Jakub Miśkowiak, jako obrońca tytułu sprzed roku, był jednym z głównych faworytów do zwycięstwa w częstochowskim finale Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski także i w obecnym. Choć w dodatkowym biegu turnieju dwoił się i troił, nie zdołał wyprzedzić świeżo upieczonego krajowego czempiona do lat 21, Mateusza Świdnickiego. Jak jednakże popularny „Misiek” przyznaje w wywiadzie z „Gazetą Częstochowską”, z wywalczonego srebrnego medalu również jest bardzo zadowolony.
Walczyłeś do końca w biegu dodatkowym o pierwsze miejsce w zawodach. Dopiero tuż przed samą metą, na dobrą sprawę, rozstrzygnęło się, że ostatecznie nie obronisz tytułu z ubiegłego roku. Ale mimo wszystko srebro chyba też bardzo dobrze smakuje?
– Jasne, że tak. Cieszę się z tego osiągnięcia. Fajnie, że jest srebro i tym samym kolejny krążek do kolekcji. To na pewno mobilizuje. A teraz skupiamy się przede wszystkim na pierwszym ligowym meczu o brązowy medal w Toruniu.
Złożyłeś już gratulacje swojemu klubowemu koledze?
– Tak. Gdy byliśmy razem na podium – jak to w takich sytuacjach bywa – zgodnie z tradycją, oblewaliśmy się nawet szampanami. Był dzisiaj bardzo szybki. Szczerze pogratulowałem Mateuszowi. Rok temu ja zdobyłem ten tytuł, a w trwającym – on. Fajnie, że obydwaj w swoim dorobku mamy złoto tych rozgrywek.
Na pewno dla Ciebie satysfakcją jest też fakt, że dzisiaj (rozmowę przeprowadziliśmy tuż po oficjalnej ceremonii zawodów – przyp. red) po raz kolejny w tym sezonie pobiłeś rekord toru w Częstochowie…
– Cieszy mnie to. Na pewno pobicie rekordu toru to jest super sprawa. Zawłaszcza, że w dzisiejszych zawodach startowało dużo żużlowców, kolegów z Ekstraligi. I oni również byli bardzo szybcy. Tym bardziej cieszy, że warunki torowe pozwoliły mi ustanowić nowy rekord.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Norbert Giżyński
Foto. Grzegorz Przygodziński