Przewodniczący Stałego Komitetu Rady Ministrów, Sekretarz Rady Ministrów Łukasz Schreiber uczestniczył w uroczystym otwarciu 90. Mistrzostw Polski w Tenisie Stołowym, które odbywały się w Częstochowie od 25 do 27 kwietnia 2022 roku. Pan Minister w rozmowie z redaktor Urszulą Giżyńską opowiada o swoich sportowych pasjach.
Gościmy dzisiaj Pana Ministra w Częstochowie na 90. Mistrzostwach Polski w Tenisie Stołowym. Wiem, że tenis stołowy jest Pana pasją, ale też i szachy. Jak zrodziło się u Pana zamiłowanie do tych dyscyplin? Czy są to tradycje rodzinne?
– Poniekąd tak. W arkana arcyciekawej gry w szachy wprowadzał mnie tato. Gdy miałem 4–5 lat, bardzo żywiołowo bawiliśmy się z moim młodszym bratem. Niekiedy dochodziło między nami do sporów. Wówczas tato wymyślił sposób, żeby skierować naszą energię na inne tory i zaczął nas uczyć grać w szachy. Stały się one dla mnie ważnym etapem w życiu. Jedno z pierwszych wspomnień łączy się z województwem śląskim (wówczas katowickim – przyp. red.), bowiem w Rybniku grałem w Mistrzostwach Polski Juniorów przedszkolaków, gdzie podzieliłem trzecie i ósme miejsce. Natomiast jednym z pierwszych turniejów, na którym przebywałem sam, bez rodziców, a miałem wówczas osiem lat, był właśnie turniej w Częstochowie. Stąd Częstochowa jest dla mnie miastem, poza Bydgoszczą i okolicami, które już w dzieciństwie poznałem dzięki szachom.
Szachy to dyscyplina sportu o bardzo indywidualnym charakterze…
– Jest to dyscyplina, która ma dwa oblicza. Jeśli gramy towarzysko z dziadkiem przy herbacie, to trudno traktować ją jako sport. Natomiast gra turniejowa ma już pełne cechy sportu, nie tylko w sensie rywalizacji, ale też pod kątem przygotowania kondycyjnego. To nie jest przypadek, że mistrzem świata zostaje Magnus Carlsen, a mistrzem Polski – Jan Krzysztof Duda. Oni dużą rolę przykładają do przygotowania fizycznego. W szachach siła mięśni nie jest ważna, ale potrzebne są wytrzymałość i kondycja. Carlsen do meczów przygotowuje się na obozach kondycyjnych w Alpach, a Jan Krzysztof Duda – biega, gra w tenisa ziemnego i tenisa stołowego. I tak od szachów dochodzimy do tenisa stołowego. W moim przypadku przygoda z tą dyscypliną rozpoczęła się w Bydgoszczy, gdzie mój serdeczny kolega Zbyszek Leszczyński, który jest prezesem Super Ligi i Klubu „Gwiazda Bydgoszcz”, prowadzi silną drużynę tenisa stołowego.
W swoim dorobku sportowym ma Pan Minister tytuł mistrza Polski w kategorii do 10 lat w szachach. Czy odnosił Pan także sukcesy w tenisie stołowym?
– Nie, ale lubię pograć rekreacyjnie i trzymam kciuki za sukcesy tenisistów stołowych Gwiazdy. Tenis stołowy to wymagający sport, gdzie niezwykle ważny jest aspekt kondycyjny. Jest także odprężającym, przyjemnym sposobem spędzenia czasu. Natomiast z szachami – w większym lub mniejszym stopniu – jestem związany całe życie, nie tylko jako zawodnik, ale również poprzez działalność publiczną. Nie tylko w Bydgoszczy, ale w całej Polsce. Faktycznie jako młody chłopiec dziesięciokrotnie grałem w mistrzostwach Polski. Raz udało mi się zdobyć złoto. Jest ono dla mnie szczególnie cenne, ponieważ w mojej grupie wiekowej w mistrzostwach startował Radek Wojtaszek, który już wówczas był absolutnie o klasę lepszy od wszystkich. Od lat utrzymuje się w czołówce światowej, dzisiaj, w światowym rankingu, jest na około 30. miejscu. To jeden z najznakomitszych arcymistrzów Polski w historii szachów. I to, że w klasyfikacji udało mi się go wyprzedzić, było bardzo dużym sukcesem. Zresztą Radek gra dzisiaj dla bydgoskiego klubu.
Tenis i szachy to są dyscypliny na pozór bardzo od siebie odległe, chociaż już szachowy blitz temu przeczy. Czy są jakieś związki, jakieś paralele, które Pana zdaniem łączą szachy i tenis stołowy?
– W szachach są trzy dystanse, które porównuję do pływania, a tym najdłuższym są szachy klasyczne, gdzie jest ważna kwestia kondycji. Gdy grałem jako dziecko, partie trwały nawet do siedmiu godzin. Czyli przez jedenaście dni, dzień po dniu, grało się po siedem godzin, plus przygotowanie do partii. To był potężny wysiłek. Dzisiaj jest tendencja skracania czasu, ale nadal wytrzymałość fizyczna jest niezbędna. I proszę spojrzeć na szachistów. To młodzi, wysportowani ludzie. A gdy patrzymy na podobieństwa w tych dyscyplinach, to niewątpliwie będzie to refleks. W Stanach Zjednoczonych zrobiono badania i szachiści pod względem refleksu, wbrew stereotypom, mieli bardzo dobre wyniki. Na przykład, najlepsi szachiści partię blitza, czyli szachów błyskawicznych, rozgrywają w minutę, tu decyzja i ruch liczą się w ułamkach sekund. I szachy i tenis stołowy, dają możliwość nie tylko nauki wygrywania i przegrywania, co jest zawsze w życiu bardzo potrzebne. Uczą przede wszystkim pracowitości, wyobraźni, myślenia strategicznego, a przy okazji pozwalają zwiedzić Polskę i świat. Poza tym w obu dyscyplinach ważna jest umiejętność rozszyfrowania przeciwnika. Trzeba wiedzieć, kiedy i z kim warto zaryzykować, a kiedy nie, jaki styl gry przyjąć, stąd ważna jest także psychologia…
Bo to wbrew pozorom są sporty kontaktowe, choćby poprzez obserwację wzrokową…
– Oczywiście. Ale i szachy, i tenis stołowy to sporty także widowiskowe, choć ten spektakularny efekt widać najlepiej na żywo. Trzeba przyjść na halę, tak jak tu w Częstochowie, i naocznie poczuć tę werwę. W telewizji i w Internecie tenis stołowy już tak emocjonująco nie wypada. Lekką przewagę mają szachy, bo na ekranie na bieżąco można śledzić analizy poszczególnych ruchów graczy, zobaczyć kto zrobił błąd, przewidywać strategie i kolejne posunięcia.
Jak uprawianie właśnie tych dyscyplin sportowych wpłynęło na Pana życie, czy pomogło na ukształtowanie siebie jako polityka? Czy miało to jakieś znaczenie, jakiś wpływ?
– Myślę, że tak. Sport uczy pokory i pracy, sumienności w przygotowaniach. I te atuty są mocno zauważalne w szachach i tenisie. Nawet jak ktoś ma bardzo bogatych rodziców, którzy są w stanie zapewnić stałego trenera, to i tak, aby dojść do jakiegoś wysokiego i osiągać sukcesy, konieczne są samodzielna praca i samodyscyplina. Zamiast zabawy trzeba wybrać naukę na pamięć debiutów, albo rozwiązywanie jakichś kombinacji czy końcówek partii, przeanalizować partie mistrzów, w tym przede wszystkim przegranych. Trzeba też nauczyć się wyciągać wnioski z porażek, by na nich uczyć się, co nie jest przyjemne, bo przecież lepiej wspominać sukcesy niż porażki. Ale, paradoksalnie, co nie jest wcale mniej ważne, trzeba opanować naukę wygrywania. To bardzo istotne, jak wygrywać i nie popaść w pychę, usiąść do następnej partii maksymalnie skoncentrowanym i nie rozmyślać w trakcie turnieju o nagrodach, które można zdobyć, tylko być skupionym i przygotowanym do kolejnej walki. To są rzeczy niesłychanie cenne i ważne. Paul Morphy powiedział: „Nauczcie dzieci grać w szachy, a szereg problemów zniknie”. I to jest prawdą. Jest to jeden ze sposobów odciągnięcia dzieci od gier komputerowych i komputerów. A przy tym rozwija się pamięć, inteligencję i zdolność koncentracji i kojarzenia.
W Bydgoszczy wspiera Pan projekt „Sport dla geniuszy”, dotyczący szachów i tenisa stołowego. To Pana pomysł?
– Tak, a zrodził się przy współudziale mojego przyjaciela Zbyszka Leszczyńskiego. W ubiegłym roku miała miejsce pierwsza edycja tej idei – Turniej Mikołajkowy, łączący tenis stołowy i szachy. I w całej Bydgoszczy, w różnych szkołach, dzieciaki grały w szachy i tenis stołowy. Chcemy pokazywać, że te dwie dyscypliny dobrze ze sobą współgrają i uzupełniają się, co wiem z własnego doświadczenia. Robimy też „Pożegnanie lata z Gwiazdą”, gdzie także odbywają się rozgrywki tenisa stołowego, szachów, a dodatkowo także turniej piłki nożnej i zapasy.
Jest też Pan zwolennikiem wprowadzenia szachów do szkół. Czy Prawu i Sprawiedliwości uda się ten zamysł zastosować powszechnie, aby były to zajęcia obowiązkowe w polskich szkołach, a dzieci w całej Polsce miały możliwość nauki gry w szachy?
– Naukę gry w szachy w szkołach udało się nam wprowadzić w pierwszej kadencji. Pierwsze kroki zrobiła w tym kierunku minister edukacji Anna Zalewska. Dzisiaj szachy są w około 10 procentach szkół. Z czego to wynika? Problem tkwi w braku szkoleniowców. Można mieć pieniądze, ale ktoś musi zajęcia prowadzić. Polski Związek Szachowy przygotował kursy dla nauczycieli, ale nawet jak ktoś opanuje podstawy, to jest to trochę za mało, żeby nauczyć czegoś więcej niż zasad gry. Myślimy i rozmawiamy o pomysłach, które miałyby to rozwiązać, aby upowszechnić szachy w polskich szkołach. Jednym z pomysłów jest nagrywanie lekcji z najlepszymi w Polsce szkoleniowcami, które mogłyby być emitowane podczas zajęć. W Bydgoszczy, przy współpracy z Politechniką Bydgoską, powstała już Akademia Szachowa, skierowana do studentów, ale też korzystają z niej dzieci i młodzież uczące się w szkołach. I na to zapotrzebowanie jest ogromne.
Kto zdaniem Pana Ministra jest największym szachistą w historii?
– Dla mnie najlepszym jest ten, kto w danym okresie miał największą przewagę nad czołówką. Dlatego uważam, że w piłce nożnej jest to Pele. A najwięksi szachiści to moim zdaniem: Paul Morphy, Garri Kasparow i Bobby Fischer, a tuż obok nich obecny mistrz świata Norweg Magnus Carlsen. Wielkimi postaciami sportu szachowego byli także kubański mistrz świata José Raúl Capablanca oraz Rosjanin Aleksandr Alechin.
A Anatolij Karpow?
– Karpowa nigdy specjalnie nie lubiłem – ani jego stylu gry, ani innych jego działań. Kasparow zawsze ostrzegał świat przed Putinem, i to nie tylko w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, ale od momentu, kiedy został prezydentem Rosji. A Karpow jest posłem do Dumy, popiera zbrojną inwazję na Ukrainę.
Dziękuję za rozmowę
Minister Łukasz Schreiber (pierwszy od lewej) podczas ceremonii otwarcia Mistrzostw w Częstochowie. Obok wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Szymon Giżyński