Raków Częstochowa nie zwalnia tempa. W minioną sobotę (22 października) „Czerwono-Niebiescy” dopisali do swojego dorobku ligowego kolejne trzy duże punkty. Częstochowianie podejmowali wówczas Koronę Kielce. Zakładany cel nie był nie był jednak łatwy do zrealizowania.
Podopieczni Marka Papszuna przeważali nad rywalami przez większą część spotkania. Pierwszą groźną akcję wytworzyli już w 11 minucie gry. Wtedy do ofensywy ruszyli Vladyslav Kochergin oraz Bartosz Nowak. Plany im jednak pokrzyżował golkiper gości, Marcel Zapytowski.
7 minut później o sobie dał znać Ivi Lopez, lecz i tym razem obeszło się bez gola. Piłka strzelana przez Hiszpana powędrowała nad poprzeczką bramki kielczan. Gospodarze starali się jeszcze odwrócić losy pojedynku w pierwszej połowie – choćby za sprawą „główki” Patryka Kuna w 20 minucie – ale bez skutku.
Po zmianie stron remis 0:0 widniał na tablicy świetlnej przez dłuższy okres czasu. Okazję do wyjścia na prowadzenie w potyczce miejscowi mieli w 51 minucie. W roli głównej wystąpił wtedy Bartosz Nowak, który jednak został zatrzymany przez obrońców przyjezdnych. „Żółto-czerwoni” poważnie zagrozili „Rakowianom” w 60 min., kiedy – po dośrodkowaniu z rzutu rożnego – strzał oddał Bartosz Śpiączka. Do utraty gola nie dopuścił bramkarz RKS-u, Vladan Kovačević.
Chwilę później w polu karnym ekipy z świętokrzyskiego sfaulowany został Deian Sorescu. W związku z tym sędzia, Daniel Stefański, podyktował rzut karny na rzecz Rakowa w 63 min. Dwukrotni wicemistrzowie Polski w końcu wykorzystali swoją szansę. Dzięki Ivi’emu Lopezowi gracze pod wodzą Papszuna wyszli na upragnione prowadzenie 1:0. Taki rezultat utrzymywał się już do ostatniego gwizdka arbitra.
Po meczu powiedzieli:
Leszek Ojrzyński (trener Korony Kielce): Gratulacje dla gospodarzy. Wywalczyli ważne dla nich punkty w walce o mistrzostwo. My tych punktów jeszcze bardziej potrzebujemy w kontekście walki o utrzymanie. Realizowaliśmy swój plan. Z pełną świadomością było to tzw. „cierpienie”, od samego początku zresztą. Może i w pierwszej było troszkę groźniej, ale w tej części spotkania zachowaliśmy czyste konto. My czekaliśmy na swoją szansę po stałym fragmencie gry. Po czterech rzutach rożnych trzy razy doszliśmy do „głowy”. Po jednym z tych strzałów podyktowano karnego na naszą niekorzyść. Takie jest życie. Nasz zawodnik był początkowo trzymany za koszulkę, po czym rozkładał ręce z pretensjami w stronę sędziego. Okazało się, że zabrakło mu dwóch metrów. Gdyby był ustawiony bliżej środka, prawdopodobnie lepiej by zaasekurował. Starał się kopnąć w nogę, a tak uczynił to w stosunku do zawodnika gospodarzy. Karny zaś został wykorzystany. My mieliśmy okazję strzelając jednego z rzutów wolnych. Tymczasem słupek uratował miejscowych. Następnie goniliśmy przeciwników, chcąc zdobyć wyrównującą bramkę, wykonując wszelkie kontry.
Marek Papszun (trener Rakowa Częstochowa): To był dla nas ważny mecz pod kątem kontynuowania obecnej serii zwycięstw, czy bilansu bramkowego. To, co zakładaliśmy, zrealizowaliśmy. Spotkanie toczyło się pod naszą kontrolą, choć wynik nie jest do końca imponujący. W czasie gdy jedna z drużyn w piłce nożnej prowadzi 1:0, zawsze może coś się zdarzyć, np. przypadkowa bramka. Dzisiaj to był strzał w słupek. Co do samej gry, zdominowaliśmy mecz tak jak chcieliśmy. Spodziewaliśmy się jednak, że Korona zagra bardziej „otwartą piłkę”. To jest agresywny i waleczny zespół, co też dzisiaj pokazali. Byliśmy przygotowani także na to, że będą się bronili. W takich momentach nie gra się łatwo. Trzeba być mocno odpowiedzialnym, cierpliwym jak i konsekwentnym. Te wszystkie cechy widziałem w swoim zespole w czasie tego pojedynku. W końcu udało nam się „skruszyć” mur, strzelając bramkę. Wygraliśmy, z czego jesteśmy bardzo zadowoleni. Tym bardziej, że teraz będziemy mieli trochę czasu, aby wyleczyć rany, gdyż w naszej kadrze mamy problemy zdrowotne. Nie mówię tutaj tylko o tych piłkarzach, którzy dzisiaj nie pojawili się na murawie, ale również i o tych, którzy grali z urazami. Chwała tych chłopakom. „Papa” (Giannis Papanikolaou – przyp. red.), Ivi czy Bartek Nowak odczuwali bowiem z powodów zdrowotnych pewien dyskomfort. Myślę jednak, że nie było po nich tego jakoś mocno widać. Szacunek dla zespołu, że w momencie, kiedy nie dysponujemy wszystkimi graczami, potrafi stanąć na wysokości zadania.
Raków Częstochowa – Korona Kielce 1:0 (0:0)
Bramki: Ivi Lopez (karny) 63′
Kartki: żółte; Arsenić (Raków) – Balić, Trojak, Corral, Deaconu (wszyscy czterej Korona) oraz Leszek Ojrzyński (trener Korony)
Raków: Kovačević – Arsenić, Petrášek, Svarnas – Sorescu (86. Rundić), Kochergin, Papanikolaou (66. Berggren), Kun, Ivi (77. Lederman), Nowak (86. Musiolik) – Piasecki (77. Gutkovskis)
Korona: Zapytowski – Danek, Deja (84. Luka Zarandia), Trojak, Balić, Corral – Łukowski (84. Frączczak), Deaconu, Sewerzyński (76. Szpakowski), Błanik (76. Sierpina) – Śpiączka (76. Szykawka)
Norbert Giżyński
Foto. Grzegorz Przygodziński