się grupy ludzi, którzy prawdziwie realizują założenia społeczeństwa obywatelskiego, czyli ludzi którzy sami dbają o interes swojego kraju, nie tak jak ci, którzy widząc, że sąsiad zaparkował jednym kołem na zakazie, straszą i dzwonią na policję, tylko tacy, którzy chcą coś dobrego zrobić dla swojego kraju i narodu. Dla mnie osobiście jest bardzo miłe, gdy dowiaduję się, że profesor Szwagrzyk jedzie z moją płytą na ekshumację, gdy dostaję zdjęcia opraw kibicowskich, gdzie są cytaty z moich kawałków, gdy dostaję maila, w którym gość pisze: „Wyjechałem trzy miesiące temu z Polski do Anglii. Powiedziałam, że Polska to gówno, że wstydzę się tego, że jestem Polakiem. Dziś wstydzę się tego, że to powiedziałem.” Jeśli taka zmiana następuje w ludziach, to jest to plus. To są rzeczy, których bym się nie spodziewał. Po pierwszych singlach docierało do mnie, że nauczyciele, osoby po wyższych studiach z historii dopiero teraz dowiadują się, kto to jest Pilecki, a to powinno wiedzieć nawet dziecko.
Tego dowiadują się z przekazu Pana piosenek.
– Muzyka może być impulsem. Staram się dodawać jak najwięcej motywacyjnych impulsów: że nie wystarczy sobie kupić koszulkę z orzełkiem i Łupaczkę wkleić na zdjęcie w tle facebooku, aczkolwiek to też jest ważne; że się nie wstydzimy swojej ojczyzny, historii; że jesteśmy dumni z naszych bohaterów. W Niemczech przedsiębiorca zainicjował akcję „Jestem Niemcem” i na nią z budżetu od prywatnych firm wyasygnowano 35 milionów euro. Oni wiedzą, że gdy człowiek jest dumy z tego kim jest, z tego gdzie mieszka, gdy związany jest ze swoim państwem, narodem, będzie mu dobrze służył. A u nas mamy sytuację odwrotną. Rząd odpycha Polskę, chce ukrywać bohaterów, historię, blokuje najważniejsze gałęzie przemysłu, jak budownictwo. Nasz kraj jest prawie na ostatnim miejscu na świecie, jeśli chodzi o otrzymanie pozwolenia na budowę. To kuriozum.

Prowadzi pan lekcje historii w szkołach. Jak często i w jakich?
– W przeróżnych, w całym kraju, w cyklu dwa razy w miesiącu. W lutym byliśmy na warsztatach w Elblągu, mieliśmy też zajęcia w Szkole Społecznej w Krakowie.

Wystarczy wysłać zaproszenie?
– Jeśliby miałyby być to zajęcia w Szczecinie, to wolałbym uzgodnić termin z wyprzedzeniem niż dostać esemesa z zaproszeniem. Są to też koszty dojazdu. Ale staramy się temat podejmować podczas koncertów, nawet z orkiestrą symfoniczną czy chórem, które ostatnio zdarza się nam realizować. Jeśli robimy to w Krakowie, to nie generuje to żadnych kosztów.

Czy ze swoim nurtem w świecie show biznesu czujecie się osamotnieni?
– Sadzę, że hip-hop może się czuć osamotniony. Ja nie jestem tak popularny. Mam kolegów, którzy mają prawie sześćset tysięcy kliknięć na profilu od fanów. Doda ma około stu tysięcy, choć w jej przypadku mamy do czynienia z na siłę pompowaną promocją gwiazdy. Chłopaki mają ponad pół miliona, a nigdy nie widziałem z nimi wywiadów w telewizji, nie słychać ich kawałków w radiu. Hip-hop wyraża wiele symboli. To niezależny krzyk pokolenia. Płyty moich kolegów osiągają status złotych tuż po premierze, a tak zwanych gwiazd sprzedają się w ilości dwóch tysięcy. Ta niewygodna prawda rozeszła się po Polsce. Płyty hip-hopowców sprzedawane są na ogół po koncertach i, trzeba tu podkreślić, że bardzo często fundusze zebrane po występach są przeznaczane na pomoc dla kombatantów czy Polaków na Kresach.

Pana działalność charytatywna jest patriotycznym przykładem.
– Pomoc powinna wyglądać inaczej. Kombatantów prawie już nie ma, jakim wysiłkiem dla budżetu państwa byłoby dać im darmowy przejazd pociągiem. Żadnym.

Skąd Pan bierze siły do tej działalności?
– Są różne aspekty. Jest to moja praca zawodowa. Oczywiście mógłbym robić coś innego, mniej się angażować, ale nagrywanie kawałków i koncerty, to mniejsza część tego, co robię na co dzień. Niektórzy może myślą, że jestem zmanierowanym gwiazdorem, który nie odpisuje na maile, bo mu się nie chce; przyjeżdża, bierze kasę za koncerty i spada. A tak naprawdę nie mam nawet menadżera. Napęd do działania dają mi ludzie, ich reakcje po koncertach, spontaniczność. Jeśli się widzi takie efekty, że gdzieś powstaje pomnik, bo komuś o tym natłukłem na koncercie, albo w miejscu gdzie nagrywam koncert na busa nie da się załadować zebranych darów dla kombatantów na Kresach, bo jest ich tak wiele; jeśli po koncercie podchodzą do mnie „chłopaki” z wpiętymi w klapie Krzyżem Virtuti Militari, którzy siedzieli za komuny z karami śmierci i oni przybijają mi piątki; gdy podchodzi do mnie syn Adama Lazarowicza, zastępcy prezesa IV Zarządu Głównego WiN ppłk. Łukasza Cieplińskiego, to są momenty które dają wielką satysfakcję, pomijając wymiar chęci robienia czegoś dobrego.

Jaki według Pana powinien być współczesny patriotyzm?
– Odzywają się głosy, że dzisiaj być patriotą to pracować i płacić podatki. Wydaje mi się, że pod okupacją niemiecką wymagano tego samego, czy obecnie w Korei Północnej. Nie jest to pełny patriotyzm. Patriota powinien interesować się tym, co się dzieje z jego krajem, oczywiście pracować i płacić podatki, ale też czynnie działać dla ojczyzny, a w sytuacji, kiedy władza centralna nie dba o pamięć o polskich bohaterach, cedując to na organizacje, to powinien włączać się w tego rodzaju działalność.

Czy promocję Żołnierzy Wyklętych potraktował Pan jako swoją misję?
– Nie był to założony z góry plan. Często nawet polemizuję z ludźmi, którzy twierdzą, że tylko Żołnierze Wyklęci najbardziej zasługują na to, by ich upamiętniać. Pytam wówczas, czy bohaterowie wojny polsko-bolszewickiej, czy ci którzy zginęli przed ‘44 rokiem w mniejszym stopniu zasługują na pamięć? Takich ludzi jest tysiące i tysiące. Bitwa Warszawska, jedna z największych zwycięskich bitew Polaków nie ma pomnika w Warszawie. A przecież, do cholery, wówczas uratowaliśmy resztę świata przed nawałą bolszewicka, a nie tylko własną niepodległość. Obecny wybuch zainteresowania polską historią zawdzięczamy Żołnierzom Wyklętym. Wpływ na to ma zapewne wymiar ich losów. Gdyby ich historia była wstydliwa, nudna, straszna i nieprzyjemna, byłaby kartami hańby i wstydu, to byłoby inaczej. A ponieważ było zupełnie odwrotnie, ponieważ Żołnierze Wyklęci pokazali swoją niezłomność, patriotyzm, oddanie ojczyźnie, i ich dzieje zostały ukryte, zagrzebane, to dlatego ich losy stają się bardziej atrakcyjne, zwłaszcza dla młodych. Przecież był to okres po wojnie, ale walka jeszcze trwała. 200 tysięcy ludzi, partyzantka, zbrojne podziemnie.

Który z tych bohaterów jest dla Pana największą postacią pomnikową?
– Pomnikową, w jego przypadku jest złym słowem, bo jest nim Pilecki, człowiek bardzo skromny. Postać wybitna, nietuzinkowa, wyróżniająca się na wszelakich płaszczyznach, począwszy od życia osobistego, twórczego, zdolności przywódczych, wojskowych, po wyjątkowość jako człowiek, niesamowite bohaterstwo, odwagę, niezłomność.

Dziękuję za rozmowę.

zdjęcie: Tadeusz Polkowski (z prawej) z dziennikarzem Gazety Częstochowskiej – Norbertem Giżyńskim.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *