Exact Systems Hemarpol Częstochowa przegrał ostatni mecz z Enea Czarnymi Radom na własnym terenie. „Błękitno-Granatowi” byli jednak o krok od tryumfu, bowiem prowadzili w spotkaniu 2:0. Ostatecznie ulegli rywalom z województwa mazowieckiego 2:3. Po tej potyczce rozmawialiśmy z przyjmującym drużyny częstochowian, Damianem Kogutem, który nie ukrywał rozgoryczenia z powodu końcowego rozstrzygnięcia czwartkowej batalii. Jednocześnie poruszyliśmy temat najbliższego wyjazdu z udziałem teamu pod wodzą Leszka Hudziaka. Ten będzie mieć miejsce w niedzielę (10 grudnia). Wówczas gracze Norwida zmierzą się w Wieluniu z Barkom-Każany Lwów.
Damianie, po tym jak prowadziliście 2:0, nagle nastąpił zwrot sytuacji na parkiecie. Po tym wszystkim, chyba nasuwa się tylko jedna myśl: „To nie miało tak wyglądać”…
– Zdecydowanie nie miało to tak wyglądać. Zabrakło nam kropki nad „i”. W pierwszych dwóch setach zagraliśmy swoją siatkówkę. Nie wiem czym spowodowane to, że w trzeciej partii zagraliśmy – trzeba to otwarcie przyznać – frajersko. Z naszej hali powinniśmy „wynieść” trzy meczowe punkty, podziękować kibicom za doping i na tym wszystkim skończyć. Nie mam pojęcia, co się stało, że przegraliśmy to spotkanie. Pewnie w czasie treningu na video obejrzymy i zauważamy, gdzie tkwił dokładnie błąd. Do tej pory nie brakowało nam zaangażowania. Walczyliśmy do końca, do ostatniej piłki. Przez chwilę podczas meczu z Radomiem miałem okazję poobserwować grę naszych chłopaków poza polem gry i z tego co zauważyłem, zabrakło nam tzw. „iskierki”, którą zawsze dawaliśmy kibicom. Dlatego ostatecznie przegraliśmy.
A może wkradło się w Waszych szeregach jakieś rozluźnienie już w trzecim secie?
– Możliwe, że powodem takiego stanu rzeczy było właśnie rozluźnienie w naszych szeregach. Teraz ciężko cokolwiek powiedzieć na gorąco. Każdy ma w sobie duże nerwy. Sam nie chce nic głupiego powiedzieć. Tak czy inaczej być może właśnie za bardzo się rozluźniliśmy…
Mówisz tutaj o nerwach, ale w każdym bądź razie, trzeba będzie je zachować na najbliższy mecz, do którego dojdzie już w najbliższą niedzielę w Wieluniu z Barkom Każany Lwów.
– Zgadza się. Te nerwy musimy opanować. Jesteśmy beniaminkiem w Plus Lidze. Musimy nauczyć się tej gry w najwyższej klasie rozgrywkowej. To nie jest 1. Liga, że niewykorzystane sytuacje można później odwrócić i wygrać seta. W czwartek przeciwnik do nas przyjechał po to, żeby wywieźć ligowe punkty i tego dokonał. My niestety poddaliśmy się frajersko. No i zespół z Radomia cieszył się ze zwycięstwa.
Co do najbliższego meczu, mamy mało czasu. Gramy w niedziele o 20.30. Musimy jak najszybciej zapomnieć o tym, co wydarzyło się w czwartek w naszej hali. Mamy przed sobą kolejny bardzo ważny mecz.
W czwartek stała się podobna sytuacja jak we wcześniejszym meczu w Katowicach, gdzie graliśmy przeciwko GKS-owi. Prowadziliśmy w czwartym secie, będąc blisko wygranej w spotkaniu. A potem nie wiadomo co nastąpiło. Czy może pewność, że mecz już był wygrany? Nie. Tak nie możemy do tego podchodzić. Musimy walczyć do końca, ostatniej piłki. Trzeba być skoncentrowanym i czerpać wszystko, co posiadamy. Mimo wszystko uważam, że mamy dobry zespół, który się uzupełnia na każdej pozycji, ale po prostu nie umiemy niekiedy tego wykorzystać…
Przyznajesz, że macie dobry zespół. Jednakże jest to także drużyna, której brakuje przede wszystkim doświadczenia w Plus Lidze i musicie też z każdym meczem wprawdzie powoli, ale jednocześnie coraz bardziej rozgrywać się…
– Dokładnie. W naszym teamie gra bardzo dużo zawodników, którzy nie mieli we wcześniejszych latach styczności z Plus Ligą. Muszą się jej nauczyć. Ja sam mogę zaliczyć się do grona tych osób. Co prawda miałem w swojej karierze krótki epizod w Katowicach, ale na parkiet wchodziłem jedynie na zasadzie pojedynczych zmian. Liczymy jednakże, iż w już w najbliższym meczu pokażemy, co tak naprawdę potrafimy.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
– Dzięki.
Rozmawiał: Norbert Giżyński
Foto. Grzegorz Przygodziński