Nie grać, a być postacią


Andrzej Iwiński urodził się w Łodzi, aktorski egzamin eksternistyczny zdał w 1963r. w Warszawie. Od roku 1993 związany jest na stałe z częstochowskim Teatrem im. Adama Mickiewicza. Ważniejsze role w ostatnich latach w Częstochowie: Felicjan Dulski w “Moralności pani Dulskiej”, w reż. I. Gogolewskiego, Inspektor Porterhause w “Mayday”, w reż. W. Pokory, Kapelan w “Damach i huzarach” w reż. M. Perepeczki, Lapkin-Tiapkin w “Rewizorze”, w reż. M. Mokrowieckiego, Jankiel w “Panu Tadeuszu” i Żyd w “Weselu”, w insc. A. Hanuszkiewicza, Krapp w “Ostatniej taśmie”, w reż. A. Libery, Wujek George w “Szczęściarzu”, w reż. J. Bończaka, Major Metcalf w “Pułapce na myszy”, w reż. J. Bratkowskiego, Kola Brynion w “Lękach porannych”, w reż. B. Michalika.
Rozmawiamy z Andrzejem Iwińskim, jednym z najbardziej lubianych przez częstochowską publiczność aktorów. W tym roku znakomity artysta świętował 45-lecie pracy na scenie.

Od 1993 roku jest Pan na stałe w częstochowskim zespole teatralnym, zdobył Pan uznanie i sympatię publiczności. Gdzie miały miejsce wcześniejsze występy?
– Zanim zapuściłem korzenie w Częstochowie byłem aktorem Teatru Narodowego w Zabrzu, Teatru im. Słowackiego w Krakowie, Teatru im. Norwida w Jeleniej Górze, Teatru Powszechnego w Radomiu. Z częstochowską sceną jestem związany, z krótką przerwą, od czasów dyrektora Henryka Talara.
W przypadku aktorów zawód często jest jednocześnie pasją. U Pana podobnie?
– Dokładnie tak. Czasem psioczę i wymyślam na to, czym się zajmuję, ale wiem, że gdybym miał wybierać jeszcze raz, to i tak na pewno wybrałbym aktorstwo. Nie wyobrażam sobie życia bez teatru, w mojej rodzinie byli aktorzy, więc ja bardzo wcześnie miałem kontakt ze sceną i choć na początku może niewiele z tego rozumiałem, to połknąłem bakcyla.
Woli Pan role poważne czy komediowe?
– Zdecydowanie komediowe, acz nie stronię od dramatycznych. Dla aktora komediowego zagranie roli poważnej jest swego rodzaju wentylem, jest to konieczne. Poza tym uważam, że aktor komediowy zagra każdą rolę, natomiast odwrotna sytuacja nie sprawdza się.
W jaki sposób buduje Pan rolę?
– Praca nad rolą zależy od tworzywa, ale z reguły zaczyna się od wnikliwego studiowania tekstu. Najpierw czytam swoją rolę po kilka razy, następnie staram się wyczuć klimat sztuki, potem, w zależności od tego, jak reżyser widzi moją postać, staram się dać jej duszę, charakter. Jeśli gram szubrawca, usiłuję znaleźć w nim coś pozytywnego, wydobyć ten rys, jeśli wcielam się w bohatera pozytywnego, usiłuję go nieco skrzywić; chodzi o to, by uzyskać głębię. Postać trzeba po prostu uczłowieczyć. I najważniejsze: nie grać, a być postacią. Każda sztuczność to zgrzyt. Uważam, że sztuka aktorska to ciągłe poszukiwanie, doskonalenie warsztatu, eliminowanie błędów.
A trema przed spektaklem? Jak Pan sobie z nią radzi?
– Są dwie jej postacie: paraliżująca i twórcza. Jeśli ktoś doznaje tej pierwszej, musi pożegnać się z aktorstwem. Natomiast twórcza trema jest uczuciem pozytywnym, w moim przypadku nawet bardzo miłym, to rodzaj adrenaliny. Odczuwam tremę przez kilka minut po wejściu na scenę, potem to mija i mam radosne uczucie, jakbym płynął, unosił się.
Co z perspektywy czasu uważa Pan za swój największy sukces?
– Mówiąc szczerze, ja zawsze mam niedosyt, nigdy w pełni nie byłem zadowolony, chyba tylko geniusz mógłby być. Dlatego trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Zawsze staram się być naturalny, profesjonalny, dobry.
W Pana karierze były też role filmowe.
– Owszem, zdarzyły się. Zagrałem w jednym odcinku serialu u Krauzego, u Cywińskiej, Wojtyszki, Wylężałka,wystąpiłem w “13 posterunku”, również w jednym odcinku. Miałem też rolę Wuja w filmie fabularnym Łukasza Wylężałka “Darmozjad polski”, za którą otrzymałem nagrodę na festiwalu w Gdyni w 1997 roku.
Zamieniłby Pan scenę na plan filmowy?
– Nie, nawet gdyby się sypnęły propozycje filmowe, to z teatru bym nie zrezygnował, to moja pasja, moja miłość. Praca na planie jest interesująca, gra aktorska łagodniejsza i gdyby oferty filmowe rzeczywiście trafiały się częściej, starałbym się jakoś to pogodzić.
Czy dzisiaj jest łatwiej młodym aktorom?
– I tak i nie. Łatwiej, ponieważ na pewno jest więcej możliwości filmowych, więcej małych, offowych scen, ale z drugiej strony praca w teatrze oznaczała dla aktora etat i mieszkanie, dziś już nie.
Czy państwo powinno sprawować mecenat nad kulturą i sztuką?
– Jestem zdania, że taki mecenat jest potrzebny, niezbędny wręcz dla dobra sztuki. Chodzi o to, by uchronić ją przed nadmierną komercją. Funkcjonowanie teatru jako instytucji, gmachu tylko, już pochłania ogromne sumy, zaś pozyskiwanie sponsorów jest trudne, a tu największy problem sprowadza się do tego, że nie mogą oni odpisać dotacji od podatków.
Czy lubi Pan Częstochowę?
– Polubiłem to miasto z wielu powodów; ma ono znakomitą publiczność, świetny zespół aktorski, z którym doskonale układa się moja współpraca, mam tu syna i sześciomiesięczną wnuczkę Martynę, która urodziła się w dniu moich imienin, mam też wielu serdecznych przyjaciół.
Czy jest taka rola, którą chciałby Pan jeszcze zagrać?
– Kocham Fredrę i bardzo chciałbym zagrać Dyndalskiego w “Zemście”. A w ogóle to marzę o dobrej, wielkiej roli, ale jest to niesprecyzowane marzenie.
Rozmawiała

HALINA PIWOWARSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *