Częstochowski lekarz okulista – Krzysztof Muskalski, od lat pasjonuje się egzotycznymi podróżami i fotografią artystyczną. Odwiedził kilkadziesiąt krajów, na niemalże wszystkich kontynentach świata. Z każdej wyprawy przywozi nie tylko wspomnienia, ale również ciekawe zdjęcia. Prezentuje je na wystawach w kraju i za granicą. Od 30 marca w Regionalnym Ośrodku Kultury w Częstochowie możemy oglądać ekspozycję pt. „Uśmiech Myanmaru” – artystyczny dorobek Krzysztofa Muskalskiego z jego ostatniej wyprawy
.
Podczas wernisażu autor opowiedział nam o swojej pasji i największym skarbie Myanmaru(dawna Birma – przyp. red.) – naturalnym i życzliwym uśmiech jej mieszkańców.
Dlaczego to właśnie Myanmar stał się celem pana podróży i jednocześnie tematem kolejnego cyklu fotografii?
– Jest to jeden z najbardziej izolowanych krajów na świecie. Wiele osób obawia się wyprawy do Birmy ze względu na panujący tam reżim i militarne rządy. Jednak kraj ten przyciąga swoją barwną historią, unikalną kulturą oraz niezwykłymi, dziewiczymi zakątkami. W Myanmarze nie ma masowej turystyki tak jak w sąsiedniej Tajlandii. Na siedmiuset odwiedzających Tajlandię, tylko jedna osoba decyduje się na podróż do Birmy.
Zatem jakie jest przesłanie pana wystawy? Co chciałby pan opowiedzieć po przez swoje fotografie?
– Poprzez tytuł wystawy: „Uśmiech Myanmaru”, chcę wskazać na zderzenie wyobrażeń kreowanych przez media z rzeczywistością. Przekazy medialne mówią jak trudno żyje się mieszkańcom tego kraju, a jednak mimo iż nie jest im łatwo, potrafią cieszyć się nawet drobiazgami. Są w naturalny sposób uśmiechnięci i życzliwi. Tłem dla tego uśmiechu są piękne świątynie, klasztory buddyjskie oraz malownicze miejsca, jak np. Jezioro Inle.
Jak powstawały fotografie? Czy uwieczniał pan konkretne miejsca, zaplanowane, które były punktami docelowymi pana podróży, czy może są one odzwierciedleniem przypadkowych miejsc, sytuacji, chwili?
– Ze względu na pracę zawodową nie dysponuję zbyt długim czasem, dlatego z góry ustalam rozkład podróży. Mimo to, zawsze szukam wyjątkowych i ciekawych miejsc, nieujętych w programie zwiedzania. Tu pomocne okazały się przewodniczki. Gdy tylko zauważyły moje zainteresowanie jakimś motywem, zatrzymywały samochód, bym mógł obejrzeć i sfotografować to, co przykuło moją uwagę.
Czy któraś z fotografii, w ramach tej wystawy ma dla pana szczególne znaczenie? Tzn. czy wykonanie jej było dla pana wyjątkowo kłopotliwe, trudne? Być może wiąże się z jakąś nietypową historią?
– Na pewno zdjęcie małego chłopczyka, które umieściłem na okładce folderu. Powstało ono w spontanicznym odruchu. Gdy fotografowałem chłopiec prawie wszedł mi w kadr. Zachwycił mnie jego niebywale naturalny uśmiech, skierowałem więc obiektyw w jego stronę, aby uchwycić ten szczególny moment. Niezwykłym doświadczeniem były dla mnie również zdjęcia z klasztorów buddyjskich z udziałem mnichów, którzy byli bardzo naturalni i przyjaźni, z uśmiechem ustawiali się do kolejnych zdjęć.
„Uśmiech Myanmaru” nie jest pana pierwszą wystawą, kiedy zatem zaczęła się pana przygoda z fotografią? Czy coś szczególnego zainspirowało pana do obserwacji świata za pomocą obiektywu?
– Podróżowanie i fotografia zawsze we mnie drzemały. Dawniej nie było to łatwe, nawet wyjazd do Czechosłowacji czy Bułgarii był wielkim wydarzeniem. Jednak przez cały czas, poznawałem świat za pośrednictwem książek podróżniczych i czasopism. Na szczęście w Polsce wiele się zmieniło, otworzyły się nowe możliwości, z których skorzystałem. Ogromny rozwój nastąpił także w technice fotografii. To wszystko przyczyniło się do dalszego rozwijania mojej pasji.
W swoich fotografiach uwiecznia pan rozmaite zakątki świata. Ile do tej pory odbył pan podróży? Która z nich była najciekawsza? Która najniebezpieczniejsza?
– Odwiedziłem kilkadziesiąt krajów na wszystkich kontynentach, poza Antarktydą. Było wiele interesujących wyjazdów i każdy z nich jest na swój sposób atrakcyjny. Do najbardziej egzotycznych na pewno mogę zaliczyć Republikę Vanuatu. To kraj z wielką mozaiką etnograficzną, unikalną kulturą, jeszcze wtedy nieskażony masową turystyką. Zdjęcia z tej podróży zaprezentowałem na wystawie w Warszawskich Łazienkach 10 lat temu. Natomiast, dosyć niebezpieczną wyprawą był wyjazd do Ruandy i Konga, w przeddzień krwawej wojny. Jednak, gdy jedzie się z pozytywnym nastawieniem, to świat stoi dla nas otworem. Niektóre kraje wydają nam się dzikie, tymczasem patrzymy na nie poprzez pryzmat własnych uprzedzeń i stereotypów.
Woli pan fotografować ludzi czy naturę?
– Materia, którą się zajmuję to fotografia podróżnicza, czyli wielowątkowa. Planując swoje wyprawy wiem, czego mogę się spodziewać, co interesuje mnie w danej kulturze i co chciałbym sfotografować. Jednak na miejscu spotykam wiele różnorodności i bardzo często inspirują mnie one do tego, aby skupić swoją uwagę na inne, wcześniej nieznane mi walory danego kraju.
Jest pan autorem wielu wystaw, nie tylko w kraju, ale także za granicą. Czy któraś z nich jest dla pana szczególnie ważna?
– Najważniejszą jest moja pierwsza wystawa: „Ameryka – Piękno Natury”, czyli zdjęcia z parków narodowych Stanów Zjednoczonych. Duże znaczenie ma dla mnie także, prezentowana w wielu krajach, wystawa z Republiki Vanuatu. Satysfakcją jest dla mnie fakt, że na Vanuatu trafiłem przed Wojciechem Cejrowskim i Martyną Wojciechowską, którzy swoje materiały z tego miejsca zaprezentowali znacznie później.
Oprócz wystaw, ma pan na swoim koncie także wiele nagród i wyróżnień, która z nich jest dla pana największym sukcesem?
K.M: Na pewno nagrody z międzynarodowego konkursu „Krajobraz Górski” w Nowym Targu –to prestiżowa wystawa, która prezentuje bardzo znanych autorów. Wyróżnieniem dla mnie był także udział w jednym z największych międzynarodowych salonów fotograficznych w Katarze, gdzie kilkakrotnie moje prace zostały zaakceptowane do prezentacji w gronie artystów z ponad stu krajów świata. Nadsyłane jest tam kilkanaście tysięcy fotografii.
Podróże są z pewnością bardzo czasochłonne. W związku z tym, jak udaje się panu pogodzić życie zawodowe z realizacją swojej pasji?
– Ze względu na moją pracę zawodową nie mogę pozwolić sobie na dłuższe wyprawy. Są to zatem najczęściej dwa dwutygodniowe wyjazdy w roku, w ramach mojego miesięcznego urlopu. Czasami udaje mi się wyjechać na dłuższy weekend, odwiedzam wówczas najciekawsze regiony Polski.
Czy jest jakieś miejsce, do którego nie udało się panu jeszcze dotrzeć, a które chciałby pan odwiedzić i oczywiście sfotografować?
– Takich miejsc jest wiele. Świat jest bardzo duży, poza tym warto powracać w te tereny, które się już poznało. Moje wyjazdy są spontaniczne, często popycha mnie do nich rozbudzona ciekawość, wynikająca z aktualnej sytuacji na świecie. Inspirują mnie również doświadczenia innych osób. Zachętą są także oferty atrakcyjne finansowo.
Jakie są Pana najbliższe plany?
– Cały czas intensywnie pracuję. Podróże stanowią dla mnie pewien przerywnik i odreagowanie od życia codziennego. Najbliższym celem będą prawdopodobnie Indochiny, czyli Azja Południowo-Wschodnia.
Z Krzysztofem Muskalskim rozmawiała:
Katarzyna Bielecka