„Świat w podczerwieni”


Znany częstochowski artysta Arkadiusz Belica, zaprosił na kolejną odsłonę swojej twórczości. Tym razem zaprezentował prace fotograficzne pt. „Świat w podczerwieni”. Wernisaż wystawy 25 listopada 2016 roku w Galerii Art-Foto Regionalnego Ośrodka Kultury w Częstochowie koncertem muzyki klasycznej ubogaciła córka artysty – Marysia Belica, bardzo utalentowana skrzypaczka.

Jest Pan członkiem elitarnego Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Lublinie, do którego – jak podkreśliła podczas wernisażu dyrektor ROK-u Małgorzata Majer – nie jest łatwo się dostać.
– Do Stowarzyszenia dostałem się przez pisanki huculskie. Do twórczości pisankarskiej dochodziłem sam, nikt mnie uczył, a ta przygoda zaczęła się od kopii ponad stuletnich pisanek huculskich z Muzeum Etnograficznego w Krakowie, które wykonywałem z żoną. Stopniowo zacząłem pokonywać kolejne stopnie trudności tej sztuki, dzisiaj mogę wykonywać kopie nawet bardzo trudnych wzorów pisanek.

I z twórczości pisankarskiej jest Pan najbardziej znany w Częstochowie. Ale jest też fotografia. To dla Pana równorzędne zamiłowania?
– Jest też dużo innych rzeczy, które idą równolegle, na przykład muzyka, gram na harmonijce ustnej i gitarze. Fotografią natomiast zajmowałem się od lat dziecięcych. Stała się ona moim zawodem; kilkanaście lat żyłem z fotografowania. Aż wreszcie pojawiła się fotografia cyfrowa i zrobiło się gęsto na rynku fotograficznym. Mieszkałem wówczas z rodziną w Poznaniu. W pewnym momencie zainteresowaliśmy się pisankami. Zdałem sobie sprawę, że hobby może przynosić dochód i zamieniłem pozycje. Pisanki stały się zawodem, a fotografia hobby.

Fotografia w podczerwieni to sposób na wyróżnienie się z tego zalewu na polu fotografii?
– Nie szukam udziwnień, nie chcę, – jak kiedyś mówiłem – katować fotografii, ale faktycznie poszukuję nowych form wyrazu, aby się rozwijać. Fotografia w podczerwieni daje możliwość odrealnienia świata, a sztuka polega na odrealnieniu rzeczywistości. Fotografia w podczerwieni to jedna z moich metod pracy. Robię też reportaże, pejzaż w kolorze. Doszedłem jednak do wnioski, że niektóre ujęcia lepiej wychodzą w podczerwieni. Mam takich miejsc w Częstochowie, do których wrócę w odpowiedniej porze roku. Na przykład na ulicy Śląskiej.

Obserwując Pana zdjęcia w podczerwieni widzi się baśniowy świat, jak z filmów Disneya. Czy fotografując tą metodą przewiduje Pan efekty artystyczne?
– Niektóre tak. To już jest lekka obsesja. Jak dwadzieścia lat temu zajmowałem się wspinaczką górską, to widząc ścianę, od razu patrzyłem pod kątem jak wejść na szczyt. Teraz świat potrafię postrzegać w podczerwieni, widzę jakie mogą być efekty. Mogę się czasem pomyć, ale oko na podczerwień mam wrażliwe.

Jak technicznie przebiega wykonanie takiego zdjęcia?
– Zabawa polega na tym, że zanim się nałoży filtr ustawia się obiektyw na fotografowane miejsce. Kadruję, ustawiam ostrość obrazu, potem zakładam filtr i wówczas robi się czarno i nic nie widać. Zdjęcie na wyświetlaczu pokazuje się zupełnie czerwone i nie jest to widok interesujący. Kolejnym etapem jest obrobienie fotografii w programie komputerowym. Trzeba wyjść z czerwieni, pozamieniać funkcje kolorystyczne. Technikę tę przybliżyła mi książka pani fotograf Deborah Sandidge, która dała mi dużo wskazówek.

Jaka była największa niespodzianka przy wykonywaniu tych zdjęć?
– Były dwie. To zdjęcie przed Zamkiem Królewskim w Warszawie. Mur wyszedł zupełnie biały, co mnie bardzo zaskoczyło, bo zapomniałem, że czerwień w podczerwieni staje się biała. Drugim nieoczekiwanym efektem było piękno niepozornej ścieżki w lesie. Zielone elementy stały się białe, co nadało obrazowi bajkową impresję. To ujęcie zarejestrowane tradycyjną metodą zapewne nie byłoby tak interesujące.
Dziękuję za rozmowę

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *