Ten dżentelmen przez wiele sezonów był związany z jednym klubem. Rozegrał w nim przeszło 200 meczów, dając mnóstwo radości fanom – zarówno swoim, jak i całej drużyny. Mowa o Mariuszu Nabiałku, bramkarzu Orłów Kusiąt. Czynną karierę zawodniczą zakończył po 18-stu latach gry. 10 czerwca 2023 r. w Kusiętach miało miejsce uroczyste pożegnanie, podczas którego serdecznie podziękowano Panu Mariuszowi za godne reprezentowanie barw Orłów. Między innymi o chwilach spędzonych na piłkarskich boiskach rozmawiamy z emerytowanym już „goalkeeperem”.
Jak się zaczęła Pańska przygoda z piłka nożną?
– Zaczynałem w podczęstochowskim Olsztynie, gdzie chodziłem do szkoły podstawowej. Już tam nabierałem dużo chęci, dzięki czemu grałem w drużynie juniorskiej. Jednak później, gdy rozpocząłem pracę zawodową, uczęszczając na praktyki, musiałem przerwać grę w piłkę. Ta przerwa trwała dłuższy czas. Po latach postanowiłem swoich sił spróbować w Kusiętach, gdzie właśnie otwierał się klub piłkarski. Stało się tak za sprawą mojego kolegi, który prosił o pomoc. Ja się zgodziłem bez wahania.
Inspirował się Pan kimś wkraczając na piłkarską ścieżkę?
– Raczej naszymi wówczas piłkarzami. Wtedy były też lata inne. Była moda tzw. „ostatniego grania”. W tamtym czasie grałem głównie, jako obrońca. Grałem tzw. „Wójcickiego”; tak nazywano jedną z pozycji. Wtedy stawiało się przede wszystkim na warunki fizyczne, więcej pracowaliśmy wydolnościowo. Teraz, z tego co zauważyłem, technika w grze jest brana bardziej pod uwagę przez graczy. Piłka nożna się zmienia.
W barwach Orłów Kusięta rozegrał Pan przeszło 200 meczów. Czy któreś szczególnie utkwiły Panu w pamięci?
– Myślę, że takowych meczów było sporo. Ja się wtedy też tego fachu uczyłem, bo początkowo nie grałem jako bramkarz. Dopiero w Kusiętach „wchodziłem” na tę pozycję. Nie mieli bowiem tam nikogo z bramkarzy. Zamierzałem spróbować swoich sił w Olsztynie, ale później okazało się, że mieli już tam bramkarza. Nie chciałem się zatem, jak to się mówiło w tamtych latach, „wciskać na siłę”. Biorąc pod uwagę swoje warunki fizyczne, postanowiłem się nieco podszkolić w grze na bramce. Czułem się na tej pozycji naprawdę fajnie.
A jakiś konkretny, szczególny, moment, np. z danego meczu, wydarzenia, zapadł Panu w pamięci?
– Było wiele takich momentów. Pamiętam choćby jak udawało mi się obronić rzut karny w ostatnich minutach meczu. Było tak w spotkaniu z drużyną z Blachowni około 5 lat temu. Z kolei, mniej więcej, dwa sezony wcześniej obroniłem trzy karne na łącznie cztery. Podejrzewam, że dla bramkarza duże znaczenie ma przede wszystkim właśnie obronienie karnych.
Jaki sukcesami, osiągnięciami Pan jak i klub Orły Kusięta możecie się pochwalić?
– Do takowych na pewno można zaliczyć „wejścia” do A-klasy. Pierwszy awans pamiętam szczególnie. Wówczas przeciwko zespołem z Soborzyc. W obu meczach finałowych byłem w grze. Wygraliśmy odpowiednio 3:0 i 8:2. Mieliśmy fajną ekipę. Wśród nas grało sporo chłopaków z Częstochowy. Były to naprawdę wspaniałe chwile.
Pan był w klubie z Kusiąt od początku istnienia, a więc od 2005 roku. Podejrzewam zatem, że miał też swój udział w jego tworzeniu. Jaka idea, cel przyświecała Państwu przy powstawaniu Orłów?
– Z racji tego, że ja kochałem mocno piłkę, starałem się dawać z siebie 100, a nawet 150 %. Często mam tak, że od samego siebie dużo wymagam. I tym samym myślę, że, choć cały czas uczyłem się fachu, to mimo wszystko dawałem z siebie wiele.
Co do działalności klubu, główny cel, jaki nam przyświecał, to była walka do samego końca. Początki były takie, jakie przeważnie są, a więc ciężkie. Jak wiadomo dużo w naszej kadrze było tzw. amatorskich graczy. Tak czy inaczej dążyliśmy do tego, aby osiągnąć jak najwięcej.
Czy w przeciągu całej piłkarskiej przygody przejawiały się u Pana myśli, dotyczące zmian barw klubowych?
– Raczej nie. Tym bardziej, że nie miałem zbytnio innych propozycji. Miałem też świadomość tego, że było już za mną troszkę wiosen. Poza tym bardzo dobrze czułem się w Kusiętach. I to miało również znaczenie, abym tam kontynuował swoją piłkarską przygodę. Ja rozpocząłem czynną grę w piłkę nożną w wieku 34 lat, a więc to dość sporo, jak na kogoś kto zaczyna w tym sporcie. Szczerze mówiąc zastanawiałem się, czy było warto w tym wieku jeszcze zaczynać karierę. Teraz po latach stwierdzam, że warto. Przeżyłem naprawdę fajne chwile. Tak więc naprawdę cieszę się z tego, że podjąłem wówczas taką decyzję.
Co do gry na pozycji bramkarza, to był Pański wybór, czy może ustalaliście to z kimś z klubu bądź ze sztabem szkoleniowym?
– Można powiedzieć, że to był niejako mój „strzał”. Pojechałem na jeden z pierwszych meczów Orłów zobaczyć jak grają. Zaznaczam, że ja w tym spotkaniu nie grałem. Okazało się wtedy, że właściwie w ogóle nie mają bramkarza. I z racji tego, że wcześniej troszkę już broniłem na boisku postanowiłem spróbować kolejnego wyzwania. Tak się zaczęła moja przygoda „na bramce”. To był bardziej mój wybór, że zdecydowałem się grać, jako bramkarz. Cieszę się z tego. Tym bardziej, że już we wcześniejszych latach chciałem zacząć grać na tej pozycji. Miałem ku temu warunki fizyczne. A wiadomo, że nie każdy lubi „stać na bramce” na boisku.
10 czerwca 2023 r. nastąpiło uroczyste zwieńczenie Pańskiej kariery. Było to podczas spotkania w ramach okręgowych mistrzostw na poziomie B-klasy na obiekcie w Kusiętach. Jakie emocje wówczas Panu towarzyszyły?
– Wtedy zakręciła mi się łezka w oku i momentami nawet nie wiedziałem, co powiedzieć. Tak więc duże emocje mi towarzyszyły, a wiedziałem, że niedługo potem mam jeszcze zagrać swój ostatni mecz. To wbrew pozorom było ciężkie 18 minut, bowiem mogła pojawiać się choćby delikatna presja. Otrzymałem na dodatek nagrodę i dyplom, więc te emocje musiały być spore. Tak jak mówiłem, cieszyłem się z podjętej decyzji 18 lat wstecz. Cieszyłem się, że mogłem zagrać, sprawdzić się w piłce. Czułem jednak, że nadchodzi koniec mojej przygody z tym sportem. Wprawdzie cały czas czuję się dobrze, ale jednocześnie sam zauważałem, że coraz wolniej poruszam się na tej bramce. Stąd też postanowienie o zakończeniu kariery.
Czynną grę w piłkę nożną zakończył Pan, mając 53 lata. Bardzo pokaźny wiek jak na sportowca. Proszę zdradzić receptę na to, co pomogło Panu tak długo wytrwać na boiskach piłkarskich?
– W dużej mierze uprawianie sportu. Oprócz tego, że grałem w piłkę, to jeszcze jestem biegaczem. Udało mi się przebiec trzykrotnie półmaraton. Miłość do sportu miałem zaszczepioną już w podstawówce od nauczyciela WF-u. Sporo dawało mi bieganie, dzięki czemu nadrabiałem kondycyjnie. Warunki fizyczne pomagają bardzo w każdej dyscyplinie sportowej, także w piłce nożnej. Chciałem właśnie chłopaków nawet nakręcić też i na biegi. Wydaje mi się bowiem, że obecnie bardziej skupia się na technice aniżeli biegach. Tak czy inaczej ze swojej strony uważam, że biegi dają naprawdę dużo. Kondycyjnie przede wszystkim człowiek lepiej się czuje.
W promocyjnym tekście, który otrzymaliśmy, na temat Pana jak i klubu, ze strony wiceprezesa Pana Marka Wielgusa, było o Panu napisane: „Swoją sportową postawą i charyzmą, daje przykład młodszym pokoleniom, stając się jednocześnie klubową legendą”. Czy czuje się Pan rzeczywiście taką legendą Orłów bądź wzorem do naśladowania dla ludzi młodych, którzy także chcieliby obrać drogę sportową?
– Czy ja wiem, czy się tak czuję? Na pewno cieszę się, że takie pozytywnie opinie o mnie padają. Zawsze chciałem pokazać, że człowiek się nie poddaje mimo upływu lat. Jest mi bardzo miło, że mówią w taki sposób na mój temat, ale szczerze mówiąc nie czuje ani nie czułem się jakimś liderem. W każdym razie fajnie słyszeć takie słowa. To potwierdza, że ktoś widział moje starania i zaangażowanie.
Czy na koniec naszego wywiadu, chciałby Pan komuś szczególnie podziękować bądź może pozdrowić?
– Z pewnością całemu sztabowi i zarządowi Orłów Kusiąt. Przeżyłem tutaj wiele. Ponad 100 chłopaków przewinęło się przez ten klub. Pamiętam ich wszystkich i tak samo chciałbym bardzo serdecznie im podziękować. Z każdej gry zawsze się cieszyłem wraz z resztą zawodników. Te spędzone chwile dawały mi dużo szczęścia. Teraz szukam nowej ścieżki, bo ciężko mi będzie odejść całkowicie od sportu. Poważnie zastanawiam się nad tym, żeby wrócić do częstszego biegania. Chodzi o to, żeby cały czas mieć styczność ze sportem.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
– Również dziękuję.
Rozmawiał: Norbert Giżyński
Zdjęcie Archiwum Klubu