– Tego złota nie zdobyliśmy bez trudu. Musieliśmy w ten mecz włożyć dużo mentalności. To spotkanie tak naprawdę rozgrywało się w głowach, zarówno naszych, jak i siatkarzy z Będzina. Ta decyzja o skróceniu rywalizacji między nami była mocna, niespodziewana i wiedzieliśmy, że w czwartek zadecyduje dyspozycja dnia – mówił nam na gorąco po trzecim meczu Finału Tauron 1. Ligi kapitan Exact Systems Norwida Częstochowa, Rafał Sobański.
Rafale, co to było za widowisko w czwartek! A po meczu, ponad dwie godziny czekaliście, aż można było ogłosić, że Exact Systems Norwid Częstochowa zostaje mistrzem Tauron 1. Ligi w sezonie 2022/2023.
– Dokładnie tak. Tego złota jednak nie zdobyliśmy bez trudu. Musieliśmy w ten mecz włożyć dużo mentalności. To spotkanie tak naprawdę rozgrywało się w głowach, zarówno w naszych, jak i siatkarzy z Będzina. Ta decyzja o skróceniu rywalizacji między nami była mocna, niespodziewana i wiedzieliśmy, że w czwartek zadecyduje dyspozycja dnia. Byliśmy wtedy siatkarsko lepsi od drużyny będzińskiej. Wykorzystaliśmy wszystko, co mogliśmy. Gratuluję wszystkim w Częstochowie, całemu zespołowi. Jestem dumny, że możemy świętować awans.
Przed chwilą wspomniałeś o środowej (17 maja) decyzji FIVB, która nakazała natychmiastowe przerwanie rozgrywek pierwszoligowych. Rozmawiałem już z trenerem, Leszkiem Hudziakiem na temat tego, jak ogólnie na Was ona wpłynęła. A co Ty sam odczułeś, gdy usłyszałeś, że w czwartek będziecie kończyć sezon?
– Dowiedziałem się o tym na dzień przed trzecim meczem w Będzinie. Trener Leszek Hudziak zaprosił mnie na trening, przed którym powiedział mi: „Zanim pójdziesz do szatni, przygotować się na trening, przyjdź do mnie. Jest poważna sprawa”. Gdy już przyszedłem i określił mi dokładnie, że do klubu przyszła informacja o decyzji Związku, że kończymy w czwartek sezon, szczerze mówiąc zamurowało mnie. Nie mogłem w to uwierzyć, myślałem, że to jest po prostu żart. Ale trener wyjaśnił całą sytuację, dlaczego wydana została taka decyzja, i uznaliśmy, że to będzie dla nas szansa. Tym bardziej, że wiedzieliśmy, iż nawet jeśli pozostaniemy przy pierwotnych regułach (do trzech zwycięstw), to i tak byśmy musieli przynajmniej jeden mecz w Będzinie wygrać, czy to trzeci, czy piąty w całej rywalizacji. Wspólnie ze mną trener później przedstawił to właśnie w taki sposób całemu zespołowi. W związku z tym, podeszliśmy do tego meczu, że to jest dla nas wielka szansa i musimy ją wykorzystać.
Pamiętam, jak po drugim meczu finałowym meczu w Częstochowie (15 maja) mówiłeś, że skoro udało się złamać klątwę „Hali Orbita” we Wrocławiu, możliwe jest to również w przypadku „Areny Będzin”. No i właśnie, kiedy nie przełamywać tej przysłowiowej „klątwy”, jeśli nie w najważniejszych meczach sezonu?
– Dokładnie. To jest coś pięknego, że właśnie w takich momentach – dla nas niesprzyjających – gdzie gra się, w dotychczas wydawać by się mogło, niewygodnych nam halach, potrafimy się pozbierać. Że potrafimy wygrywać w tych najważniejszych meczach. Udało się we Wrocławiu (w drugim meczu półfinałowym – przyp. red.), a także w Będzinie. Mam nadzieję, że dalej będziemy się rozwijać, jako zespół, jako klub. Zrobimy wszystko, żeby jak najlepiej zaprezentować się w Plus Lidze.
Co do samego meczu, pierwszego seta wygraliście dość pewnie 25:20. W drugim chyba koncentracja w Waszym teamie nieco spadła, ale dość szybko się odbudowaliście. Już w trzecim secie zrewanżowaliście się będzinianom, a w czwartym to już był „łomot” w Waszym wykonaniu. Powiedz proszę, jak do tego doszło?
– Pierwszego seta wygraliśmy – jak wykazały statystyki – ze względu choćby na to, że gospodarze popełnili więcej błędów niż my. Takie też sami mieliśmy odczucia. W drugiej partii to wszystko się odwróciło, błędów było więcej po naszej stronie tym razem. Dlatego te dwa pierwsze sety mniej więcej tak wyglądały. Gdy podeszliśmy do trzeciej odsłony, wiedzieliśmy, co mamy zrobić. Musieliśmy przynajmniej zminimalizować nasze indywidualne błędy na zagrywce, w ataku czy przyjęciu. Zdawaliśmy sobie sprawę, że dzięki temu mecz może być już pod nasza kontrolą. W trzecim secie udało się zwyciężyć w podobnym stylu, jak w pierwszym. W czwartym zaś wychodziło nam chyba wszystko.
Zostałeś w czwartek MVP, podobnie jak w poniedziałek. Jak rozmawialiśmy po drugim meczu finałowym w Częstochowie, twierdziłeś wówczas, że byłeś nieco zdziwiony tym, że wybrano Ciebie najlepszym zawodnikiem meczu. W czwartek z kolei, jak wszyscy widzieliśmy, byłeś najbardziej aktywny ze wszystkich zawodników na boisku. Zdobyłeś najwięcej punktów, nie myliłeś się praktycznie w ataku. Chyba więc ta nagroda w ostatnim meczu Tobie się należała, nieprawdaż?
– Nigdy nie powiem, że ta nagroda mi się należy. Według mnie tych statuetek powinno być 7, 14 czy – wliczając też cały sztab – nawet 20. To jest sport drużynowy, gramy wszyscy razem. Tak naprawdę dzięki chłopakom mogłem się „wyróżnić” i ta nagroda mogła do mnie trafić. W innym meczu trafiała ona do kogoś innego. Jesteśmy zespołem, którego siłą w zakończonym właśnie sezonie był przede wszystkim kolektyw. Była drużyna, szatnia i tzw. chemia. Dzięki temu wszystkiemu jesteśmy na pierwszym miejscu na koniec rozgrywek.
Właśnie tego pierwszego miejsca Wam wszystkim serdecznie gratuluję. Powodzenia w Plus Lidze!
– Dziękuję pięknie!
Rozmawiał: Norbert Giżyński
Foto. Ireneusz Romanek